Wielki smutek

Pakt-Pilsudski-Lenin-minimalka-

Wojna polsko–bolszewicka w 1920 roku zapisała się w pamięci Polaków jako ogromne zwycięstwo naszego oręża, które uratowało Europę przed sowiecką ekspansją. Ówczesne decyzje strategiczne Naczelnika Państwa – Józefa Piłsudskiego – uznaje się za bezbłędne, a kończący walki na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej Polskiej traktat ryski za rozsądny i zgodny z interesem narodowym. W książce pt. „Pakt Piłsudski – Lenin”, autor Piotr Zychowicz próbuje udowodnić, że rzeczywistość była zgoła odmienna.

Nigdy do tej pory nie miałem okazji napisać recenzji książki autorstwa redaktora naczelnego miesięcznika „Do Rzeczy Historia”. Dlaczego? Powód jest prosty: nie ma potrzeby poddawać krytycznej analizie tekstu, z którym zgadzamy się w ogromnej większości. W przypadku najnowszej książki Zychowicza jest jednak nieco inaczej.

Zanim rozszerzę swój wywód, kilka podstawowych informacji o „Pakcie Piłsudski – Lenin”. Autor usiłuje przede wszystkim przekonać nas, iż w trakcie wojny polsko–bolszewickiej 1919-1920 marszałek Piłsudski nie wykorzystał, z różnych powodów, dwóch szans na unicestwienie bolszewizmu. Pierwszej – w roku 1919, gdy odrzucił sojusz z „białym” generałem – Antonem Denikinem, drugiej – w 1920, kiedy nie sprzymierzył się z następcą Denikina – generałem Piotrem Wranglem. Zychowicz stoi na stanowisku, że gdyby Naczelnik Państwa postąpił w inny sposób, Rosja Sowiecka uległaby rozkładowi, a Polska z powrotem stałaby się mocarstwem i hegemonem Europy Środkowo-Wschodniej.

Argumenty zaprezentowane przez autora, przekonały mnie, iż Piłsudski jako polityk i dowódca wybitny, popełnił wówczas olbrzymi i niezwykle kosztowny błąd. Zgadzam się w pełni z niezwykle surową, aczkolwiek prawdziwą oceną traktatu ryskiego. Politycy zasiadający wówczas naprzeciw delegacji bolszewickiej, zamiast przywrócić silną Polskę – tą przed rozbiorami – dobrowolnie zrzekali się kolejnych rodzimych terytoriów, choć to polska armia zwyciężyła.

Przez blisko 350 stron nowa książka Zychowicza jest godna poprzednich pozycji. Później jednak zanika błyskotliwość i rozmach poprzednich rozdziałów, brakuje polityki i wojny, a zaczyna się użalanie – nad ziemiaństwem, nad konserwatystami, nad Mińskiem, nad Kamieńcem Podolskim, a także wiele innych. Oczywiście, autor ma wiele racji, jednak styl oraz powtarzane okrzyki złości, smutku i rozpaczy nie zachęcają do czytania. Rozległe cytaty i długie passusy, pełne tęsknoty i żalu, choć zrozumiałe, niestety mają zły wpływ na tempo książki. Naznaczone wielki smutkiem autora, nieco nużą czytelnika. Na dodatek uważam, że Zychowicz zatracił się trochę w swym umiłowaniu ziemiaństwa spod Mińska czy Kijowa. Krytykuje on niemal wszelkie plany reformy rolnej, będącej, w jego mniemaniu, uderzeniem w ostoję polskości. Nie można przecież zapomnieć, że oprócz szlachty, równe prawa do wolnego i dostatniego życia mieli anonimowi chłopi pracujący w pocie czoła na dorobek swych panów, którzy nigdy nie mieliby czasu i środków do kolekcjonowania dzieł sztuki czy fundowania kolejnych kościołów i muzeów.

Podsumowując, z pewnością warto „Pakt Piłsudski – Lenin” przeczytać, gdyż informacji w nim zawartych, w żadnej innej książce nie znajdziemy, a lekcja, jaką daję nam autor, jest niezwykle interesująca, nawet biorąc pod uwagę mniej dynamiczne, smutne fragmenty. Słowa te mają tym większą wartość, iż pisze je osoba, która do nowej książki Zychowicza podchodziła z dużą dozą sceptycyzmu.

 Patryk HALCZAK

Dodaj komentarz