Szczęśliwi kilometrów nie liczą

Fot. zwierciadlo.pl

Fot. zwierciadlo.pl

Dla jednych rower jest codziennym środkiem transportu, dla innych okazją do letnich wycieczek z rodziną lub przyjaciółmi. Są też tacy, którzy lepiej czują się na dwóch kółkach niż na własnych nogach. O kolarstwie, rowerach i radości, jaką daje jazda, rozmawiam z Pawłem Adamkiem – absolwentem turystyki i rowerowym pasjonatem.

Co jest najbardziej fascynujące w kolarstwie i wyprawach rowerowych?

Jak jadę gdzieś daleko, szybko pod górkę, albo zjeżdżam po trudnym terenie, czuję wtedy wewnętrzną siłę. Daję z siebie wszystko i walczę z samym sobą. Poza tym można zobaczyć spory kawałek świata i poznać dogłębnie swoją okolicę w promieniu tych kilkudziesięciu kilometrów.

To stąd akurat taka pasja?

U mnie wszystko zaczęło się w dzieciństwie. Każdy dzieciak lubi jeździć na rowerze. To najzwyklejsza na świecie frajda. W moim przypadku to dojrzewało i z dziecinnej jazdy dla frajdy przerodziło się w pasję. Nie powiedziałbym, że w coś profesjonalnego, bo wyczynowcem nie jestem, ale amatorem też nie. Jednak cały czas najważniejsza jest przyjemność. Skakanie, zasuwanie szybko, jazda po górach, najzwyklejsza radocha ze śmigania. Po prostu to kocham.

Jakie są typy kolarstwa?

Jeśli cię to interesuje, to odsyłam do mojej pracy licencjackiej „Próba systematyki dyscyplin kolarstwa górskiego w typologii turystyki kwalifikowanej”. Tak w największym skrócie – jest kolarstwo szosowe i górskie. Szosowe dalej można podzielić na torowe, klasyczne kolarstwo szosowe, czyli wyścigi typu Tour de France i triathlon, którego jedną ze składowych jest szosowa jazda na czas. Dyscyplin kolarstwa górskiego też jest sporo. Na wyścigach XC zawodnicy ścigają się na kilku okrążeniach po kilku- lub kilkunastokilometrowej pętli, a w maratonach jeździ się ciągiem długą trasę. Jest też enduro, czyli trochę turystyka i trochę survival – jazda z góry i pod górę, długie wycieczki z elementami jazdy technicznej i wyczynowej. Są zawody enduro, ale można też jeździć w ten sposób bez ścigania się, w formie wypraw. Wśród dyscyplin górskich jest też downhill, czyli kolarstwo zjazdowe i all mountain – po prostu turystyczna jazda w terenie górskim. Z innych dyscyplin kolarstwa można wymienić dual slalom, four cross, wyścigi BMX, freestyle BMX, trial, dirt. Poza takimi sztywnymi podziałami wspomniałbym jeszcze o turystyce kolarskiej jako dyscyplinie samej w sobie. Jako ciekawostkę można wskazać np. bike polo, czyli polo na rowerach. Jest też coś takiego jak jazda na ostrym kole, którą może nazwać osobną „dyscypliną”, ale to raczej zajawka lub dla niektórych wręcz styl życia, jakaś tam filozofia jazdy rowerem.

I każda z tych dyscyplin wymaga odpowiedniego sprzętu?

Tak i nie.

To znaczy, że można, mając jeden rower, spróbować każdej?

Nie, absolutnie nie. Myślałem raczej o tym, że gdyby się nie trzymać tych podziałów, to ktoś młody czy ktoś, kto ma mało kasy, spokojnie może popróbować różnych dyscyplin z takim sprzętem, jaki ma. Jeśli jednak trzymamy się ideałów, to właściwie tylko kilka dyscyplin pokrywałoby się sprzętowo ze sobą.

Jak zatem wytłumaczyłbyś laikowi, czym różnią się rowery szosowe od górskich?

