Różowy peleton 2019

102. edycja wyścigu zakończy się w Weronie (źródło: dimoreverona.com)

W sobotę 11 maja rozpoczęła się 102. edycja kolarskiego wyścigu Giro d’Italia. Tegoroczne walka o różowy trykot rozgrywa się na trasie między Bolonią a Weroną. Tym razem kolarze ominą nie tylko Mediolan, ale nie pojawią się również na południu włoskiego buta.

W ciągu najbliższych trzech tygodni, kolarze, którzy mają w nogach już 3 etapy tegorocznego wyścigu, pokonają jeszcze kolejnych 18 odcinków. Wśród przygotowanych przez organizatorów tras znalazły się zarówno płaskie etapy, jak i te rozgrywane w średnich i wysokich górach. Ponadto najlepsi jeszcze dwukrotnie, poza pierwszym rozegranym już etapem, zwierzą się z jazdą indywidualną na czas. W sumie zawodnicy przejadą ponad trzy i pół tysiąca kilometrów.

Podczas tegorocznych zmagań kolarze upamiętnią ważne rocznice we włoskiej historii. Podczas trzeciego etapu została uczczona już 500. Rocznica śmierci wielkiego renesansowego artysty Leonarda da Vinci. W piątek kolarze będą finiszować w L’Aquili, 10 lat po tragicznym trzęsieniu ziemi. Podczas drugiego tygodnia zmagań zawodnicy na 11. i 12. etapie będą wspominać 100 rocznicę urodzin legendy włoskiego kolarstwa Fausto Coppiego oraz jego słynny rajd z 1949 r.

102. edycję rozpoczął krótki etap jazdy indywidualnej na czas z metą na podjeździe, którego maksymalne nachylenie wynosiło 16% . Na trasie dziewiątego etapu z Riccione do San Marino kolarze  jedyny raz w tegorocznym wyścigu wyjadą poza granicę Włoch. Prawdziwe emocje rozpoczną się jednak dopiero 24 maja ­– podczas 13. piątkowego odcinka, który będzie pierwszym realnym sprawdzianem dla wszystkim zawodników mierzących w najwyższe miejsca klasyfikacji generalnej. Finałowe rozstrzygnięcia zapadną na podjeździe liczącym ponad 29 km, od jeziora Serrù, przy średnim nachyleniu 5,9%. Sobotni etap nie pozwoli kolarzom na odpoczynek po piątkowych trudnościach. Do pokonania będzie bowiem pięć wspinaczek w dolinie Aosty. Z kolei w trzecim tygodniu zawodnicy rozpoczną zmagania o czołowe lokaty w Alpach. Na trasie pojawią się prawdziwe legendy wyścigu Giro d’Italia takie jak Passo Gavia i Mortirolo. Na pożegnanie z górami różowy peleton przejedzie w Dolomity, gdzie kolarze poczują w nogach ponad 5000 metrów przewyższenia. Ostatni etap wyścigu będzie swoistą klamrą wieńczącą 102. edycję włoskiego Wielkiego Touru. Na uczestników Corsa Rosa czekać będzie trzecia, pożegnalna, jazda indywidualna na czas w mieście szekspirowskich kochanków.

Pomarańczowa ekipa

W wyścigu znów startuje ekipa CCC Team, jednak po raz pierwszy jako drużyna worldtourowa. Pomarańczowi jadą bez lidera na klasyfikację generalną, skupiąc się na aktywnej jeździe i walce o zwycięstwa etapowe. O triumf na płaskich etapach powalczy Jakub Mareczko, włoski kolarz polskiego pochodzenia, który w poprzednich latach plasował się na podiach poszczególnych odcinków. Polak dobrze spisał się już podczas drugiego etapu zmagań, który zakończył na 6 miejscu. Realne szanse na dobre rezultaty mają także inni kolarze zespołu. Podczas najtrudniejszych wspinaczek pozytywnie powinni zaprezentować się zawodnicy z Półwyspu Iberyjskiego – Victor de la Parte i Amaro Antunes. Nie można również zapomnieć o Laurensie Ten Damie, który potrafił ukończyć wyścig w pierwszej dziesiątce klasyfikacji końcowej. W składzie drużyny wystartują także Łukasz Owsian, Kamil Gradek, Josef Cerny i Francisco Ventoso.

Murowani faworyci

Wśród kandydatów do końcowego triumfu z pewnością wymienić należy cztery nazwiska, które najczęściej pojawiają się na ustach ekspertów i znawców światowego peletonu. Są to Roglič, Nibali, Dumoulin, Yates.

