Powrót do ziemi obiecanej

Po tygodniach spekulacji, dyskusji, analiz wszystko stało się jasne – Robert Kubica nie otrzymał miejsca za kierownicą drugiego bolidu Williamsa. Do tego zabrakło nie umiejętności, lecz funduszy. Te natomiast miał Rosjanin, Siergiej Sirotkin. Polakowi przypada rola kierowcy rezerwowego i rozwojowego. Czy w ostatecznym rozrachunku polscy kibice mogą być z tego rozwiązania zadowoleni?

Oczywiście na usta od razu nasuwa się emocjonalna odpowiedź – nie! Kiedy w czerwcu Kubica otrzymał możliwość spróbowania się za kierownicą Renault E20 w polskich fanach na nowo zapłonęła dawno przygaszona nadzieja na powrót Polaka do królowej sportów motorowych (co ciekawe, na tych testach jeździł również… tak tak, Sirotkin). Tę nadzieję dodatkowo podsyciła informacja o kolejnych jazdach na torze Paul Ricard. Gdy Renault ogłosiło, że na węgierskim Hungaroringu Polak sprawdzi się w tegorocznym samochodzie, wówczas to, co jeszcze nie tak dawno wydawało się niemożliwe, stawało się rzeczywistością – Polak wracał do świata F1. Kolejne świetne czasy spowodowały, że kontrakt z francuskim producentem wydawał się jedynie kwestią czasu. Szansa na to była spora, bo w żółto-czarnym bolidzie startował zawodzący i powszechnie wyśmiewany Jolyon Palmer. Ostatecznie Brytyjczyk pożegnał się z fotelem jeszcze w trakcie sezonu, jednak jego miejsce zajął nie Kubica, a Carlos Sainz, który był pewniejszym wyborem dla zespołu desperacko pragnącego każdego punktu. Płomień nadziei ponownie przygasł.

Odsiecz z Grove

Ten ogień na nowo podsycił zespół Williamsa, który w październiku zaprosił Polaka na testy na torze Silverstone. Ponownie wydawało się, że szanse rosną – powszechnie było wiadomo, że po sezonie 2017 w zespole będzie wakat na stanowisku kierowcy, gdyż karierę kończy Felipe Massa. W drugim samochodzie miał jeździć młody Lance Stroll, więc dołożenie do niego doświadczonego kierowcy znanego z wysokich umiejętności w pracy nad samochodem wydawało się świetnym pomysłem. Dobre wyniki zarówno na torze, jak i na symulatorze doprowadziły do ostatecznego sprawdzianu – testów w bolidzie w specyfikacji 2017 na torze w Abu Zabi.

Dla Kubicy, zdaniem fanów, miał to być jedynie ostatni przystanek przed wielkim powrotem po fatalnym wypadku w Ronde di Andora. Czasy jedynie umocniły wszystkich w tym przekonaniu – od kibiców, przez dziennikarzy, po kierowców. Sirotkin, również jeżdżący w tych dniach, nie wydawał się wtedy żadnym zagrożeniem. A jednak to, co dla nas wydawało się oczywiste zaczęło przeciągać się w czasie. Zaczęły dochodzić głosy o rozmowach brytyjskiego zespołu z rosyjskim kierowcą. Dla wszystkich było jasne, że problemem są pieniądze. W mediach społecznościowych półżartem pojawiały się pomysły zbiórek funduszy na start Kubicy w F1 czy też pomysły pisania do potencjalnych sponsorów (pomijając już fakt zasypania kont Williamsa i głównego sponsora zespołu – Martini – w mediach społecznościowych komentarzami nakłaniającymi do zatrudnienia Polaka). 16 stycznia potwierdziło się to, co wszyscy podskórnie czuli – to kierowca z Moskwy został drugim zawodnikiem Williams Martini Racing. Jego wkład do zespołu ma wynosić 20 milionów euro.

Nagroda pocieszenia?

