Blitzkrieg, czyli Blizzarda wojna błyskawiczna

Źródło: twitter.com/blizzchungHS

Jak co roku początek listopada zbiega się z wielkim wydarzeniem ze świata esportu – BlizzConem. Tegoroczna konferencja rozbrzmiała głośnym echem w internecie nie tylko przez ogrom nowości, które zawitają do wirtualnego świata. Był to także prawdziwy sprawdzian dla wizerunku firmy i pełne skruchy przeprosiny. Co łączy więc amerykańskie przedsiębiorstwo z zamieszkami w Hongkongu?

Blizzard. Gigant wśród gier komputerowych. Jeden z tytanów, którzy stworzyli Azeroth, xel’naga naszego wszechświata, pierwsza istota w Stworzeniu. Zamiast miecza dzierży w ręku innowacyjne pomysły, jego tarczą jest wciągająca fabuła, a niezniszczalny hełm to lata doświadczenia i solidna marka. Nie tak dawno jednak na nieskazitelnym dotąd uzbrojeniu pojawiła się paskudna rysa. Wszystko za sprawą jednego miasta, jednego gracza i jednej wygranej.

Wszystkie drogi prowadzą do Chin

Zaczęło się od Hongkongu, regionu administracyjnego na specjalnych prawach należącego do Chin. Gdy w 1997 roku przestał być kolonią brytyjską, gwarantowano jego mieszkańcom liczne przywileje, którymi nie może poszczycić się reszta Chińczyków. Mimo to widmo zniesienia ich ciągle widniało nad Hongkongiem aż do tego roku, kiedy zamieniło się w prawdziwe chmury burzowe.

Pierwszym dotychczas ciosem stała ustawa o ekstradycji. Opublikowana 29 marca od początku wzbudzała kontrowersje: jej treść umożliwiałaby przenoszenie podejrzanych o przestępstwa do więzień w innych częściach Chin kontynentalnych. Wkrótce potem rozpoczęły się pierwsze protesty, które z każdym kolejnym gromadziły coraz więcej ludzi. Według działającej na terenie Hongkongu organizacji Civil Human Rights Front ponad milion ludzi wzięło udział w czerwcowych marszach. Pokojowe manifestacje szybko przerodziły się w brutalnie tłumione starcia z policją. Władze twardo obstawały przy wprowadzeniu nowych przepisów, nazywając protesty „rozruchami” lub „zamieszkami”.  Dopiero 23 października rząd ugiął się i postanowił  wycofać ustawę.

Polityczne tango z esportem

Jak do tego wszystkiego ma się Blizzard? Rynek gier komputerowych to niezwykle popularny biznes nie tylko w Chinach, ale na całym Dalekim Wschodzie. Co roku odbywają się tu liczne turnieje oraz konkursy, których popularność wzrasta nieustannie na światową skalę. Chociażby w 2017 roku Chiny były gospodarzem Mistrzostw Świata w League of Legends, jednej z najpopularniejszych gier w świecie esportu.

Tu na scenę wkracza kluczowy zawodnik – Chung blitzchung Ng Wai. Po wygraniu rozgrywającego się 6 października turnieju Hearstone Grandmasters, pochodzący z Hongkongu gracz postanowił wstawić się za protestującymi. Podczas prowadzonego na live streamie wywiadu pojawił się w masce gazowej, symbolu oporu, i krzyknął: Wyzwolić Hongkong, rewolucja naszych czasów. Słowa te okazały się być brzemienne w skutki – transmisja szybko została przerwana, prowadzących ją dwóch Tajwańczyków zwolniono, zaś samego blitzchunga surowo ukarano. Gracz pozbawiony został pieniężnej wygranej w wysokości 10 tys. dol. oraz otrzymał roczny zakaz udziału w jakichkolwiek rozgrywkach. Blizzard odciął się również od słów zawodnika. Określił jego czyn jako niezgodny z regulaminem, a w szczególności z punktami mówiącymi o poszanowaniu i nie obrażaniu innych ludzi oraz szkodzeniu wizerunkowi firmy.

W mediach internetowych blitzchung oznajmił, że od początku liczył się z konsekwencjami swojego czynu, jednak było to dla niego zbyt ważne, by zrezygnował. Podczas rozmowy z fanami na czacie stwierdził: Dziś straciłem w „Hearthstone” cztery lata, ale jeśli Hongkong przegra, będzie to kwestia życia.

