„Don’t tell mama”

Źródło: amazon.co.uk

Student podczas sesji robi wszystko, by tylko się nie uczyć. Moim sposobem na zapomnienie o obowiązkach jest oglądanie seriali. Tak też i było w tym roku. Spojrzałam na swoją listę „do obejrzenia” i zobaczyłam interesujący tytuł – „Ostre przedmioty”.

Opowieść zaczyna się w momencie wspomnień głównej bohaterki – Camille Preaker – związanych z jej młodością. Są one obecne na przestrzeni całego serialu. Nie przeszkadzają w odbiorze, wręcz przeciwnie, bez nich historia nie byłaby kompletna. Cała narracja opiera się na powrocie Preaker do rodzinnego miasta, w którym w ciągu roku zaginęły dwie nastoletnie dziewczynki. Zadaniem Camille jak dziennikarki jest zrelacjonowanie drugiego zaginięcia Wind Gap to miasto, którym się wychowała, a cała historia nabiera przez to dla niej osobistego charakteru. Starając się rozwikłać zagadkę, wraca wspomnieniami do przeszłości.

Powrót w rodzinne strony nie jest dla głównej bohaterki łatwym doświadczeniem. W pierwszym odcinku poznajemy Camille jako osobę skrzywdzoną, uzależnioną od alkoholu i emocjonalnie nieradząca sobie z rzeczywistością. Okazuje się również, że w wieku nastoletnim straciła młodszą siostrę Marian. Mimo swoich problemów, jej postać od razu wzbudza w widzu sympatię i współczucie. Camille przywozi w rodzinne strony również bagaż doświadczeń, który skutecznie powstrzymywał ją przed powrotem. Ma ona bardzo rozbudowaną osobowość, a Amy Adams wydaje się idealna do tej roli. Świetnie wczuwa się w emocje bohaterki i potrafi przekazać wszystko, co czuje grana przez nią postać. Preaker bardzo angażuje się w swoją pracę, jest obecna przy poszukiwaniach drugiej zaginionej – Natalie – a później również przy odnalezieniu ciała.

Miasteczko przeżywa kolejną tragedię, a w szczególności matka głównej bohaterki, która znała obie dziewczynki. Adora Crellin jest kobietą bardzo zamożną, która od lat prowadzi ubojnie świń. W Wind Gap podobno nie ma się dużego wyboru: albo pracujesz przy świniach, albo idziesz na służbę.  Adora wydaje się bardzo troskliwą matką, która kocha swoje dzieci, jednak jej relacje z Camille pozostawiają wiele do życzenia. Starsza córka jest dla niej jedynie odwiecznym problemem, gdyż nigdy nie chciała podporządkować się zaborczej matce. Z kolei młodsza córka – Amma – jest oczkiem w głowie Adory. Po stracie Marian, to właśnie Amma stała się jej „laleczką do strojenia”.

W domu panuje atmosfera beztroski i spokoju. Domownicy wydają się szczęśliwi. Zawsze chodzą elegancko ubrani, jednak ich życie, pozornie idealne, jest takie tylko w teorii. Amma to młoda, wyzwolona kobieta, chcąca się nieustannie bawić. W domu sprawia wrażenie wzoru córki: perfekcyjne ubrania, starannie uczesane włosy, zachowanie. W rzeczywistości jednak stale imprezuje, wymyka się z domu i nie stroni od używek. Młodsza córka Crellinów ukrywa coś jeszcze, pokłady mroku, które ujawniają się na przestrzeni kolejnych odcinków. Idealna z wierzchu rodzina, tak naprawdę skrywa wiele tajemnic.

Postacie napisane są w tak intrygujący sposób, że każdy kolejny odcinek ogląda się z zapartym tchem. Casting okazał się strzałem w dziesiątkę, bo zarówno Amy Adams (Camille), jak i Patricia Clarkson (Adora) oraz Eliza Scanlen (Amma) potrafią zachwycić. Odgrywane role nie są jednowymiarowe. Każda posiada swoją mroczną stronę, która z odcinka na odcinek powoli wychodzi na światło dzienne. Gra aktorska trzyma poziom od początku do końca. Każdy z bohaterów ma swoją historię, problemy, z którymi się zmaga i silnie zarysowaną osobowość, dotyczy to nawet postaci drugoplanowych.

Ważnym elementem serialu jest muzyka. Wydaje się, że każdy utwór znaczył coś szczególnego dla głównej bohaterki. Może nie współgrają idealnie z jej chwilowymi emocjami, ale każdy ma w sobie „to coś”, co pozwala je odczuć. Wybór muzyki na pewno nie był oczywisty. Reżyser zdecydował się nawet na dodanie czegoś z gatunku psychodelicznego rocka. Całość dodaje mroku i tajemniczości. Widz ma czuć niepokój. Jednak muzyka nie zawsze odgrywa pierwsze skrzypce, czasami wygrywa z nią cisza, która nastraja w wyjątkowy sposób. Łączy się tu, wydawałoby się, niepasujące do siebie utwory, co jednak tworzy spójną całość. Gdy tylko zakończyłam seans, soundtrack stał się moim najlepszym przyjacielem, z którym nie rozstawałam się przez długi czas.

Na oklaski zasługują również zdjęcia oraz scenografia. Kadry idealnie się dopełniają. Połączenia kilku scen, sekundowe przejścia do przeszłości, migawki z różnych wspomnień. Mimo tej mnogości, dobrze się to ogląda i nie czuje przesytu. Scenografia natomiast przenosi nas na zachód Stanów Zjednoczonych. Klimat małego miasteczka czuje się od pierwszych sekund. Wszyscy dobrze się znają, sprawy załatwia się w lokalnym barze, a okolicą rządzi poukładany szeryf. Długie ulice, czy typowe amerykańskie budownictwo, takie, które widziało się już tysiące razy, w połączeniu ze zdjęciami, serwuje się widzom coś niepowtarzalnego.

„Ostre przedmioty” to serial niezwykle tajemniczy i nieoczywisty. Wymaga od widza zaangażowania i skupienia. Wciąga niesamowicie, a każdy kolejny odcinek ogląda się z wypiekami na twarzy. Nie jest to seans miły i prosty w odbiorze. Pełno w nim wymiocin, krwi i martwych ciał, zdecydowanie nie dla osób o słabych nerwach. Ma w sobie wiele niewyjaśnionych wątków, których zakończenia odbiorca musi sam się domyślić. Jednak wydaje mi się, że historia jest na tyle intrygująca i wciągająca, że każdy amator zagadek będzie bawił się przednio. Zdecydowanie nie nazwałabym go kinem akcji, nie ma nagłych zwrotów wydarzeń, wybuchów, pościgów i szybkich samochodów. Akcja posuwa się wolno, coraz bardziej angażując widza w świat przedstawiony na ekranie. Bardzo polecam, tylko nie mówcie mamie.

Emilia RATAJCZAK