W zasadzie każda jedna część się różni. Najważniejsza jest rama, do niej wszystkie pozostałe części są przymocowane. W szosówce i góralu ramy mają zupełnie inną geometrię, bo muszą spełniać inne funkcje. Rowery szosowe mają być lekkie i smukłe, górskie – wytrzymałe. Na szosówce jest się pochylonym do przodu, dla mniejszego oporu powietrza. Górskie są mniej lub bardziej odchylone do tylu, żeby można było zjeżdżać bez koziołka przez kierownicę. Koła w szosówce mają wąskie oponki bez bieżnika, żeby zmniejszyć opór toczenia, a w góralu są szerokie walce z klockami, żeby trzymać się dobrze nawierzchni. W góralach z reguły kierownice są proste, w szosówkach są charakterystycznie wygięte, żeby można je było trzymać w dolnym chwycie, co jest ważne np. przy zjeździe ulicą w dół 100km/h.

Ale, jak powiedziałeś wcześniej, na początek z jednym rowerem też można sobie nieźle poradzić. Jaki były najbardziej uniwersalny?

Nie ma takiego roweru. Ale do jazdy totalnie amatorskiej i bardzo uniwersalnej, czyli szosa, lekki teren, codzienna jazda po mieście, najlepszy będzie rower trekkingowy. Rama to coś pośredniego pomiędzy szosówką a góralem, pozycja raczej wygodna, opony średnie – ani wąskie, ani szerokie, z lekkim bieżnikiem. Takim rowerem najczęściej uprawia się turystykę rowerową. Można nim jeździć na co dzień po mieście, do pracy, na krótkie przejażdżki. W zasadzie można by się wybrać nim na dalsze trasy, ale na pewno nie na wyścigi. Niewykluczona jest jazda po lekkim terenie, jak las, pagórki, pole, łąka, ale o prawdziwej jeździe górskiej – zapomnij.

Jakie trasy lubisz najbardziej? Góry?

Nie tylko. Tak samo lubię jazdę szosową, jak górską. Nie jarają mnie za to wyścigi, nie podchodzę do rowerów wyczynowo. Lubię wycieczki typowo turystyczne, przejażdżki, codzienną jazdę po mieście, dalekie wyprawy szosówką po 200 kilometrów dziennie, jazdę po górach, po lesie. Jeżdżę też na dualu, czyli po takim torze, gdzie można uczyć się techniki jazdy, skakać, robić tricki. Ale chyba faktycznie najbardziej lubię jazdę górską, w ciężkim terenie, gdzie podjeżdża się pod strome miejsca, a później są szybkie, trudne zjazdy. Na drugim miejscu jest jazda szosowa – szlifowanie kondycji, dalekie trasy od 50 do 200 kilometrów, ale cały czas amatorskie, bez pierwiastka jazdy wyczynowej.

Mówisz, że to nie jazda wyczynowa, ale 200 kilometrów robi wrażenie. Ile przejechałeś najwięcej jednego dnia?

Około 230 kilometrów. W każdym razie tyle kiedyś z kumplem przejechałem, bo ja jeżdżę bez licznika. Szczęśliwi kilometrów nie liczą. Wiele osób jeździ amatorsko i na siłę robią jak najwięcej kilometrów, żeby się później chwalić. Jak dla mnie albo się jeździ dla frajdy, albo się z kimś konkuruje.

Naprawdę  nie ciągnie cię do żadnych zawodów? Nie chciałbyś się zmierzyć z innymi?

Absolutnie. Nie mam na to najmniejszej ochoty. No, może czasem pojawiają się myśli, że fajnie byłoby być megadobrym. Oczywiście chcę być dobry, ale dla siebie, nie dla innych, a tym bardziej nie dla wygrywania zawodów.

Planujesz w najbliższym czasie jakieś wyprawy?

O tak, niedawno przeprowadziłem się w góry i to mi daje ogromne możliwości. Mieszkając wiele lat w Rawiczu, dokładnie poznałem tamtą okolicę na rowerze. Nie ma tam miejsca, w promieniu kilkudziesięciu kilometrów, gdzie nie byłem rowerem. Teraz planuję dokładną eksplorację mojego nowego miejsca zamieszkania. Jest tu bardzo dużo tras szosowych. Będę chciał dotrzeć do turystycznych miejscowości, takich jak Nowa Ruda, Bardo, Kłodzko, Międzygórze. A rowerem górskim zjeżdżę okoliczne wzgórza. Szlaki MTB do kilkunastu kilometrów ode mnie będę znał na pamięć. Jak tylko będzie ku temu okazja, będę się zapuszczał góralem w Góry Sowie, Kamienne, Suche, Wałbrzyskie…

Wygląda na to, że znalazłeś się we właściwym dla siebie miejscu.

Zdecydowanie tak!

Rozmawiała Magdalena WITEK

Dodaj komentarz