Protesty nie tylko na ulicach

Szybki i gwałtowny odzew nadszedł nie tylko ze strony organizatorów: internetem zawładnął hashtag #BoycottBlizzard, a solidaryzujący się z poszkodowanym gracze zaczęli odinstalowywać gry i anulować subskrypcje w World of Warcraft. Pojawiły się również przerobione zdjęcia przedstawiające Mei, chińską bohaterkę produkcji Overwatch na protestach w Hongkongu.  Wsparcie przyszło nawet ze strony pojedynczych pracowników firmy, którzy zakryli tablice z blizzardowymi hasłami Think Globally, Lead Responsibly oraz Every Voice Matters.

Na drodze porozumienia

Wkrótce potem prezes Blizzarda, J. Allen Brack, wydał oświadczenie, w którym oznajmił, że nadal jest oddany tym hasłom. Dalej tłumaczył, że nałożenie kary związane było z samym oświadczeniem blitzchunga, nie jego poglądami politycznymi, a decyzja nie była motywowana relacją firmy z Chinami. Budzi to jednak wątpliwości ze względu na fakt, że jedna z chińskich korporacji, Tencent, posiada udziały w Blizzardzie; wytwórnia gier mimo swojej apolityczności głośno popierała również społeczność LGBTQ. Ponadto Brack uznał podjęte działania za zbyt szybkie i nieadekwatne do sytuacji. Zamieszany w sytuację gracznie złamał w końcu dwóch z najważniejszych zasad: Play nice oraz Play fair. W związku z tym zakaz udziału w turniejach zmniejszono do pół roku (tę samą karę nałożono na dwóch prowadzących wywiad), a nagrodę pieniężną zwrócono.

W odpowiedzi blitzchung zamieścił na Twitterze własne oświadczenie. Podziękował w nim wszystkim za udzielone mu wsparcie, również Blizzardowi. Oznajmił, że na przyszłość będzie bardziej wyrozumiały i docenia złagodzenie kary, mimo iż sześć miesięcy to nadal długi okres czasu w standardach esportowych.

Warto dodać, że w wyniku całego zajścia również inne studio z branży zabrało głos. Riot Games, wytwórnia gry League of Legends, swojej flagowej (lecz nie jedynej) produkcji, poprosiła graczy, by skupili się na zawodach i unikali tematów politycznych oraz światopoglądowych. Nie jest to zaskoczeniem ze względu na fakt, że większość udziałów firmy również należy do chińskiej Tencent.

Przeprosin ciąg dalszy

W ten oto sposób dotarliśmy do 1 listopada i wielkiego eventu ze świata gier – BlizzConu. Podczas odbywającej się niemal co roku konferencji twórcy Blizzarda przedstawiają nowe propozycje gier, kontynuacje starych, liczne dodatki i innowacyjne ulepszenia, które zagoszczą na komputerach graczy. To wydarzenie gromadzące dziesiątki tysięcy ludzi w halach Anaheim Convention Center i jeszcze więcej przed ekranami komputerów podczas transmisji na żywo.

Tegoroczny BlizzCon nie obył się bez następstw kontrowersyjnego sporu. Blizzard wyciągnął jednak rękę w stronę społeczności i przeprosił. J. Allen Brack osobiście oznajmił na scenie: Blizzard miał okazję zjednać razem świat w trudnym dla esportu momencie około miesiąca temu. Nie zrobiliśmy tego. Zbyt szybko podjęliśmy decyzję i potem, pogarszając sytuację, zbyt długo czekaliśmy, by z wami porozmawiać. Następnie dodaje: Nie sprostaliśmy wysokim standardom, które sami sobie postawiliśmy i zawiedliśmy w naszym celu, za co przepraszam. I choć wypowiedź ta spotkała się z aplauzem wśród zebranych, internet raz jeszcze obiegła fala niezadowolenia. Brack ani razu nie zaadresował bezpośrednio sytuacji lub poszkodowanego gracza, nie wspomniał również o zmianach, które miałaby wprowadzić organizacja. Komentarz o nieszczerych przeprosinach jest najczęstszym, który przewija się w sieci.

Poza nielicznymi strojami Kubusia Puchatka, do którego przyrównywany jest prezydent Chin, a także kilku pytań o Hongkong podczas sesji Q&A BlizzCon przebiegł bez przeszkód. I choć Blizzard ponownie zachwycił zapierającymi dech w piersiach cinematicami oraz zachęcił nowymi propozycjami gier, niesmak nadal pozostaje.

Robert PŁACHTA