Ciężka przyjaźń

 11 września 2001 roku, ponad 60 letnia przyjaźń Amerykańsko-Saudyjska, zapoczątkowana odkryciem przez saudyjsko-amerykański koncern naftowy ARAMCO największego na świecie złoża ropy naftowej Ghawar, została poważnie zagrożona. Okazało się bowiem, że 15 z 19 porywaczy, którzy zaatakowali dwie bliźniacze wierze w Nowym Jorku oraz Pentagon, było Saudyjczykami. Sytuację zaognia fakt, że istnieje sieć powiązań między zamachowcami, a najwyższymi przedstawicielami rodziny królewskiej w USA, w tym m. in. byłym ambasadorem Arabii Saudyjskiej, księciem Bandarem bin Sultanem, który za pośrednictwem agentów saudyjskiego wywiadu, miał przekazywać wsparcie finansowe członkom Al-kaidy.

 Po 15 latach od niewątpliwie największej dotychczas tragedii w historii Stanów Zjednoczonych, spora część raportu, która została ocenzurowana przez administrację Georga W. Busha, nadal pozostaje tajemnicą. 28 niemal kompletnie zaczernionych stron, zwiera informację na temat „specyficznej” pomocy zagranicznej, jaką otrzymali terroryści przygotowujący zamachy. Po upływie niemal roku od zamachu i ciągnącym się spekulacjom, rodziny ofiar skonfundowane bezczynnością amerykańskiego rządu, zdecydowały się wnieść pozew przeciwko saudyjskim instytucjom finansowym oraz trzem członkom rodu królewskiego, oskarżając ich o wspieranie międzynarodowego terroryzmu. Niestety amerykańskie prawo nakłada immunitet na przedstawicieli rządu innych państw, co uniemożliwiło rozpoczęcie procesu.

 W miarę pojawiania się nowych informacji, spowodowanych dążeniem amerykańskiego rządu do zwiększenia transparentności związanej nie tylko z zamachem 11 września, ale również z zadłużeniem Stanów Zjednoczonych względem innych państw, sprawa zbiorowego pozwu powróciła. Podobnie jak 14 lat wcześniej, także i tym razem dynastia Saudów odgraża się, że sprzeda obligacje oraz wycofa rezerwy walutowe z amerykańskiego systemu bankowego, jeżeli rząd USA zdecyduje się uchwalić nowe prawo, zdejmujące immunitet z zagranicznych przedstawicieli rządowych. O tym, że groźby mogą stanowić realne zagrożenie dla stabilności gospodarczej Stanów Zjednoczonych, a co za tym idzie dla międzynarodowego systemu finansowego świadczy fakt, iż suma obligacji oraz rezerw walutowych jakie Arabia Saudyjska ulokowała w amerykańskiej gospodarce wynosi ponad pół biliona dolarów. Stąd po raz kolejny rodziny ofiar bezskutecznie zwracają się do kończącego swoją ostatnią kadencję Baracka Obamy, z dramatyczną prośbą o zainicjowanie zmian prawnych umożliwiających pozwanie winnych śmierci ich bliskich.

 Napięcie nici porozumienia zwiększa również zniesienie przez Amerykanów sankcji przeciwko Iranowi, który jest największych konkurentem, jeżeli nie wrogiem Arabii Saudyjskiej, zmierzającym do podważenia dominacji królestwa Saudów na Bliskim Wschodzie. Mimo, że doszło do wyraźnego ochłodzenia się stosunków między Rijadem a Waszyngtonem, obydwa państwa nadal łączy strategiczny sojusz w walce przeciwko organizacji terrorystycznej określającej się mianem Państwa Islamskiego, a także syryjskim siłom rządowymi, wspieranych przez Rosję oraz Iran. Istnieje jednak również trzeci front przebiegający w środku zniszczonego bombami kasetowymi Jemenie, które Arabia Saudyjska kupowała do niedawna od amerykańskich koncernów zbrojeniowych. Ze względu na naciski opinii publicznej oraz kongresmenów, spowodowane dużymi stratami w ludności cywilnej, Biały Dom przerwał dostarczanie amunicji kasetowej dla członków koalicji, walczącej przeciwko wspieranej przez Iran rebelii Huti, starającej się obalić uznanego przez wspólnotę międzynarodową prezydenta Abd ar-Raba Mansura Al-Hadiego.

 Sojusz z Arabią Saudyjską prawdopodobnie od zawsze był czysto pragmatyczny. USA gwarantował on nieprzerwany strumień ropy naftowej, zaś Saudyjczykom miliardy petrodolarów. „Czarne złoto” pozwoliło temu niegdyś pustynnemu krajowi na prawdziwy skok w nowoczesność, który zrodził jedno z najbardziej innowacyjnych i najlepiej uzbrojonych państw arabskich. Niestety przeskok technologiczny nie pociągnął za sobą zmian kulturowych, czego efektem jest zaliczenie Arabii Saudyjskiej do grona najbardziej represyjnych państwa świata. Fundamentalizm islamski, który jest odzwierciedleniem Wahabizmu– ruchu religijno-politycznego, zrodzonego w XVIII wieku na Półwyspie Arabskim, prowadzi do setek egzekucji rocznie. Karę śmierci można otrzymać zarówno za udział w protestach politycznych, niewiarę, jak i przejawianie skłonności homoseksualnych.

 Jest to jednak tylko jedna kwestia. Drugą, istotniejszą z punktu widzenia bezpieczeństwa międzynarodowego, jest przyczynianie się fundamentalizmu islamskiego do wspierania organizacji terrorystycznych, dokonujących zamachów w Europie Zachodniej oraz USA, a także innych częściach świata. Arabia Saudyjska postrzegana jest jako jeden z najhojniejszych fundatorów Al- Kaidy oraz terroryzmu w ogóle. Nie jest przypadkiem, że kiedy do Królestwa Arabii wkroczyły sojusznicze wojska USA, mające za zadanie chronić głównego dostawcę ropy i sprzymierzeńca politycznego w regionie, głęboko wierzący Wahabita Osama Bin Laden zobaczył w tym posunięciu dynastii Saudów zdradę islamskich wartości i wypowiedział wojnę kapitalistycznej ideologii, zbudowanej na liberalizmie gospodarczym oraz społecznym.

 Czy z rysy zrodzi się pęknięcie, zależeć będzie od kroków jakie podejmie administracja Białego Domu po listopadowych wyborach prezydenckich. Faktem jest, że sprawa zamachu z 11 września odżyła, a jej koniec może nastąpić tylko wtedy, gdy na światło dzienne wyjdą wszystkie informacje dotyczące rzekomego zaangażowania w jego przeprowadzenie dynastii Saudów. Niezależnie od tego, problemy gospodarcze z jakimi zmaga się obecnie Arabia Saudyjska, związane z niskimi cenami ropy naftowej, prowadzą do stopniowego wycofywania przez to państwo rezerw zainwestowanych dotychczas w gospodarce USA, w celu załatania rosnącej dziury budżetowej. Oznacza to powolną utratę jednego z argumentów, jakie powstrzymują Biały Dom, przed definitywnym rozprawieniem się z tragiczną przeszłością.

Grzegorz IWASIUTA

Dodaj komentarz