Lechici grają falami

Mecz z 27 kolejki piłkarskiej T-Mobile Ekstraklasy pomiędzy Lechem Poznań, a Lechią Gdańsk był znakomitą okazją do tego, by piłkarze Kolejorza zwycięsko uczcili 92 rocznicę powstania klubu. Czy jednak styl, jaki zaprezentowali na boisku był godny barw klubu, jakie noszą? Niestety był to kolejny mecz, który Lechici zagrali falami.

 

Początek meczu nie zapowiadał niczego dobrego. Zarówno widz oglądający spotkanie przed telewizorem jak i ekspert piłki nożnej mogli odnieść to samo wrażenie. Piłkarze z Poznania chcieli jak najszybciej zapomnieć, o tym co stało się w Łodzi. Po krótkim czasie stres wywołany chęcią zmazania blamażu okazał się tak silny, że w Lokomotywie zabrakło maszynisty. Podania, choć długie, nie były dokładne, akcje przeprowadzane były wyłącznie jednym skrzydłem, pod bramką wyraźnie brakowało wykończenia akcji i przysłowiowej „kropki nad i”.

Odmiana oblicza boiskowych wydarzeń nastąpiła po 25 minucie, kiedy gospodarze zaczęli dominować. Kilkukrotnie przed szansą pokonania Mateusza Bąka stawał po podaniach swoich kolegów Łukasz Teodorczyk. Kibice na trybunach nie doczekali się celnego wykończenia, jakiego miał dokonać popularny Teo. Przełamanie nastąpiło w drugiej części pierwszej połowy, gdy Szymon Pawłowski zmylił dwóch zawodników gości i strzałem w kierunku dalszego słupka pokonał Bąka. Kibice wydawali się być ukontentowani, ale piłkarze podkreślali, że wynik nie jest zbyt pewny i grać trzeba do końca.

Druga połowa spotkania zwłaszcza w swej pierwszej fazie przybrała inne oblicze. Lechici od początki dominowali, starali się stwarzać jak najwięcej podbramkowych sytuacji. Bramki doczekał się także Łukasz Teodorczyk. Kiedy wydawało się, że miejscowi mogą być spokojni o ligowe punkty łódzkie koszmary powróciły. Poślizg na mokrej murawie Marcina Kamińskiego wykorzystał Patryk Tuszyński, który zdobył bramkę. Gdańszczanom nie starczyło czasu na dogonienie Kolejorza. Trzy punkty zostały ostatecznie w Poznaniu, co nie zmienia faktu, że miejscowi kibice o wynik znów obawiali się do ostatniego gwizdka, a piłkarze w końcówce popełniali dziecinnie proste błędy i znów grali falami.

Szymon LIPIŃSKI

Dodaj komentarz