Czy śmierci się boicie?

Nowoczesna wizja Szarych Szeregów, czy kpina z historii? Czyli o adaptacji „Kamieni na Szaniec”  stworzonej przez Roberta Glińskiego.
Nasz kraj, przepełniony mesjanizmem i ciągłą walką o niezależność, nigdy nie narzekał na brak bohaterów. Ich poczet zwiększał się więc sukcesywnie wraz z każdą kolejną bitwą, czy wojną. Nie na brak herosów, lecz na brak aktualności narzekają młodzi ludzie, którzy coraz częściej za wzorce wybierają popularnych uczestników reality show i gwiazdy youtube’a. Wykorzystując hollywoodzką opowieść Kamińskiego wraz z nowoczesnym spojrzeniem Pawła Edelmana, walkę z tym próbuje podjąć Robert Gliński, filmową adaptacją powieści „Kamienie na Szaniec”.

Rzucony na szaniec
Film wzbudzał kontrowersje jeszcze przed kinową premierą. Prawicowi krytycy uważali, że jest on przekłamany i obraża swoim obrazem młodych żołnierzy Szarych Szeregów. Kolejna fala krytyki przybyła wraz z oświadczeniem Fundacji Harcerstwa Drugiego Stulecia. Autorzy komentarza zobaczyli nieukończoną jeszcze wersję filmu. Już wtedy nie szczędzili złych opinii na jego temat. Fundacja zarzucała reżyserowi wiele, zaczynając od niekonsekwencji, kończąc na obrazie polskich bohaterów. ”Interpretacja zastosowana w filmie Roberta Glińskiego przekracza granice dobrego smaku i obdarta jest z należytego bohaterom szacunku(…). Film ten nie zasługuje, naszym zdaniem, na rekomendowanie go dzisiejszej młodzieży, naszym córkom i synom, ich środowiskom i szkołom ani dzisiejszym środowiskom i organizacjom harcerskim” – twierdzili przedstawiciele Fundacji. Reżyser szybko skomentował całe zamieszanie mówiąc, iż młodzi ludzie powinni zobaczyć ten film i wydać własną opinię. Jego zdaniem, książka pisana jest w sposób sprawozdawczy, nie ma w niej opisu przeżyć bohaterów, ale surowe fakty. Gliński próbował zrozumieć młodych ludzi, którzy przecież chcieli żyć normalnie, bawić z przyjaciółmi, kochać się z dziewczynami, ale sytuacja im na to nie pozwoliła. Musieli stanąć w obronie swojej ojczyzny. Całe oświadczenie Fundacji Harcerstwa Drugiego Stulecia autor nazwał „nadużyciem moralnym”. Zarzucał mu, że negatywna opinia była wydana bez obejrzenia pełnej wersji filmu. Jednak krótko po opinii fundacji swój patronat wycofał Prezydent RP, wnuk Aleksandra Kamińskiego, który udzielił praw autorskich do dzieła swojego dziadka dr. Wojciecha Feleszko zażądał wycofania z napisów końcowych Na domiar złego, tygodnik „Wprost” umieścił na swojej okładce plakat „Kamieni”, a artykuł, który znalazł się w środku numeru zapowiedział tytułem „Seks, kłamstwa i Szare Szeregi. Dlaczego w Polsce szarga się bohaterów”.

 

Nie na tarczy, a z tarczą    

Pomimo fali krytyki, reżyser osiągnął postawiony sobie cel. Młodzi ludzi docenili film, uważając, że jest ciekawszy od książki. Nie dostrzegli przesady i obrazy bohaterów. Uwspółcześnienie psychiki „żołnierzy” oraz wykreowanie ich na „współczesnych” młodzieńców z włosami na żel, było zabiegiem świadomym, który przybliżył polską opowieść Szarych Szeregów do kina „Avegersów”. Kontrast pomiędzy chwilami radości z wysadzania torów, a rozpaczą po śmierci Rudego, również uwspółcześnia całą historię i pokrywa się z tłumaczeniami reżysera. Postacie odgrywane są poprawnie, jednak na najwyższą notę w kunszcie aktorskim zasługują Tomasz Ziętek, który perfekcyjnie zagrał rolę Jana Bydnara oraz  Wolfgang Boos – filmowy Rottenführer Ewald Lange, który to „Rudego” torturował. Sceny z udziałem tych dwóch panów są doskonale dopracowane i perfekcyjne w każdym calu. Trzymają one w napięciu niczym przejażdżka rollercoaster’em i pomimo, iż wszyscy wiedzą „jak to się skończy”, każdy ma ochotę na więcej. Olbrzymią rolę w całym filmie odgrywa również muzyka. Tutaj na szczególne słowa uznania zasłużył Łukasz Targosz, który doskonale operuję symfonią dzięków i emocji, za pomocą prostych brzmień riffu gitarowego czy – w scenach zadumy – pianina i skrzypiec. Muzyka dodaje smaku, dopełnia cały obraz skonstruowany przez reżysera, operatorów czy aktorów i scala cała tę mozaikę w jedno. Warto też wspomnieć o utworze „4:30” Dawida Podsiadło, który powstał, by promować cały film, a przy tym osiągnął duży sukces.    

„Szkoły przyjdą”     

Jako wierny fan powieści Kamińskiego polecam „Kamienie na szaniec”. Film jest jedną z najlepszych adaptacji lektur ostatniej dekady. Pomimo przesady i licznych kontrargumentów uważam, że uwspółcześnienie było konieczne i stało się atutem całej opowieści. Opowiada on historię nie bohaterów narodowych, a młodych ludzi, którzy z dnia na dzień musieli wejść w dorosłość. Opisuje to w sposób realny, bez patetyzmu stawiając nam konkretne pytanie – „Co by było gdybym był na ich miejscu?”.  W moim odczuciu film nie zaszkodził powieści, a wręcz przeciwnie, rzucił on nowe światło na świat opisywany przez Kamińskiego. Warto też dodać, że nie jest jedynie ekranizacją służącą wyłącznie  do „zaliczenia” lektury. Czy wizja „Kamieni na Szaniec” Roberta Glińskiego wam odpowiada? Musicie zdecydować sami!
Mateusz IWIŃSKI

Dodaj komentarz