Kolejka po władzę

Źródło: wikipedia.pl

Źródło: wikipedia.pl

Przy pokerowym stole siedzą wciąż Petru, Schetyna, Kijowski, Kopacz i Kosiniak – Kamysz. Ten ostatni wszedł już co prawda „all-in”, nadal jednak liczy, że w końcowym rozrachunku uda mu się załapać na kolejne rozdanie. Reszta tylko lekceważąco się uśmiecha i ostrożnie filuje, czekając na potknięcie pozostałych. Kto w końcu zgarnie całą pulę i stanie na czele opozycji?

 Na początek, mała uwaga techniczna. Tekst jest poświęcony opozycji w sensie politycznym, a nie parlamentarnym, stąd też nie będzie w żadnym stopniu dotyczył ugrupowania Pawła Kukiza będącego, jak to określił w jednym z wywiadów sam Jarosław Kaczyński, „ćwierćsojusznikiem” PiS, a którego z szacunku nie należy raczej umieszczać w jednym ciągu z PO, Nowoczesną i przystawkami.

 Wracając do meritum: w Polsce obecnie toczą się dwie wojny. Pierwsza, to ta z pierwszych stron gazet: rząd vs KOD, których kolejne potyczki (bitwa o Trybunał, bitwa o aborcję, bitwa o Wałęsę) z jednej strony męczą, z drugiej napędzają życie polityczne w kraju (i nie tylko). Druga wojna jest o wiele bardziej subtelna, wyrafinowana, przybiera postać niekończących się zakulisowych rozmów i rozwlekłych manifestacyjnych przemówień. To batalia o to, kto zostanie twarzą opozycji, o to, kto będzie miał szansę zyskać miano „pogromcy Kaczyńskiego”, wreszcie o to, kto w przyszłości, być może, stanie na czele rządu.

 Sylwetek poszczególnych kandydatów nie należy chyba specjalnie przybliżać, zajmijmy się więc od razu ich politycznymi planami i ambicjami. Ryszard Petru – człowiek nieźle ubrany, o przyjemnej aparycji, mimo skrzętnie notowanych wpadek historycznych, wydaje się dziś prowadzić w wyścigu o władzę. Bardzo mocno wspiera go, do niedawna służąca niemal wyłącznie Platformie, machina medialna III RP, co przy dość oczywistej przychylności lobby bankowego stawia Petru w uprzywilejowanej pozycji wobec reszty. Nadto, ma jeszcze jeden niewątpliwy atut – oddaną partię. W Nowoczesnej nie istnieje dla niego żadna alternatywa, co jakże jaskrawo kontrastuje z sytuacją w, poruszanej kolejnymi wstrząsami wewnętrznymi, PO, której Petru musi przyglądać się ze złośliwą satysfakcją.

 A jest na co patrzeć! Bój o liderowanie dołującej w sondażach Platformie toczy się już niemal otwarcie i niemal na pięści. Grzegorz Schetyna, mówiąc szczerze, zawiódł moje oczekiwania. Swego czasu sądziłem, że ze swoim doświadczeniem w oka mgnieniu pokona wewnętrznych przeciwników i stanie się godnym rywalem dla Kaczyńskiego. Myślałem, że pod względem talentu politycznego bliżej mu do Tuska niż do Ewy Kopacz. Myliłem się. Schetyna uwikłał się w podjazdową wojnę ze zdawałoby się skończoną Kopacz i chyba nie do końca wie, jak sobie z tym poradzić. Dowodzi tego choćby idiotyczna „akcja plakatowa” – „Wspólnie obronimy (fraza przez niektórych złośliwie zmieniana na „obrobimy”) Polskę”, gdzie, niejako symboliczna, samotność Schetyny bije po oczach.

 Tuż za plecami przewodniczącego PO, czai się była premier – Ewa Kopacz. Mimo że swojej krótkiej kariery na stanowisku szefa rządu nie może wspominać najlepiej, wciąż cieszy się sporym poparciem w Platformie i kąsa Schetynę z każdej możliwej strony. Nieoczekiwanym sojusznikiem Kopacz wydaje się być stojący na czele KOD ( Komitet Obrony czegoś, czego ponoć nie ma, a co niby kiedyś było) Mateusz Kijowski. Była premier chce bowiem, żeby PO szła z KODziarzami ręka w rękę, podczas gdy Schetyna boi się, chyba nie bez racji, iż w ten sposób jego partia utraci suwerenność na politycznej scenie.

 Sam Kijowski całkiem nieźle rozgrywa elitą Platformy, jednocześnie budując swój kapitał w oparciu o autorytety III RP (Komorowski, Kwaśniewski, Michnik) i Zjednoczonej Europy (Tusk, Schulz). Jego asem w rękawie jest przede wszystkim tabula rasa u wyborców i apolityczność (naturalnie łatwa do zdemaskowania dla przeciętnego zjadacza chleba).

 Jako się rzekło na samym początku, Kosiniak – Kamysz zrywając jedność opozycji i idąc na spotkanie z Kaczyńskim w sprawie TK, a także wyważając głos PSL w tej sprawie zagrał va banque. Młody szef ludowców trafnie dostrzegł, że idąc wciąż krok w krok za PO, przepadnie i postanowił zaryzykować. Jeśli kryzys wokół Trybunału zostanie rozwiązany z mniejszym/większym udziałem PSL, wygra. Jeżeli nie, no cóż… opozycja pozaparlamentarna, to też opozycja.

 Jest z pewnością co najmniej jeden człowiek, który wojnę o szefowanie „kontrrewolucji”, ogląda z ogromnym rozbawieniem. Jarosław Kaczyński jako doświadczony i zdolny polityk doskonale wie, że ten konflikt to woda na młyn dla jego partii, czego zresztą dowodzą sondaże. Tym bardziej, że wszyscy walczący (może poza prezesem PSL) jakby zapomnieli, że władzę w Polsce zdobywa się w wyborach, w których głosują nie kto inny tylko Polacy. Tymczasem biegając na skargi do brukselskich komisarzy (nieżyczliwi wobec UE często wytykają obrzydliwe konotacje historyczne, jakie ma ta nazwa) nie tylko nie zyskują sobie poparcia, ale i tracą je, gdyż w ten sposób świadczą jedynie o swojej bezradności. Poza tym, dziwnym trafem w naszej Ojczyźnie bardzo źle kojarzą się zagraniczne wojaże po prośbie.

Patryk HALCZAK

Dodaj komentarz