Dakar na rozdrożu

Kuba Przygoński ma spore szanse na dobry wynik w zbliżającym się Rajdzie Dakar (zimbio.com/Francois_Nel).
Kuba Przygoński ma spore szanse na dobry wynik w zbliżającym się Rajdzie Dakar (zimbio.com/Francois_Nel).

Pierwszy raz na terytorium jednego państwa, pierwszy raz tylko dziesięcioetapowy, pierwszy raz tak krótki. W ten oto sposób można opisać 41. edycję Rajdu Dakar, która wystartuje 6 stycznia w peruwiańskiej Limie.  

Nie ma wątpliwości, że największy rajd świata przechodzi kryzys. Organizatorzy z każdym rokiem muszą się bardziej gimnastykować, by zaproponować uczestnikom trasę godną tej legendarnej imprezy. O ile w Afryce tamtejsze władze witały karawanę z otwartymi ramionami, gdyż często był to okres największych zysków dla okolicznych mieszkańców, to w Ameryce Południowej, po początkowym entuzjazmie, z każdą edycją pojawia się coraz więcej głosów sprzeciwu. Najdotkliwszym ciosem dla Amaury Sports Organisation była rezygnacja Argentyny, która od momentu przeniesienia zawodów na drugą stronę Atlantyku zawsze chętnie angażowała się w organizację maratonu.

Dobra mina do złej rzeczywistości

Oczywiście wszystkie braki tegorocznej edycji są tłumaczone przez organizatorów zamierzonymi decyzjami. Dzięki wytyczeniu wszystkich odcinków w Peru, po raz pierwszy od emigracji imprezy z Afryki, aż 70% tras mają stanowić pustynie. Skrócenie dystansu o połowę ma natomiast ułatwić życie tej części kawalkady, która nie rywalizuje na odcinkach specjalnych. Cieszą się z tego chociażby fotoreporterzy, którzy, by dotrzeć w dobrą do zdjęć scenerię, często musieli wstawać w środku nocy. Teraz ich czas na wypoczynek teoretycznie powinien się wydłużyć.

Inaczej sprawa przedstawia się z uczestnikami. O ile ci, biorący udział w rajdzie, nie za bardzo mogą krytykować nowy kształt imprezy, o tyle pozostający w domach nie są w żaden sposób ograniczeni. To, co wielu myśli wyraził Rafał Sonik, zwycięzca Dakaru 2015 w kategorii quadów. W tym roku nie pojawi się na linii startu z powodu niewyleczonej w pełni kontuzji, jednak nie jest to jedyna przyczyna. Ogłaszając, że nie wystartuje w 41. edycji zawodów na swoim profilu na Facebooku, napisał:

Nie ukrywam, że rozczarował mnie również charakter tegorocznego super maratonu. Potrwa krócej o trzy dni, zawodnicy pokonają o połowę mniej kilometrów, a oesy mają niemal sprinterski charakter. Nie chcę ryzykować odnowienia urazu dla tak okrojonego Dakaru. Zaryzykowałbym, gdyby prowadził np. przez cały kontynent. Takiemu wyzwaniu nie mógłbym się oprzeć.

Inną nowością, która również odbiera coś z legendy rajdu, jest danie możliwości powrotu do rywalizacji uczestnikom, których pojazdy zepsują się przed dniem przerwy. Zasada ta dotyczy samochodów, SxS oraz ciężarówek. Po „rest day” załogi będą mogły wrócić do rywalizacji, z tym że będą walczyły w osobnej klasyfikacji „półmaratonu”. Zostaną one oznaczone pomarańczową plakietką. Z jednej strony jest to zrozumiałe ułatwienie dla prywatnych uczestników, którzy przez cały rok zbierają fundusze na start, a później ich przygoda kończy się po przejechaniu zaledwie kawałka trasy. Z drugiej, to właśnie ta bezwzględność rywalizacji budowała sławę tego wyścigu i sprawiała, że kolejni śmiałkowie podejmowali wyzwanie.

