Strażak wzniecił pożar

stadiumguide.com

stadiumguide.com

Kluby z dwóch rzeczywistości. Pierwszy, pretendujący do mistrzostwa Polski, z ambicjami na grę w eliminacjach Ligii Mistrzów. Ogromny budżet, wysokie pensje piłkarzy, trener z bogatym doświadczeniem. Drugi klub z niewielkiego miasta, piłkarze półzawodowcy, zajmujący aktualnie dziewiąte miejsce w rozgrywkach II ligi. Łączy je półfinał Pucharu Polski. Pierwszy mecz kończy się niespodziewanym zwycięstwem drużyny ze Stargardu Szczecińskiego. Lechowi Poznań pozostaje 90 minut meczu rewanżowego, aby choć w części zmazać plamę, odrobić straty i awansować do finału.

Pierwszy mecz półfinału Pucharu Polski w Stargardzie Szczecińskim cieszył się ogromnym zainteresowaniem. Obiekt mogący pomieścić niespełna 3 tysiące widzów wypełnił się po brzegi. Wejściówki na to spotkanie rozeszły się w 3 godziny. Kibice Błękitnych, po wyeliminowaniu przez ich zawodników Cracovii Kraków, liczyli na kolejną niespodziankę i nie zawiedli się. Tym razem w Stargardzie poległa druga drużyna T-Mobile Ekstraklasy.

Lech Poznań w ostatniej kolejce Ekstraklasy pokonał u siebie największego rywala, Legię Warszawa, i nic nie zapowiadało, aby drużyna ze Stargardu mogła po raz kolejny pokonać rywala z wyższej klasy rozgrywkowej. Tym bardziej, że trener Lechitów, Maciej Skorża, nie oszczędzając swoich podopiecznych, delegował do gry silny skład, w którym, w porównaniu do ostatniego meczu, zaszły tylko trzy zmiany.

Pierwsze minuty spotkania nie zapowiadały katastrofy. Rozgrywka toczyła się przy porywistym wietrze i opadach deszczu. Mimo trudnych warunków piłkarze Lecha zgodnie z planem już w 9. minucie objęli prowadzenie po uderzeniu Sadajewa. Wydawałoby się, że drużyna z takim doświadczeniem będzie kontrolowała przebieg spotkania, tym bardziej że rywal na co dzień występuje w trzeciej klasie rozgrywkowej. Niestety ten dzień nie należał do drużyny z Poznania. Potem bramki strzelali już tylko zawodnicy Błękitnych. Dwa stałe fragmenty w 54. i 60. minucie meczu pozwoliły wyjść gospodarzom na prowadzenie za sprawą bramek strzelanych przez Tomasza Pustelnika, który z zawodu jest strażakiem. Wynik w 84. minucie meczu ustalił obrońca Łukasz Kosakiewicz. Lech kończył mecz w „10”, ponieważ w 86. minucie za dwie żółte kartki z boiska usunięty został Zaur Sadajew. Kibice w Poznaniu, którzy dowiedzieli się o wyniku końcowym, na pewno w pierwszej kolejności pomyśleli, że stali się ofiarami primaaprilisowego żartu. Niestety prawda jest taka, że przed rewanżem, który odbędzie się 9 kwietnia przy Bułgarskiej, to piłkarze ze Stargardu są bliżsi finału na Stadionie Narodowym. Dzieli ich od niego zaledwie 90 minut.

Niespodziewana porażka aktualnego wicemistrza Polski w mediach społecznościowych wywołała wiele emocji. Głos zabrał sam prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej Zbigniew Boniek, który za pomocą Twittera zaprosił piłkarzy Błękitnych na finał: „Błekitni już są zaproszeni na Finał PP! W jakiej roli? To zależy od nich -))”. Natomiast dziennikarz sportowy Krzysztof Stanowski krótko i dosadnie skomentował kompromitację Kolejorza: „Dlaczego jedni grają w Ekstraklasie, a inni w drugiej lidze? Bo Ekstraklasa wszystkich nie pomieści. A można byłoby ich bez szkody podmienić.” Suchej nitki na piłkarzach Lecha nie pozostawia także Radosław Nawrot: „Wstyd. Niesłychany wstyd”.

Kinga KWIECIEŃ

Dodaj komentarz