Tu dochodzimy do pytania, czym jest pozycja trzeciego kierowcy dla Kubicy. Z jednej strony nadzieje, zarówno kibiców, jak i zapewne jego samego, po tak spektakularnym roku były większe. Z drugiej jednak w dzisiejszym świecie F1 ciężko wyobrazić sobie, by ktoś podjął ryzyko zatrudnienia kierowcy, który nie jest aktualnie ze światowego topu ani nie wnosi do zespołu odpowiednich funduszy. Kwestia pieniędzy jest dodatkowo istotna jeżeli chodzi o prywatny zespół, jakim jest Williams. Postawienie na Rosjanina wydaje się wyraźnym potwierdzeniem, że ten rok zamierzają poświęcić na pracę nad samochodem i szukanie nowych sponsorów, a nie na walkę o pozycje. Wydaje się, że z dwoma paying drivers (kierowcami płacącymi za możliwość startu) ekipa z Grove skazuje się na walkę o, co najwyżej, miejsca pod koniec pierwszej dziesiątki. Oczywiście mogą zdarzyć się wyjątki od tej reguły – jak trzecie miejsce Strolla w zeszłorocznym szalonym wyścigu w Baku – jednak one nie pozwolą zająć wysokiego miejsca w klasyfikacji konstruktorów, którą Williams dziewięciokrotnie wygrywał.

Kubica jako kierowca rozwojowy i rezerwowy natomiast nie wnosi żadnego wkładu finansowego. Pokazuje to świadomość Williamsa, że o ile przez jeden sezon można jakoś przejść z młodymi kierowcami, o tyle nie pozwoli to na rozwijanie pojazdu i ewentualną poprawę wyników w kolejnych sezonach. Polak w roli osoby dbającej o progres auta powinien sprawdzić się wyśmienicie. Poza tym, dla Kubicy niezwykle istotny jest fakt powrotu do padoku Formuły 1 – miejsca, z którego łatwo jest wypaść, ale praktycznie niemożliwym jest powrócić. Jego obecność na wyścigach, możliwość brania udziału w piątkowych treningach i testach będzie zbliżać go do powrotu do regularnego ścigania w F1 bardziej niż starty w jakiejkolwiek innej serii wyścigowej. Sam Polak podkreśla: Moim ostatecznym celem pozostaje ponowne ściganie się w Formule 1, a to jest kolejny ważny krok w tym kierunku. W roku 2017 sytuacja posunęła się zbyt daleko, by mógł się on wycofać. Drugiej takiej szansy zapewne Kubica już by nie dostał.

Cel – starty w 2019?

Sytuacja u nowego pracodawcy Kubicy (bo dla Roberta Williams F1 to pracodawca, w przeciwieństwie do Strolla i Sirotkina) jest bardzo ciekawa. Z jednej strony wydaje się, że zarówno Kanadyjczyk, jak i Rosjanin nie oddadzą swoich miejsc przed kolejnym sezonem, jednak z drugiej strony ewentualne fatalne wyniki mogłyby doprowadzić do rozwiązania umowy (jak w przypadku Palmera). Dodatkowo fakt, że Kubica nie płaci za możliwość jeżdżenia samochodem z Grove sugeruje wzajemne poważne plany na przyszłość. Nie jest jednak powiedziane, że nie zobaczymy Kubicy w 2019 roku na starcie pierwszego wyścigu w innych barwach – sytuacja w F1 zmienia się dynamicznie i ciężko stwierdzić, jak będzie ona wyglądała w sezonie 2019. Jak już podkreśliłem, najważniejszy jest fakt powrotu do hermetycznego świata Formuły 1. Nie można też wykluczyć, że Kubica pojawi się na torze szybciej, wszak debiutował w F1 również jako zastępca niezdolnego do jazdy Jacques’a Villeneuve’a. Podobno historia lubi się powtarzać…

Od dawna wiadomo, że F1 to specyficzna dyscyplina sportu motorowego, w której nie zawsze wygrywali najlepsi. Nie zawsze też najlepsi dostawali możliwości startu. Nie można wykluczyć, że Williams w sezonie 2018 osiągnie z duetem Stroll/Sirotkin dobre wyniki, jednak wydaje się to bardzo mało prawdopodobne. W każdym ewentualnym sukcesie, większym czy mniejszym, będzie znaczący wkład Kubicy. Na razie my, jako osoby stojące z boku, musimy się cieszyć, że może on znowu regularnie pracować nad samochodem Formuły 1. Miejmy nadzieję, że regularne jazdy pozwolą Polakowi udowodnić swoją wartość i gotowość do walki w wyścigach, oraz że ktoś na niego postawi. Prędzej czy później. Jednego możemy być pewni – RK się nie podda. Ale jeżeli Lewis Hamilton (aktualny mistrz świata) mówi, że Robert: jest lepszy niż większość obecnej stawki F1, to chyba nie mamy się o co martwić.

Rafał Wandzioch

Dodaj komentarz