Gdańska degrengolada

tylkopilka.pl

tylkopilka.pl

– Cele na ten sezon? Zajęliśmy czwarte miejsce w poprzednim. Ma być progres — w tych słowach dyrektor Lechii Gdańsk, Andrzej Juskowiak, mówił o planach na nadchodzący sezon. Dziś nie ma go już w klubie, a drużyna szykowana do walki o puchary, ze strachem w oczach zagląda w dół tabeli.

 Nic dziwnego, że władze Lechii dość optymistycznie spoglądały w przyszłość. Zespół zakończył poprzedni sezon na czwartym miejscu. Było to najwyższe miejsce Gdańszczan od 58 lat (!). Spora w tym zasługa Ricardo Moniza, który pożegnał się w przerwie letniej z Gdańskiem. Nie zmieniło to założeń właściciela klubu, który wydał niemałe pieniądze na zbudowanie potęgi. Franz Josef Wernze odważnie zaczął inwestować we wzmocnienia. Warto podkreślić, że ostatnio tyle zamieszania na rynku transferowym, zrobił jeszcze w poprzednim wieku Bogusław Cupiał, kiedy to zaczynał swoją przygodę z Wisłą Kraków. Tamten eksperyment okazał się ogromnym sukcesem. Biała Gwiazda na wiele lat zdominowała polskie podwórko. Była także bardzo blisko wejścia do fazy grupowej Ligi Mistrzów.

Portugalski polot

 W Gdańsku pierwszym dość ważnym posunięciem, było zatrudnienie nowego trenera. Został nim Joaquim Machado. Miał kontynuować kurs, który obrał dla gdańskiego klubu jego rodak — Ricardo Moniz. Wielkim zwolennikiem tej kandydatury był Andrzej Juskowiak. Portugalczyk w swoim CV wpisane ma m.in. awans z CD Feirense do portugalskiej ekstraklasy. Wydaje mi się, że sukces, jakim było — wspomniane wcześniej — czwarte miejsce Gdańszczan, przyczynił się do tego, że szukano tylko zagranicznego trenera. Moniz odbił olbrzymie piętno na swoich zawodnikach. Udowadniał, że nie brakuje im umiejętności, lecz odpowiedniej mentalności, mentalności zwycięzców. Kontynuatorem myśli szkoleniowej Moniza miał być właśnie Machado. Władze Lechii liczyły na przeniesienie ofensywnego stylu gry, jaki preferowały drużyny pod jego wodzą.

Zgubne wypożyczenia

 Było to widać, szczególnie po transferach, jakich dokonał Portugalczyk. Do Lechii przybyło, aż 21 zawodników. W oczy szczególnie rzuca się liczba wypożyczeń. Nie da się budować stabilności w zespole, jeśli wiadomo, że po rundzie lub sezonie, połowa składu wróci do swoich macierzystych klubów. Na papierze Lechia ma imponujący skład. Co ciekawe, większość z tych zawodników traktuje biało-zielonych jako koło ratunkowe. Wielu z nich wpadło w stagnację. Nie grali w swoich poprzednich klubach. Ich kariery stanęły w miejscu. Szansą dla nich miała okazać się właśnie gdańska drużyna. Do tej grupy zawodników można zaliczyć Bartłomieja Pawłowskiego. Napastnik zdobył bramkę w hiszpańskiej La Lidze, jednak nie zdołał wywalczyć miejsca we wyjściowej jedenastce Malagi. Po nim spodziewano się najwięcej, lecz, jak zwykle bywa w takich sytuacjach, piłkarz nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Szczególnie debiut w barwach Lechii okazał się dla Pawłowskiego zupełnie nieudany. Został zmieniony już po 40 minutach. Nie tego spodziewano się po byłym zawodniku hiszpańskiej Malagi.

Houston mamy problem

 Jesteśmy świeżo po zakończeniu jesiennej rundy T-ME. Lechia z raptem 4 zwycięstwami, plasuje się dopiero na 12 miejscu. Zarząd klubu długo nie wytrzymał. Po 9 kolejce rozstano się z Machado. Portugalczyk nie okazał się wybawicielem Gdańszczan. Wraz z nim pracę stracił Juskowiak, który własną głową zapłacił za rekomendację tego pierwszego. Najgorsze dopiero miało się wydarzyć. Mówiono o zatrudnieniu kogoś z trójki: Hajto, Fink oraz…Moniz, który w międzyczasie został zwolniony z TSV 1860 Monachium. Szczególnie komicznie wyglądały negocjacje z Tomaszem Hajtą. Były trener Jagiellonii Białystok uzyskał co prawda zielone światło od właściciela gdańskiego klubu, jednak kandydaturę Polaka odrzuciła rada nadzorcza biało-zielonych. Te wydarzenie obnażyło Lechię. Właściciel robi jedno, zarząd drugie. Nie da się zbudować piłkarskiej potęgi, jeśli struktury klubu, uniemożliwiają podjęcie jakiekolwiek decyzji. Decyzja właściciela powinna być nadrzędna w stosunku do decyzji zarządu. Klub okazał się pośmiewiskiem całej Polski. Nie przeszkodziło to w powierzeniu funkcji trenera Tomaszowi Untonowi. Dość ryzykowny ruch. Nie ukończył on żadnych kursów trenerskich, nie posiada doświadczenia oraz nigdy nie współpracował z jakimkolwiek trenerem, od którego mógłby się czegoś nauczyć. Szczególnie bolącym wspomnieniem musi być dla Gdańszczan wycieczka do Stalowej Woli. Lechia odpadła z pierwszoligowcem już w 1/16 Pucharu Polski. Wtedy wydawało się, że plany na ten sezon, są mało realne.

Quo Vadis?

 Zamiast bić się o europejskie puchary, gdański klub musi szukać sposobu, by wyjść na prostą. Na pewno, nie pomaga to w przyciągnięciu kibiców na PGE Arenę, która i tak świeci pustkami. W Gdańsku nie ma mody na Lechię. Średnia frekwencja w tej rundzie to ponad 14 tys. widzów. Wszystko wskazuje na to, że przerwa zimowa będzie czasem czystki. Dziś wiadomo, że włodarzom biało-zielonych skończyła się cierpliwość do Tomasza Untona. Na jego miejsce został wybrany Jerzy Brzęczek. Przed 42-krotnym reprezentantem Polski niebywale ciężkie zadanie. W Gdańsku na pewno nie zapomnieli, jakie są cele na trwający sezon. Jedno jest jednak pewne — dopóki w Lechii nie będzie stabilizacji, dopóty panować będzie chaos, a klub nadal będzie jawił się, jako kolos na glinianych nogach.

Hubert OSSOWSKI

Dodaj komentarz