Biało-czerwoni na ostatniej prostej

Reprezentacja Polski, dzięki październikowym zwycięstwom nad Łotwą (3:0) oraz Macedonią Północną (2:0), zapewniła sobie awans na przyszłoroczne Mistrzostwa Europy. Pomimo prowadzenia w grupie po piętach depcze jej jednak Austria. Pozostały dwa mecze, z Izraelem oraz ze Słowenią, w których do wygrania jest coś więcej niż sześć punktów. 

Drużyny, które awansują na mistrzostwa, podczas losowania zostaną podzielone na cztery koszyki. Aby znaleźć się w pierwszym z nich, tym samym mając szansę natrafić na teoretycznie słabszych rywali w pierwszej fazie turnieju finałowego, nie wystarczy zwycięstwo w grupie eliminacyjnej. Pod uwagę będą bowiem brane również zdobyte punkty. To one zadecydują o rozstawieniu sześciu najlepszych ekip (przy wyliczaniu, które zespoły znajdą się w pierwszym koszyku, pomijane będą wyniki meczów przeciwko szóstej drużynie w grupie – przyp.red.).

Choć niewielkie, szanse są!

Belgia, Włochy, Ukraina, Holandia, Chorwacja, Hiszpania – tak prezentowałby się pierwszy koszyk, gdyby eliminacje zakończyłyby się dziś. Polska czyha na ósmym miejscu. Choć szansę na wskoczenie do najlepszej szóstki eliminacji są niewielkie, podstawowym warunkiem, aby w ogóle o tym myśleć jest wygranie obu listopadowych spotkań. To wszystko, co biało-czerwoni są w stanie zrobić. Jeśli uda im się tego dokonać, pozostanie baczna obserwacja zmagania drużyn plasujących się w zestawieniu wyżej.

Jedno zwycięstwo da nam triumf w grupie eliminacyjnej i tym samym pewne miejsce – bez względu na wyniki rywali – w drugim koszyku. Patrząc na układ sił trzeba przyznać, że dla biało-czerwonych wciąż jest to komfortowy scenariusz, gdyż w pierwszej fazie turnieju finałowego trafiliby na teoretycznie jednego mocniejszego rywala i dwóch słabszych. Zapewnienie sobie pierwszego miejsca jest więc priorytetem i zarazem obowiązkiem kadry Jerzego Brzęczka. Tylko wówczas można myśleć o czymś więcej niż zagraniu na przyszłorocznym EURO klasycznych trzech meczów: otwarcia, o wszystko i o honor.

Gdyby reprezentacja nie wygrała bowiem swojej grupy, prawdopodobny staje się spadek zarówno do trzeciego, a w najgorszym wypadku nawet do czwartego koszyka. Należy zatem podejść z należytą koncentracją i pokorą do listopadowych meczów tak, aby sprawy nie wymknęły nam się spod kontroli.

Cele a powołania

Świadomy wagi najbliższych spotkań jest bez wątpienia selekcjoner Jerzy Brzęczek, który postanowił powołać sprawdzonych na przestrzeni eliminacji zawodników. Z całą pewnością w meczu z Izraelem wybiegnie więc dobrze znana nam „jedenastka”, a na niespodzianki w składzie nie ma co liczyć. Pytanie, czy w przypadku zwycięstwa i osiągnięcia celu, jakim jest końcowy triumf w grupie, trener nie zechce spróbować innego zestawienia. Tym bardziej, że w kadrze znalazło się miejsce dla dwójki młodych graczy – Radosława Majeckiego oraz Kamila Jóźwiaka – a także takich, którzy pomimo kolejnych powołań, nie mają zbyt wielu okazji, do gry w narodowych barwach – Przemysław Frankowski oraz Damian Kądzior.

Jedno jest jednak pewne – w spotkaniu ze Słowenią z pewnością po raz ostatni w narodowych barwach zobaczymy Łukasza Piszczka. Obrońca, podobnie jak dwa lata temu Artur Boruc, pożegna się z kibicami oraz reprezentacją.

Choć znalezienie się biało-czerwonych w pierwszym koszyku nie jest zależne tylko od nich, podstawowym zadaniem jest zdobycie sześciu punktów w nadchodzących meczach. Najważniejsze, by nie stracić dystansu już na początku ostatniej prostej, która się właśnie rozpoczyna. Nie pozostaje nic innego jak trzymać kciuki za kadrę selekcjonera Jerzego Brzęczka, by już z Izraelem zapewnili sobie zwycięstwo w grupie. Nie ma co bowiem kusić losu i komplikować swojej sytuacji na tym etapie.

Mateusz KAMIŃSKI