Nocna strona Lorda

Autorem kompozycji, tekstów oraz partii instrumentalnych i wokalnych jest właśnie Paweł Fot. Anna Wiśniewska

Autorem kompozycji, tekstów oraz partii instrumentalnych i wokalnych jest właśnie Paweł
Fot. Anna Wiśniewska

Jest niepoprawnym elegantem, na co dzień lubującym się w graniu w zadymionych knajpach. W tym roku zasilił szeregi artystów występujących na poznańskiej konferencji muzycznej Spring Break Showcase Festival & Conference. O festiwalu i najpiękniejszej formie ucieczki rozmawiałyśmy z Pawłem Swiernalisem, twórcą projektu Lord & the Liar.

Studiujesz politologię na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa. Jak to wpisuje się w Twoją karierę muzyczną, która coraz bardziej się rozkręca?

Dzięki temu, że studiuję, mam kontakt ze światem zewnętrznym. Mogę zająć się czymś bardziej przyziemnym, a nie ciągłym graniem koncertów. Teraz piszę licencjat i mam nadzieję, że uda mi się go obronić. Później mam kilka opcji, w zależności od tego, jak mi pójdzie z muzyką. Prędzej czy później wrócę na magisterkę lub po prostu wcale nie wrócę. Zobaczymy, jak to wszystko się poukłada.

A Spring Break? Jak to się stało, że się tam dostałeś?

Już w zeszłym roku byliśmy na Spring Break jako goście. Ogólnie cała formuła Showcase’u i tego, że tak naprawdę nie wiesz, czy dana osoba, która jest na koncercie, jest z publiczności czy jest jakąś znaną osobą z branży bardzo nas zachęciła do tego, żeby się tam pokazać. Męczyliśmy organizatorów, których udało nam się wcześniej poznać. Podjęliśmy naprawdę wiele działań, żeby tam się pokazać i opłaciło się. Graliśmy w świetnym miejscu, o dobrej godzinie, a patrząc na inne zespoły, mogliśmy skończyć o wiele gorzej.

Czyli Scena na Piętrze była dobrym miejscem na Wasz koncert. Odpowiadało Wam wystąpienie w bardziej teatralnym klimacie?

Tak. Scena na Piętrze jest bardzo dobra jakościowo. Po pierwsze, jeśli chodzi o akustykę miejsca, po drugie, jeśli mówimy o ekipie technicznej. Klimat tego miejsca, teatralne wnętrze doskonale zgrało się z typem muzyki, jaki gram. Myślę, że lepiej nie mogliśmy trafić.

Który koncert w tym roku podobał Ci się najbardziej?

Miałem trzech faworytów. Krzysiu Zalewski i Sjón, którzy także występowali w Scenie na Piętrze. Oprócz nich jeszcze Milky Wishlake – ogólnie jest to solowy projekt, a tutaj grali w duecie, mega zaskoczenie i bardzo dobry koncert.

Uważasz, że w przyszłym roku można jeszcze jakoś ulepszyć Spring Break czy na tę chwilę impreza jest już na takim poziomie, że nie trzeba jej nic więcej?

Znając organizatorów, ich zapał i szaleństwo, myślę, że za rok będzie jeszcze lepiej. W tym roku było genialnie. Cała otoczka festiwalowa i pofestiwalowa, wspólna gra w piłkę i wszystkie aftery były świetne. W porównaniu do zeszłego roku było o wiele lepiej. W ogóle uważam, że jest to najlepsza impreza tego typu, czyli showcase’owo-przeglądowa w Polsce. Nie ma praktycznie żadnej konkurencji, a mimo to ciągle jest ulepszana.

W ubiegłym roku w line’upie było około 50 artystów, w tym ponad 100. Myślisz, że to dobrze, że liczba artystów i miejsc, w których odbywają się koncerty, ciągle wzrasta?

Na początku, kiedy planowaliśmy, na jakie koncerty pójdziemy, stwierdziliśmy: kurczę, co to za beznadziejny pomysł, żeby było aż tak dużo dylematów, na co pójść. Ale w trakcie festiwalu okazało się, że nie jest tak źle. Czasami wystarczało piętnaście minut jednego koncertu, żeby wyrobić sobie zdanie o danym artyście, a w ciągu kolejnych piętnastu przejść już w inne miejsce, na kolejny koncert. Plus w Poznaniu jest taki, że wszystkie te kluby nie są od siebie aż tak bardzo oddalone. Owszem, od Zamku do Sceny na Piętrze czy do Dragona było trudno. Ale były momenty, że byliśmy w Scenie na Piętrze, Dragonie, Good Time Radio, a na koniec jeszcze w Kisielicach. Były też koncerty, które trwały godzinę, więc można było upiec trzy pieczenie na jednym ogniu. Do tego jeszcze panele dyskusyjne przed koncertami. Moim zdaniem, pod względem organizacyjnym, wszystko było dopięte na ostatni guzik.

