Lokomotywa wraca na właściwe tory

Po trzech zwycięstwach z rzędu Lech jest na fali.
Po trzech zwycięstwach z rzędu Lech jest na fali (fot. Łukasz Sobala/Pressfocus/Newspix)

Trzy zwycięstwa w czterech ostatnich meczach, bilans bramek 9:1 i trzecie miejsce w tabeli na koniec roku. Czy w przypadku Lecha Poznań możemy już mówić o „efekcie Nawałki”?

Kibice Lecha Poznań otrzymali od swoich ulubieńców nie najgorszy prezent pod choinkę. „Kolejorz” wraz z końcem zmagań w 2018 roku wskoczył na podium LOTTO Ekstraklasy, a w ostatnich trzech kolejkach wygrał wszystkie mecze, nie tracąc bramki. Można by zatem powiedzieć, że porażka Adama Nawałki w debiucie przeciwko Cracovii była zaledwie małym „falstartem” i „Poznańska Lokomotywa” rozpędziła się na dobre. Aczkolwiek, jeśli spojrzeć na Lecha nie tylko poprzez pryzmat wyników, ale i styl gry, można zauważyć, iż nie wszystkie elementy w tej „maszynie” działają jeszcze tak, jak należy.

Nie ma gry, są wyniki

Porażkę w słabym stylu z Cracovią na wyjeździe można usprawiedliwić w łatwy sposób. Były selekcjoner reprezentacji Polski stery w Poznaniu objął zaledwie parę dni wcześniej i nie zdążył jeszcze wpoić zawodnikom swojej myśli trenerskiej oraz stylu gry, dlatego postawa „Kolejorza” wyglądała, jak wyglądała. Jeszcze większy ciężar na swoich barkach szkoleniowiec miał przed debiutem na własnym boisku, w starciu ze Śląskiem Wrocław. Ostatecznie Lech wygrał 2:0, lecz do sposobu, w jakim tego dokonał, wciąż można było mieć kilka obiekcji. Pierwsza bramka była indywidualnym popisem João Amarala, który strzałem z około 30 metrów nie dał szans bramkarzowi rywali. Drugie trafienie padło z kolei z kontrataku gospodarzy tuż przed ostatnim gwizdkiem sędziego. Śląsk na wielu płaszczyznach prezentował się lepiej od lechitów. Padały nawet głosy, że nie zasłużył na porażkę w tym spotkaniu.

Następny mecz przypadał w Sosnowcu z ostatnim w tabeli Zagłębiem i zakończył się kanonadą w wykonaniu gości, którzy wynikiem 6:0 zdawali się udowodnić, że „efekt Nawałki” właśnie nadszedł. Cieszyła nie tylko liczba strzelonych goli, ale również to, że trzy z nich były dziełem wychowanków „Kolejorza”, w tym zaledwie 16-letniego Filipa Marchwińskiego. Pomocnik został tym samym najmłodszym zdobywcą bramki w historii występów zespołu w najwyższej klasie rozgrywkowej. Małą plamę na występie piłkarzy Lecha zostawia jedynie przewaga piłkarzy Zagłębia przez pierwsze 20 minut spotkania, jednak przy takim wyniku, mało kto będzie o tym pamiętał.

Na ostatnie starcie w 2018 roku „Poznańska Lokomotywa” ponownie zajechała do Krakowa. Tym razem rywalem „Kolejorza” była tamtejsza Wisła, która pomimo olbrzymich problemów wewnętrznych, na boisku robi co może, aby dać swoim kibicom dobre, piłkarskie widowisko. Ze starcia górą wyszli jednak lechici, wygrywając to spotkanie skromnie 1:0. Z przebiegu tych dziewięćdziesięciu minut można było jednak wywnioskować, że trzy punkty powinny zostać w stolicy Małopolski. Kolejny raz Adam Nawałka potwierdził tezę, że „nie liczy się styl gry, ale wynik”.

Pomimo dobrej passy, jaką obecnie posiada Lech, „Poznańską Lokomotywę” czeka jeszcze długa droga. Strata do drugiej w tabeli Legii Warszawa wynosi sześć punktów, do liderującej Lechii – dziewięć. Trener Nawałka będzie miał teraz sporo czasu, aby dopracować grę „Kolejorza”. Następny mecz w LOTTO Ekstraklasie lechici rozegrają dopiero 2 lutego, a ich rywalem będzie Zagłębiem Lubin. Z kolei w dniach 19 stycznia – 1 lutego piłkarze wyjadą na obóz przygotowawczy do Turcji, gdzie zagrają m.in. z mistrzem Ukrainy Szachtarem Donieck.

Paweł GŁUSZYŃSKI