Być jak Finlandia

11204778_793545480764292_156025484_o

wikipedia.pl

II wojna światowa często kojarzona jest jedynie ze zmaganiami największych światowych mocarstw: Niemiec, Stanów Zjednoczonych, Związku Sowieckiego, Wielkiej Brytanii etc. Rzadko dostrzegamy to, iż jednocześnie okres pomiędzy 1939 a 1945 rokiem stanowił czas walki o przetrwanie, prowadzonej przez wiele pomniejszych państw pragnących uchronić się przed wojenną pożogą i agresywnymi zapędami sąsiadów. Finlandia była jednym z nielicznych, którym ta sztuka się powiodła.

Finowie z pewnością spodziewali się, że 6 grudnia 1917 roku – dzień w którym ogłosili niepodległość swojej ojczyzny, będzie zaledwie początkiem boju o jej niezależny byt. O ile kraje leżące na zachód – Szwecja i Norwegia – nie stanowiły dla nowo powstałego państwa zagrożenia, o tyle na wschodzie czaił się wróg potężny i, co gorsza, dążący do starcia. Bolszewicka Rosja, skryta w 1922 roku pod nazwą Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich, mimo początkowej aprobaty dla fińskiej suwerenności, nigdy nie wyzbyła się pragnienia włączenia terenów dawnego Wielkiego Księstwa Finlandii do budowanego imperium „klasy robotniczej”.

Zdając sobie sprawę z problematycznego położenia, fińscy przywódcy na czele z wybitnym żołnierzem i politykiem, marszałkiem Carlem von Mannerheimem, zdecydowali się, nie licząc na sojuszników, własnymi siłami przygotować się do nieuchronnej batalii o wolność. Od 1929 roku na Przesmyku Karelskim, na terenie będącym najbardziej prawdopodobnym miejscem uderzenia Armii Czerwonej, rozpoczęto budowę linii umocnień nazwanej później linią Mannerheima. Jednocześnie, nie zaprzestając rozwijania pozycji obronnych, w 1932 roku podpisano z Moskwą pakt o nieagresji.

I tak, gdy w październiku 1939 roku Stalin wysunął wobec Kraju Tysiąca Wysp żądanie terytorialnych cesji na rzecz ZSRS, dzielni mieszkańcy tego państwa mogli powiedzieć stanowczo: Nie! Jakże musiał zdziwić się sowiecki dyktator, kiedy Armia Czerwona przekroczywszy 30 listopada granicę z Finlandią, utknęła na linii Mannerheima. Fińskie wojsko złożone z ćwierć miliona żołnierzy wyposażonych w pięćdziesiąt czołgów i niewiele powyżej stu samolotów, zatrzymało na ponad 2 miesiące sowieckie oddziały liczące milion ludzi oraz kilka tysięcy pojazdów pancernych wspieranych przez potężne siły powietrzne. Ubrani w maskujące mundury fińscy snajperzy dziesiątkowali sowieckie jednostki, butelki ze środkiem zapalającym, zwane przewrotnie koktajlami Mołotowa, niszczyły bolszewickie czołgi. Nawet, gdy dzięki wzmożonemu wysiłkowi RKKA i wyczerpaniu sił fińskiej armii, umocnienia zostały przerwane i postanowiono zawrzeć ze Związkiem Sowieckim pokój, ten mały, bohaterski naród mógł być z siebie dumny. Dzięki niezwykłemu, ale i mającemu racjonalne podstawy, oporowi zamiast niepodległości utracono jedynie niektóre obszary.

Mannerheim i jego rodacy nie zamierzali jednak zapomnieć o rodzimych ziemiach. 22 czerwca 1941 roku Wehrmacht zaatakował szykujące się do ataku oddziały Armii Czerwonej, a po trzech dniach do boju u boku niemieckich żołnierzy ruszyli Finowie. Cel był prosty: odzyskać zagrabione tereny. Już 6 grudnia tegoż roku ogłoszono oficjalnie zrealizowanie zadania. Niestety, po dwóch i pół roku względnej stabilizacji nad Kraj Tysiąca Jezior znów nadciągnęły czarne (a tak właściwie to czerwone) chmury. Latem 1944 roku czerwonoarmiści znów wkroczyli na jego obszar. Na szczęście, powody natury militarnej jak i również wspaniała postawa Mannerheima sprawiły, iż 19 września podpisano rozejm. W konsekwencji, Finowie w niedługim czasie zmuszeni zostali do uderzenia na dotychczasowego sojusznika – III Rzeszę. I choć pokój z 1947 roku ponownie pozbawił ich części terytorium, to udało im się zachować to, co tak naprawdę jest „rzeczą bezcenną w życiu ludzi, narodów i państw” – suwerenność.

Przyglądając się wojennym losom małego skandynawskiego państwa słynącego ze wspaniałych skoczków i krainy św. Mikołaja – Laponii, zazdrość winna ściskać nam serca. Zazdrość o to, że w tym czasie nie było w Polsce Mannerheima, który z wyczuciem politycznym równym fińskiemu, przeprowadziłby nas przez ten pełen zakrętów historii okres.

Patryk HALCZAK

Dodaj komentarz