Wielu do tańca

Jak co roku wypisanie wszystkich faworytów jest zadaniem niemożliwym. W kategorii motocykli po raz kolejny zawodnicy fabrycznych zespołów Hondy i Husqvarny spróbują odebrać palmę pierwszeństwa KTM. Austriacka marka wygrała wszystkie edycje od 2001 roku. W samochodach wskazuje się na załogi jeżdżące Mini oraz Toyotami. Silni są zwłaszcza ci pierwsi, którzy przejęli praktycznie cały team Peugeota, który zakończył swój program. Pomieszać im szyki może ten, którego nie udało się zakontraktować, a więc Sébastian Loeb. Dziewięciokrotny Mistrz Świata WRC zdecydował się na start jako „prywaciarz” samochodem, który dobrze zna, a więc Peugeotem 3008 DKR. W wadze ciężkiej odbędzie się kolejna runda pojedynku Kamaz vs. „reszta świata.” W quadach i SxS przewagę nad pozostałą częścią stawki jak zwykle mieć będą zawodnicy z Ameryki Południowej.

Martwi coraz mniejsza kolonia reprezentantów naszego kraju na trasach Dakaru. Jeszcze kilka lat temu biało-czerwonych było tak wielu, że mówiło się o polskiej mafii. Teraz, by znaleźć kogokolwiek na listach startowych, trzeba się sporo naszukać. Najczęściej w relacjach z Peru powinno się pojawiać nazwisko Kuby Przygońskiego. 33-latek razem ze swoim belgijskim pilotem, Tomem Colsoulem, zwyciężył w tegorocznym Pucharze Świata w rajdach cross-country, co stawia go w roli jednego z pretendentów do dakarowego podium. Były motocyklista z roku na rok poprawiał swoją pozycję – w ubiegłym zakończył maraton na piątym miejscu. Jeżeli samochód nie zawiedzie załogi Orlen Teamu, a tak nie powinno się zdarzyć – Mini All4 Racing to bardzo sprawdzona konstrukcja – to Przygoński może nam dostarczyć sporo emocji.

O podium będzie również walczył Darek Rodewald, który już od wielu lat jeździ jako mechanik w ciężarówce Gerarda de Rooya. Problem z obroną zajętej przed rokiem trzeciej lokaty będzie miał Szymon Gospodarczyk. Polski pilot wywalczył ją w kategorii SxS wraz z Francuzem Claudem Fournierem. W tym roku będzie nawigował debiutującego w wyścigu Meksykanina, Santiago Creela Garza Riosa.

Na starcie nie zabraknie też polskich motocyklistów. Na rampie startowej pojawią się Maciej Giemza oraz Adam Tomiczek, reprezentujący barwy Orlen Teamu. W kategorii quadów, o jak najlepszą lokatę powalczy Kamil Wiśniewski. Benediktasa Vanagasa po raz kolejny będzie nawigował Sebastian Rozwadowski. Wymieniając polskich uczestników Dakaru 2019 nie można zapomnieć o dwóch duetach Domżała/Marton. Toyotą Hilux wystartują synowie – Aron i Maciej, natomiast w kategorii SxS Polarisem RZR ojcowie – Maciej i Rafał.

Edycja odpowiedzi

Tegoroczny Rajd Dakar przyniesie odpowiedzi na wiele pytań, w tym i na to najważniejsze: Czy jest to wciąż ta sama legendarna impreza, która od kilkudziesięciu lat pociąga zawodników z całego świata? Wszystkie zmiany, choć zachwalane przez organizatorów, na papierze nie prezentują się zbyt okazale – czy to skrócenie imprezy, czy jeżdżenie w kółko po Peru, nie jest tym, czego chciałby pomysłodawca rajdu, Thierry Sabine. Przedstawiciele A.S.O. muszą mieć świadomość, że organizacja imprezy w jednym kraju nie sprawdzi się na dłuższą metę. Być może ponownie zostanie rozważona koncepcja powrotu do Afryki, o czym nieśmiało wspomina się już od kilku lat. Dakaru na razie broni legenda, jednak jeżeli przestanie ona błyszczeć, to fabryczne ekipy mogą zdecydować się na start w mniej medialnym, ale jadącym starą trasą sławnego rajdu, Africa Eco Race. A wtedy już duże ryby w tym biznesie postarają się, by zainteresowanie mediów przeniosło się tam, gdzie oni.

Pomimo wszystkich minusów jest to jednak wciąż Rajd Dakar, a więc najtrudniejsza impreza w świecie sportów motorowych. Po raz kolejny wszyscy zawodnicy zostaną poddani próbom, które dla zwykłego człowieka stanowią przeszkody nie do pokonania. Skrócony dystans być może zmniejszy procent uczestników, którzy nie ukończą imprezy, jednak nie spowoduje, że będzie to miła przejażdżka w pięknej scenerii. Przynajmniej można mieć taką nadzieję.

Rafał WANDZIOCH