Lord & The Liar ciągle pnie się w górę. Może już niedługo będzie okazja, aby  usłyszeć ich na OFF Festiwalu lub Open'erze Fot. Adam Bombrych

Lord & The Liar ciągle pnie się w górę. Może już niedługo będzie okazja, aby usłyszeć ich na OFF Festiwalu lub Open’erze
Fot. Adam Bombrych

Jeśli chodzi jeszcze o Twój występ, udało się nim przyciągnąć więcej ludzi? Myślisz, że będzie to przepustka do większej liczby osób?

Jestem przekonany, że tak, ponieważ, patrząc na inne zespoły, przyciągnęliśmy naprawdę dużą liczbę osób na swój koncert. Było też sporo osób, na których zależało mi, żeby przyszli – menadżerowie i ludzie z wytwórni. Miło było ich spotkać i porozmawiać z nimi po koncercie. Pytali, gdzie w najbliższym czasie będzie można nas zobaczyć. Kilka osób przyszło z pytaniem o płytę, na facebook’u też jest spory ruch. Polecam wszystkim artystom, którzy chcą piąć się w górę, żeby robili wszystko, aby móc za rok wystąpić na Spring Break.

Myślisz, że na Spring Break powinno występować więcej artystów o wielkich nazwiskach, czy byłoby to zgodne z ideą tego wydarzenia?

Ze strony osoby, która tam występowała, a także publiczności, którą również zasilałem, na zespoły typu Years&Years chodzą ludzie, którzy kupili karnet tylko na ten jeden koncert. Jednak większość ludzi, z którymi rozmawiałem podczas festiwalu, powzięło sobie za ideę, żeby chodzić na koncerty artystów, których jeszcze nie znają. Myślę, że organizatorzy powinni skupić się na zapraszaniu młodych zespołów, gdzieś w okolicach debiutu. Fajnie, że zagrał Skubas, Mela Koteluk, Król i Muchy, bo na pewno po totalnych nowościach miło było usłyszeć piosenki, które się zna, ale ogólnie myślę, że showcase to showcase i powinny tam grać osoby jeszcze mało znane.

Co do meczu Artystów Poznania, który odbył się dzień po zakończeniu festiwalu. Jak to było na jednym boisku zagrać z Peją?

Było mega śmiesznie, bo piłkarzem jestem miernym. Poszedłem tam ubrany w krótkie spodenki z nadrukowanym popcornem i w koszuli w kwiaty. DJ Decks, kiedy dobierał sobie drużynę, powiedział: „ale ty dziwnie wyglądasz, chodź!”. Byłem trzecią osobą z trzynastu, którą wybrano do składu, także trochę na przekór wszystkiemu. Jak byłem młodszy, to lubiłem posłuchać Peji i wszystkich jego kawałków o Poznaniu, jeszcze zanim tu przyjechałem. Okazał się bardzo zabawnym gościem, tak jak i reszta muzyków. Było bardzo rodzinnie, w ogóle pierwszy raz grałem w meczu, gdzie sędziował prawdziwy sędzia. Za rok też ma być taki mecz zorganizowany i na pewno w nim zagram.

W jednej z recenzji dotyczącej któregoś z Twoich koncertów przeczytałam, że Twoja muzyka to muzyka nocy, zadymionych nocnych klubów. Zgadzasz się z taką opinią?

Jak najbardziej się zgadzam. Teraz jest godzina 11.30, a jedyne o czym myślę to, żeby położyć się spać, wstać gdzieś o 16 i zacząć dopiero moją dobę. Jestem osobą, której lepiej żyje się w nocy, a od restauracji bardziej wolę te zadymione knajpy, ciemne mieszkania. Także recenzja i opinia bardzo trafna.

Na koniec: czym dla Ciebie jest muzyka?

Jest czymś, co pozwala mi się realizować na tyle, że nie żałuję minionych dni. Im więcej czasu poświęcam na muzykę, tym bardziej wiem, że za lat trzydzieści nie powiem sobie, że większość mojego życia spędziłem w pracy, a jedyne co wytworzyłem, to kilka ton śmieci. Jest najpiękniejszą formą ucieczki. Mogę obiecać, że na pewno się nie poddam. Postanowiłam sobie, że determinacja będzie mi przyświecać. Nie można się też dać ponieść słowom, że muzyka sama się obroni, to nie te czasy. Trzeba walczyć i próbować na wiele sposobów.

rozmawiały

Natalia PAWLAK

Joanna SKÓRZYBÓT

Dodaj komentarz