Krajobraz po serialu

czas honoru

Był 23 listopada bieżącego roku, gdzieś w okolicach dwudziestej drugiej. Siedziałem na sofie i patrzyłem bezwładnie w ekran telewizora.  „A więc odszedł” – pomyślałem ze smutkiem. Nastąpił koniec tej wielkiej, choć czasem szorstkiej, przyjaźni pielęgnowanej od blisko siedmiu lat.

„Czas honoru”, którego ostatni odcinek siódmej i zarazem finałowej serii wyemitowano właśnie 23 listopada 2014 roku, to serial, którego przedstawiać (przynajmniej mam taką nadzieję) nie trzeba. Jako iż nadszedł kres przygód, które My, telewidzowie, przeżywaliśmy razem z Michałem, Bronkiem, Władkiem i Jankiem,  warto zająć się podsumowaniami.

„Czas honoru” to z pewnością produkcja niezwykła, która ukazała pewne zjawisko, do tej pory jakby ukryte, a przez niektóre środowiska wręcz niechciane. Otóż młodzi, ale nie tylko, Polacy kochają seriale wojenne! Czekali z utęsknieniem na godnych następców Hansa Klossa i czterech pancernych, by wreszcie ich pragnieniu stało się zadość. Telewizja Polska powinna i głęboko wierzę, że to zrobi, wyciągnąć wnioski i miast podążać drogą tanich, komercyjnych pseudoseriali o wyimaginowanych kłopotach Polaków, zainwestuje w coś wartościowego, w rodzimą historię. Tematów na dobre produkcje z pewnością nie zabraknie.

Z drugiej strony, nie można nie zauważyć, że we wszystkim należy mieć umiar. Po świetnej I serii , nieco słabszej II i znów niezłej III, producenci serialu powinni wziąć głęboki oddech – poczekać rok, zebrać pieniądze, pomyśleć, a następnie zrobić IV serię o Powstaniu i V o czasach powojennych – jedną, konkretną, ale wymowną. Niestety tak się nie stało i serie od IV do VII należy zaliczyć do przeciętnych, choć oczywiście „momenty były”. Szczególnie, nie przypadła mi do gustu idea „powrotu do Powstania”. Pewność, że główni bohaterowie serialu przeżyją zryw w Warszawie, odebrała kolejnym odcinka nutkę napięcia. Ponadto, ostatnie cztery serie wyróżniały się coraz bardziej nieprawdopodobną i nazbyt miłosną fabułą, co po prostu musiało zacząć nudzić.

Na plus należy jednak z pewnością zapisać kreacje aktorskie, w szczególności Jakuba Wesołowskiego i Jana Wieczorkowskiego. Cała czwórka głównych bohaterów mocno zapada w pamięć, są oni charakterystyczni i wyjątkowi, co niewątpliwie jest zasługą obsady. Warto dodać, że większość przedstawionych w serialu operacji bojowych było opartych na faktach i tym samym niewątpliwie zwiększa wartość tej produkcji jako historycznej. Oczywiście, nie wykonywała ich grupa czterech superbohaterów, ale myślę, że akurat to możemy scenarzystom „Czasu honoru” wybaczyć!

„Czas honoru” nie jest serialem wybitnym, choć z pewnością dobrym i to wystarczyło, aby już dziś stał się kultowy. Jak widać nie trzeba na nowo odczytywać historii, doszukując się Polaków mordujących Żydów czy współpracujących z Niemcami, by zdobyć serca widzów. Bo któż, na Boga, za dziesięć lat będzie pamiętał o „Pokłosiu”?

Patryk HALCZAK

Dodaj komentarz