Real(ny) upadek

„Królewscy” znajdują się „na zakręcie”. (źródło: PAP/EPA/RODRIGO JIMENEZ)
„Królewscy” znajdują się „na zakręcie”. (źródło: PAP/EPA/RODRIGO JIMENEZ)

Real Madryt odpadł z Ligi Mistrzów, kończąc równocześnie pewną erę w historii futbolu. Wszyscy wiedzieli, że ten dzień nadejdzie, ale chyba nikt nie przypuszczał, że z takim impetem.

5 marca 2019 roku. Dzień przed swoimi 117-stoma urodzinami, Real przegrał w 1/8 finału Ligi Mistrzów z holenderskim Ajaxem Amsterdam. Tym samym „Królewscy” odpadli z Ligi Mistrzów. Były to rozgrywki, w których rządzili oni niepodzielnie od 1012 dni, co jest osiągnięciem kosmicznym w wykonaniu „Los Galacticos. Drużyna z Madrytu napisała piękną historię, skończyła ją jednak w najgorszy możliwy sposób. Mówiąc wprost, Real Madryt został upokorzony na własne życzenie.

Pierwsze symptomy końca tej idylli zaczęły pojawiać się 31 maja 2018 roku. Niedługo po trzecim z rzędu triumfie w Lidze Mistrzów, trener Zinedine Zidane ogłosił, że odchodzi ze stanowiska. Decyzja ta była szokiem dla fanów „Los Blancos”, którzy nie mogli zrozumieć, dlaczego ojciec wszystkich sukcesów nagle, będąc na samym szczycie. –Musiałem to zrobić. Nie jestem przekonany, czy byśmy dalej wygrywali. Uważam, że zespół musi wygrywać, ale potrzebuje do tego zmian. Po trzech latach ze mną potrzebuje nowego trenera, nowych metod szkoleniowych, nowego gościa w szatni. Piłkarze tego potrzebowali. Wina leży po mojej stronie – tak Francuz komentował swoją decyzję na konferencji prasowej. Już w tych słowach można było wyczuć, iż Real Madryt może być jak przysłowiowa rodzina. Najlepiej wychodzi na zdjęciach.

Zespół piłkarski można by porównać do szkolnej klasy w liceum. Jest to grupa utalentowanych uczniów, jednak i paczka indywidualistów, których nauczyciel musi okiełznać. Kiedy Zidane opuścił Real, grupa uczniów straciła swojego nauczyciela. W takiej sytuacji jedyne, co może utrzymać drużynę w ryzach, to osoba o nadludzkiej determinacji i wyjątkowych umiejętnościach, która może dawać impuls do dalszej ciężkiej pracy. Taką osobą był Cristiano Ronaldo. Kibice „Królewskich” wierzyli, iż ich lider będzie ciągnął klub dalej. Jakim szokiem była informacja, która obiegła świat niecałe dwa miesiące później, głosząca, że Portugalczyk również opuszcza Estadio Santiago Bernabeu i przechodzi do Juventusu Turyn. I to za „jedyne” 100 milionów euro, co w przypadku takiego piłkarza było dla
„Juwe” interesem stulecia. Odszedł najlepszy uczeń, nie ma też nauczyciela. Klasa znalazła się w rozsypce. Jasne stało się, iż w Realu nie dzieje się dobrze i trzeba podjąć zdecydowane kroki, aby naprawić sytuację.

Nie ma tego złego, co by na… złe nie wyszło

Zdecydowanych kroków jednak nie było. Sprowadzenie talentu z Brazylii, 18-letniego Viniciusa Jr nie było rozwiązaniem na chwilę obecną. Sytuację miał ratować Julen Lopetequi – ówczesny selekcjoner reprezentacji Hiszpanii. Stracił on swój angaż w kadrze zaledwie kilkanaście dni przed Mistrzostwami Świata po tym, jak informacja o zatrudnieniu go przez „Królewskich” niespodziewanie wypłynęła do mediów. Panowanie Hiszpana skończyło się na 137 dniach, po blamażu 1:5 z FC Barceloną oraz fatalnych wynikach zespołu. Drużyna, która była w jeszcze większej rozsypce niż wcześniej, została objęta przez trenera rezerw Realu Santiago Solariego. Rozwiązanie miało być tymczasowe, jednak po chwili zaoferowano nowemu szkoleniowcowi kontrakt do 2021 roku. Czy Solari wiedział na co się pisze? Wątpliwe. Rezultaty jednak ulegały poprawie, Real wylądował na trzecim miejscu w ligowej tabeli, widoczny był też progres. Jednak powszechnie wiadomym jest, iż dla prezesa „Los Galacticos” Florentino Pereza, rozgrywki domowe leżą na drugim miejscu, jak nie jeszcze niżej. Najważniejsza jest Liga Mistrzów i kolejny tryumf w tych rozgrywkach.

„Jak przegrać sezon w tydzień” w wykonaniu Realu Madryt

Real wygrał fazę grupową LM, jednak stylem nie porywał tłumów. W pierwszy mecz 1/8 finału „Los Blancos” zwyciężyli na wyjeździe 2:1 z Ajaxem Amsterdam. Nastroje przed rewanżem były zatem pozytywne, ale euforia trwała krótko. W środę, 27 lutego, w półfinale Pucharu Króla, drużyna z Madrytu przegrała u siebie 0:3 z starym znajomym z Barcelony, odpadając tym samym z rozgrywek. Zaledwie trzy dni później powtórzyli ten „wyczyn”, tym razem tylko 0:1. Dobiciem leżącego była porażka aż 1:4 w rewanżu u siebie z Ajaxem. „Królewscy” zostali skompromitowani na, można powiedzieć, własnym podwórku, jakim jest Liga Mistrzów. Oficjalnie wszystko runęło. Kiedy już kibice zgromadzeni na stadionie przestali wygwizdywać piłkarzy, każdy z nich zadał sobie pewnie pytanie: quo vadis, Real?

Właśnie, co teraz? Trener Solari głosi, że nie zamierza poddawać się do dymisji. Sęk w tym, że to w ogóle nie leży w jego gestii. Trzeba powiedzieć wprost: klub nie poradził sobie ze stratami takich ludzi, jak Cristiano Ronaldo i Zinedine Zidane. Powiedzenie: „nie wiesz, co masz, dopóki tego nie stracisz” – trafia tutaj w punkt. Obecny sezon jest dla „Królewskich” stracony, dlatego pora, aby opracować plan odrodzenia zespołu. Pojawiają się różne głosy, chcące nowego trenera, nowych zawodników, ale wyławiają się również bardziej skrajne opinie, domagające się dymisji samego Florentino Pereza. Jedenaście lat temu, sytuacja była bardzo zbliżona do obecnej. Wtedy Florentino Perez podał się od dymisji. Jak będzie tym razem? Czas pokaże. Pewne jest jednak, iż takiej marce, jak Real Madryt, taka sytuacja po prostu nie przystoi.

Paweł GŁUSZYŃSKI