Primoz Roglic (Jumbo-Visma) w tym sezonie wygrał trzy wyścigi tygodniowe UAE Tour, Tirreno-Adriatico i Tour de Romandie. Jednak nie same zwycięstwa plasują go na czele notowań. Słoweniec każdy triumf przypieczętował niesamowitym stylem jazdy oraz niebywałą walecznością. Dotychczas były skoczek narciarski ma na swoim koncie tylko jeden start w Giro d’Italia, który zakończył na 58 pozycji. Jedynym znakiem zapytania, jaki pojawia się przy nazwisku zawodnika Jumbo-Visma jest to, czy sprosta trudom trzytygodniowej walki z rywalami i samym sobą. Ma jednak wszystko, co potrzebne do odniesienia końcowego triumfu – świetnie jeździ na czas, fantastycznie radzi sobie ma podjazdach i zjazdach, a także potrafi zafiniszować z mniejszej grupki. Świetnie rozpoczął również tegoroczne zmagania. Wygrał bowiem pierwszy etap, czyli jazdę indywidualną na czas i to on prezentuje się obecnie w różowym trykocie.

Kolejnym zawodnikiem, który ma spore szanse na odniesienie trzeciego w swojej karierze zwycięstwa w Corsa Rosa jest włoski kolarz Vincenzo Nibali (Bahrain-Merida). Popularny „Rekin z Messyny” nie świętował w tym sezonie jeszcze wgranej, jednak ze startu na start prezentował coraz lepszą formę. Jego najlepsze lokata to trzecie miejsce w Tour of Alps. Włoch nie jest może mistrzem w jeździe na czas, ale posiada niesamowite umiejętności jazdy po górach. Ogromne doświadczenie 34-latka zwiększa jego szansę na ostateczne triumf, bowiem Nibali jak nikt potrafi fenomenalnie rozłożyć siły na trzy tygodnie zmagań. Można więc być pewnym, że nie popełni zeszłorocznego błędu Simona Yatesa. Po rozegraniu trzech etapów zajmuje on trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej i do prowadzącego Słoweńca traci jedynie 23 sekundy.

To właśnie wspomniany Brytyjczyk –  Simone Yates (Mitchelton-Scott), który jest teraz numerem dwa klasyfikacji generalnej, jest następnym w kolejce do odniesienia sukcesu w 102. edycji Giro. Wszyscy z pewnością pamiętają jego druzgocącą porażkę na dziewiętnastym etapie zeszłorocznego wyścigu, ale zapewne równie dobrze zapadła im w pamięć wygrana w hiszpańskiej Vuelcie. Dzięki niej kolarz z Bury udowodnił, że potrafi się odbudować i wrócić silniejszy. Jednak najważniejszy jest to, iż pokazał wszystkim, jak dobrze potrafi rozplanować siły na tak długi wyścig. W tym roku udało mu się wygrać „czasówkę” na wyścigu Paris-Nice oraz etap Ruta del Sol. Brytyjski kolarz na pewno będzie chciał „wziąć” rewanż za zeszłoroczną przegraną i po raz kolejny dowieść, że potrafi wyciągać wnioski z wcześniejszych startów.

Ostatnim zawodnikiem, którego nazwisko pojawia się na liście głównych faworytów do zwycięstwa jest Tom Dumoulin (Team Sunweb). Popularny Holender, podobnie jak Vincenzo Nibali, zna smak zdobycia  różowej koszulki. Ta sztuka udała mu się w 2017 roku. Podobnie jak Włoch nie ma jeszcze na koncie w tym sezonie wygranej, ale w zeszłorocznym wyścigu udało mu się wywalczyć drugą lokatę. Do przyjazdu na pierwszy z Wielkich Tourów zachęciły go aż trzy etapy jazdy na czas, w której zawodnik Team Sunweb się specjalizuje. Dumoulin szykuje się w tym roku do dubletu Giro i Tour de France. Tegoroczne zmagania również rozpoczął dobrze, bowiem pierwszy etap wyścigu zakończył na piątym miejscu. Tę samą lokatę zajmuje w generalce.

Na dobry występ i miejsce na podium lub w pierwszej dziesiątce możemy liczyć także ze strony:  Miguela Angela Lopeza (Astana), Mikela Landy (Movistar Team), Boba Jungelsa (Deceuninck-Quick Step), Ilnura Zakarina (Katusha-Alpecin) czy Rafała Majki (BORA-hansgrohe).

Polak ze sporymi szansami

Kolarz z Zegartowic powraca do starego, dobrego kalendarza startów i obok Davide Formolo jest jednym z dwóch liderów niemieckiej drużyny. Polak ma na koncie piąte, szóste i siódme miejsce w klasyfikacji końcowej Giro. Dotychczasowe osiągnięcia w tym wyścigu sytuują go w gronie kandydatów co najmniej do czołowej dziesiątki. Należy tylko mocno trzymać kciuki, aby obyło się bez niebezpiecznych kraks i wypadków. Majkę trzeba pochwalić również za wynik osiągnięty na pierwszy etapie. Kolarz, który nie jest najlepszy w jeździe indywidualnej na czas, wykorzystał jednak trudny profil etapu i wywalczył szóstą lokatę.

Na ostateczne rozstrzygnięcia trzeba będzie poczekać trzy tygodnie. Kto okaże się najlepszy i najmądrzej rozłoży siły, dowiemy się dopiero drugiego czerwca. Możemy być jednak pewni, że zawodnicy zostawią na trasie krew, pot i łzy, dostarczając nam tym samym niesamowitych kolarskich emocji.

Julia JUREK