Niechlubny powrót do przeszłości

Często odnieść można wrażenie, że polskie media przekraczają granice, wydawałoby się, nie do przekroczenia. Wkrótce potem dzieje się coś, co ową granicę przesuwa jeszcze dalej. Niedawno podobnym wyczynem zaskoczył mnie (no, może nie aż tak bardzo) Tomasz Lis. Jego „Newsweek” otworzył nowy rozdział w walce z Kościołem. Ale czy faktycznie taki nowy?

Okładki tygodnika budzą oburzenie nie tylko wśród katolików. Nic w tym dziwnego, ponieważ (nawet odcinając się od kontekstu) ogólnopojęta przyzwoitość nie pozwala na obojętne podejście do sprawy. Czy trzeba zastanawiać się nad tytułem Polski kościół kryje pedofilię, gdy powyżej głowa chłopca stojącego przed księdzem znajduje się na, nazwijmy to, niepokojącej wysokości? Wrażenie odbierane w ułamku sekundy, po choćby powierzchownym zerknięciu na okładkę, w zupełności wystarcza.

newsweek9-13

Fot. Newsweek.pl

Nowa jakość postępowych mediów

Ten przykład nie jest niestety pojedynczym incydentem. Wystarczy prześledzić antyklerykalne „wizytówki” kolejnych numerów tygodnika, by stwierdzić, że nagonka na Kościół nie jest dla jego wydawców zwykłym wbijaniem szpilki, a raczej wieloetapowym procesem. Okładki albo budzą jednoznaczne skojarzenia albo atakują świadomość dobitnym tytułem. Wystarczająco odrzucające jest pokazanie całujących się mężczyzn (z namiętnością właściwą raczej mężczyźnie i kobiecie), jednak dla autorów konieczne jest ubranie ich w sutanny.

Wyrazista okładka oraz tytuł zwracający uwagę nie jest bynajmniej zbrodnią – raczej standardem. Jakoś trzeba się przecież wyróżniać wśród innych periodyków. Jednak w tej konkretnej sytuacji trudno oprzeć się wrażeniu, że Newsweek cierpi na rodzaj chorej obsesji na punkcie Kościoła, ściślej – jego niewątpliwych słabościach. Wcześniejszy, tak ostry atak na jakąkolwiek instytucję prowadzony przez jedną redakcję lub telewizję trudno sobie przypomnieć. Nawet TVN zdaje się mieć pewien umiar w manipulowaniu obrazem środowiska pisowskiego. W każdym razie przy Newsweeku uchodzić może za telewizję z niezwykle wyważonym przekazem.

Atak za atak

Zdecydowanej reakcji któregoś ze środowisk bardziej konserwatywnych można było się spodziewać. Bracia Karnowscy odpowiedzieli agresją za agresję. Dzięki temu, że skupili się na konkretnej osobie, a nie na całym środowisku, efekt medialny był odpowiednio większy. Gdy dodamy, że tą konkretną osobą był Tomasz Lis, prasowy kocioł mamy niemal pewny.

wsieci13

Fot. wSieci.pl

Przedstawienie Lisa jako Josepha Goebbelsa polskiej przestrzeni medialnej jest w moim przekonaniu uderzeniem w czuły punkt tzw. nowoczesnych i oświeconych Europejczyków, których jest on naczelnym przedstawicielem. Ciężko bowiem przełknąć tak gorzką pigułkę, gdy samemu wrzuca się szowinizm, nietolerancję i (o zgrozo!) przywiązanie do tradycyjnych wartości do jednego worka o nazwie FASZYZM. Gdy wSieci przypomniał hitlerowskie praktyki antykościelnej propagandy i stwierdził, że obecna linia działania Newsweeka jest im niepokojąco bliska, Lisa wyraźnie zabolało. Czy dlatego, że nie chce być Goebbelsem? Czy może po prostu przestraszył się, że ktoś odkrył źródło jego antyklerykalnych fascynacji?

Michał RADZIMIŃSKI

Dodaj komentarz