Podróż ku Oscarowej statuetce

Źródło: greenbookfilm.com

Gala Oscarowa już za nami. Każda kategoria wywoływała spore dyskusje, lecz co roku największy spór dotyczy najlepszego filmu. Ponownie mieliśmy do czynienia z pięknymi dziełami kinematografii, lecz jeden z nich zmiótł konkurencję. Jak najbardziej słusznie okazał się zwycięski.

Akcja filmu “Green Book”, bo o nim mowa, toczy się w Stanach Zjednoczonych w roku 1962, czyli czasie segregacji rasowej. Jest oparta na faktach i poza prawdziwymi wydarzeniami odzwierciedlonymi w filmie, widać również wierne oddanie klimatu lat 60. w USA. Stroje, samochody, znakomita muzyka z tamtego okresu – już od początku trafiamy do tamtych czasów i z każdą minutą wczuwamy się coraz bardziej w ówczesną rzeczywistość.

Głównym bohaterem filmu jest grany przez Viggo Mortensena Tony Lip, Amerykanin włoskiego pochodzenia, mieszkający w Bronxie. To ojciec dwójki dzieci i mąż utrzymujący rodzinę. Jego perfekcyjny obraz jest zaburzony przez bycie tradycjonalistą i rasistą. Na życie stara się zarobić pracując w klubach nocnych, lecz gdy jego miejsce pracy zostaje zamknięte na kilka miesięcy, musi poszukać nowego źródła dochodu. Udaje się na rozmowę o pracę do, jak się okazuje, czarnoskórego muzyka, Dona Sherleya, w którego rolę wcielił się Mahershala Ali. Jego przyszły pracodawca jest bogaty, wykształcony, z powodzeniem mógłby nauczać innych savoir-vivre’u. Czyli kompletne przeciwieństwo Tony’ego.

Obaj panowie wybierają się w podróż, nie tylko w ramach trasy koncertowej, ale również w znaczeniu metaforycznym. Dwa miesiące spędzone w swoim towarzystwie muszą wpłynąć na charaktery bohaterów. A one kontrastują ze sobą, jak to tylko możliwe, w każdej sytuacji. Szybko jednak okazuje się, że bez względu na to, czy żyjesz w prostym domu na Bronxie, czy w pałacu nad Carnegie Hall, możesz zmienić swoje postrzeganie świata i otworzyć się na kompletnie odmiennych ludzi, wiele się od nich nauczyć. Momentalnie przypomina się film “Nietykalni” z 2011 roku, który traktował o przyjaźni człowieka z nizin społecznych Paryża z niepełnosprawnym milionerem, która, podobnie jak w “Green Book”, została zainicjowana relacjami czysto zawodowymi. W przypadku filmu Petera Farrelly’ego ten wątek został równie znakomicie poprowadzony od początku do końca.

Istotnym motywem filmu są uprzedzenia społeczne, tak bardzo powszechne w tamtym okresie w Stanach. Tytułowa zielona książka to spis hoteli i restauracji, do których wstęp mają czarni. Mimo bogactwa i wysokiego statusu społecznego w Nowym Yorku, Don musi dostosować się do panujących zasad na południu kraju, gdzie odbywają się jego koncerty. Oglądając kolejne sceny szybko uświadamiamy sobie, jaka przepaść w myśleniu dzieli nas od lat 60. Podkreślić przy tym należy, że Donów Shirleyów było więcej i musieli się z podobnymi uprzedzeniami zmagać na co dzień.

Nie co roku pojawia w kinach film, który porusza poważny temat, jednak robi to na tyle przystępnie i lekko, że ostatecznie widz wychodzi z filmu z uśmiechem na twarzy. Nie wstrząśnięty, a właśnie w dobrym humorze, bo dialogi czy gra aktorska dwójki głównych bohaterów poruszają do głębi, ale też bawią. Viggo Mortensen prezentuje się wraz z każdym gestem i wypowiedzią z włoskim akcentem, jakby był pochodził z Półwyspu Apenińskiego, a nie był duńskiego pochodzenia, jak jest faktycznie. Mahershala Ali zaś tworzy skomplikowaną postać, która głęboko kryje swoje problemy. Trudno jest znaleźć jakikolwiek słabszy moment tego dzieła, które od początku do końca wciąga widza w sam środek wydarzeń, a wypuszcza z powrotem dopiero przy napisach końcowych. Jedyna przyczyna niedosytu związanego z tym filmem to fakt, że kiedyś musiał się skończyć.

Kamil SELWUCH