Marketing ponad ambicje

Źródło: www.gshack.net

Źródło: www.gshack.net

Dawno dawno temu, kiedy w branży elektronicznej rozrywki pracowali jeszcze ludzie pełni pasji, ambicji i kreatywności powstawały tak zwane wersje demonstracyjne. Były to takie wersje gier dzięki którym potencjalny nabywca mógł sprawdzić produkt, czyli poznać fabułę, przetestować rozgrywkę i mechanikę gry. Teraz nawet za to trzeba płacić.

 Jak to się stało, że gracz musi płacić teraz za wersje gier, które nie są przygotowanie jeszcze do sprzedaży na półkach sklepowych? Mowa tu o EA – nie mylić z Electronic Arts, chociaż tej firmy to też dotyczy w pewien sposób, mowa tu o Early Access, czyli o grach w bardzo wczesnych fazach produkcji, które są już grywalne. Problem polega na tym że w tym momencie gracz staje się beta testerem, chociaż te gry nie są nawet w tej fazie produkcji. Wczesny dostęp jest reklamowany na platformie Steam hasłem: Poznawaj, graj oraz pomagaj w procesie tworzenia gier.

 Nie zaprzeczę, że w tym zdaniu nie ma racji, aczkolwiek pierwsza gra w ramach programu Early Access pojawiła się na Steam’e w marcu 2013 roku. W tym też roku panował trend na gry z tego programu, ale może 25% z tych gier zostało ukończonych do teraz, bądź zostały porzucone. Oczywiście istnieją produkcje, które są ambitne, lecz za bardzo nowatorskie by uzyskać wsparcie on większego developera co by się też wiązało z pewnymi ograniczeniami w grze, co poruszę w kolejnym artykule, ale teraz zostańmy w tym temacie.

 Gdy kupujemy pełne wersje gier, czyli „gotowe”  oczekujemy braku błędów, bugów i oczywiście dobrej optymalizacji względem sprzętu jaki podaje developer jako minimalny, jednakże teraz nawet w dniu premiery dostaje się patche, które mają poprawić błędy w wersji, która powinna być ich teoretycznie pozbawiana. Wiadomym jest, że z biegiem lata studia pracują na lepszym sprzęcie niż kilkanaście lat temu, ale można zauważyć z biegiem lat przypływ patchów, które poprawiają błędy w pełnym produkcie. Gdyby to porównać do innego produktu, dajmy na to butów, wyobraźmy sobie, że nagle podchodzi do Ciebie człowiek i mówi: „Proszę podać mi swoje buty, bo muszę je poprawić”. Zapewne wasza reakcja nie byłaby za wesoła.

Czasy się zmieniają

 Każda branża wpada w jeden i ten sam dylemat oraz go rozwiązuje w swój sposób, branża elektronicznej rozrywki też go musiała rozwiązać, a mowa o zarabianiu. Gdy wcześniej były wydawane gry, gracz był pewien tego co zakupywał i czego będzie mógł się po niej spodziewać. Z Early Access to jest niestety niemożliwe, pewnym nie jest się nawet tego, czy ta gra zostanie ukończona. A pieniądze wydane na ten produkt zostaną, konsument jest tu w pewien sposób pomijany, a czasami gracz nawet pracuje na tą grę, jak same hasło Steama głosi: pomagaj w procesie tworzenia gier, czyli płać i pracuj. Według mnie jest to w pewien sposób pozbawione sensu, ale co kto lubi to robi.

 Pozostaje jedna kwestia, co na to gracze? Jak zawsze, zdania są podzielone: jedni uważają to za kolejny krok po Kickstarter, inni za krok wstecz i próbę zarobienia na naiwnym kliencie. W obu przypadkach jest odrobina prawdy, tylko trzeba jak wszędzie uważać na co się wydaje pieniądze. Przypominam też o tym, że nie zawsze jest to wina studia, które robi tą grę. Producenci inwestują w dane studio, które ma restrykcje co każdego aspektu gry. Dlatego czasami nie zdążą ukończyć produktu na czas, a premiery nie można przesunąć, ponieważ inny producent zgarnie klientów. Kto w takim razie jest winny takiemu stanu rzeczy? Winny jest producent, studio, które tworzy gry? Każdy przypadek trzeba rozpatrywać osobno, by uniknąć uogólnień i jeszcze bardziej popsuć sobie opinię o aktualnej sytuacji na rynku gier, czy to komputerowych, konsolowych bądź telefonicznych.

Piotr NIEDZIELAK

Dodaj komentarz