On wrócił! Zajęło mu to wiele księżyców, ale wrócił i uderzył właśnie wtedy, gdy byliśmy najbardziej bezbronni. Bracia i Siostry! Wygląda na to, że jest silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Czuję więc, że tym razem opór na nic się nie zda i pozostaje nam jedynie modlitwa, bowiem nie jest sam. Tym razem wsparł swą potęgę sojusznikiem równie prastarym i budzącym grozę. Do mnie, do kręgu! Upewnijcie się, że jest nienaruszony i trzymajcie krucyfiksy prosto, bo słyszę ich u bram! Steven Moffat i Mark Gattis już tu są!
Twórcy seriali „Sherlock” i „Doctor Who” znowu namieszali. Tym razem wzięli się za postać najbardziej znanego w kulturze popularnej wampira. Gdy w 1897 roku, Bram Stoker wydał powieść o Draculi, odniosła ona sukces w Wielkiej Brytanii oraz Ameryce, lecz autor już wtedy nie używał nowatorskich pomysłów, bowiem wcześniej, w 1819 roku powstał ‘’The Vampire’’, pióra Johna Polidoriego. Uważa się, że to właśnie Polidori opisując Lorda Ruthvena jako pierwszy nadał krwiopijcy cechy ekscentrycznego arystokraty. Nie czytałem historii Stokera ani Polidoriego, ale posiłkując się informacjami o nich, jestem w stanie stwierdzić, iż Gattis i Moffat nie zmienili wiele względem przedstawienia historii czy postaci wampira. A przynajmniej nie z początku. Nie zmienia to jednak faktu, iż po obejrzeniu serialu „Drakula” od Netflixa czuję się zachęcony by obie te pozycje zakupić i trzymać w strzeżonej gablocie pod kluczem, ponieważ co innego obcować z adaptacją, a co innego znaleźć i poznać jej źródła.
Jest Pan głodny, Panie Harker?
Zaczyna się upiornie. Duża, bzycząca mucha lata po małym pomieszczeniu i nawet na chwilę siada „po drugiej stronie ekranu”. Łysy, wychudzony mężczyzna wyciągając w jej stronę rękę, nie sprawia wrażenia kogoś, kto chce ją uciszyć. Czynność przerywa mu siostra Agata, zwracając się do niego per Mr Harker, zaznajomionych z tematem uświadamiając z jaką postacią mają do czynienia. Jonathan Harker właśnie wrócił z Transylwanii, gdzie pośredniczył w transakcji nieruchomościami dokonywanej przez Drakulę. Wygląd zewnętrzny tego prawnika świadczy o tym, że jego praca u hrabiego nie przebiegła zbyt pomyślnie. Wychudzony, o zapadniętych oczach, przypomina bardziej trędowatego pokrytego strupami lub martwego, niż człowieka w pełni sił. Jego świadectwo z pobytu w zamku przeplatające się z komentarzami siostry Agaty i scenami z Drakulą zaczynają tworzyć układankę której elementy zaczynają się zazębiać, lecz nie pełnią jednej całości. Wręcz zaczynają ją komplikować.
Do kręgu!
Steven Moffat potrafi stworzyć tajemniczy klimat i udowadniał to już wielokrotnie, dlatego odkąd ogłoszono, kto będzie zajmować się tym serialem, czekałem z niecierpliwością licząc na fajerwerki. Po połowie godziny seansu, miałem jednak coraz większe wątpliwości. Spodziewałem się fabuły, która wciska w fotel od pierwszych minut, jednak co chwila miałem poczucie, że wiem dokąd to zmierza. Pierwszy odcinek rozwijał się dość zachowawczo i pozwoliłem sobie uwierzyć, że twórcy postawili na klasyczną adaptację, dobrą, ale nie aż tak, by do niej wracać. To niedocenienie twórców było najprostszą pułapką w którą oczywiście wpadłem po uszy, za co oczywiście jestem im bardzo wdzięczny.
Krew to życia
Zanim rozwinę kwestie fabularnych zawirowań i rzeczy ukrytych tuż przed naszym nosem, pomówmy o statkach oraz Anglii. Każdy z trzech odcinków opowiada historię z innej perspektywy, narracji czy nawet czasu akcji. Gdy wspomniany wcześniej Jonathan Harker zdaje relację ze swojego pobytu w Transylwanii, u bram klasztoru zjawia się Hrabia we własnej osobie, gotowy pchnąć akcję na dalsze tory. Wycieczka do Anglii w drugim odcinku, oglądana przeze mnie już po uświadomieniu sobie pułapki, zaczęła bardziej przypominać seans Sherlocka, w którym widz stara się prześcignąć scenarzystów w logicznych roszadach, bowiem od tego momentu już nie jesteśmy prowadzeni za rękę. Trzecia historia dzieje się w obecnych czasach będąc dekonstrukcją najsłynniejszego nieumarłego. Najbardziej zapamiętywalne twarze to te towarzyszące nam przez całokształt produkcji, mimo iż w kwestii fabularnej nie są one nawet tymi samymi postaciami,co odcinek wcześniej. Motyw użycia aktorów w tych samych rolach, lub posługiwania się różnymi liniami czasu, jest chyba najbardziej znany w filmach psychologicznych, za przykład którego można wziąć „Źródło’’ z 2006 roku reżyserii Darena Aronofsky’ego.
To nie wąpierz, toż to demon.
Trudno stwierdzić, kto tutaj tak naprawdę gra pierwsze skrzypce. Jonathan Harker, mimo iż od pierwszych scen jest widoczny na ekranie, nie wydaje się spodziewać szczęśliwego zakończenia, co sugeruje jego wygląd. Jego postać natomiast stanie się napędem dla innych, chociażby dla zadziornej zakonnicy, Agaty Van Helsing. Jej losy splatają się z królem wampirów mocniej i dłużej niż przetrwa sama Agata, bowiem nazwisko jest wieczne. Natomiast z hrabiego jest chyba najwięcej uciechy. Nie tylko jest szybki, silny i nie działają na niego pociski, ale tworzy mgłę, kontroluje umysły i niewiarygodnie szybko adaptuje się przez naukę.
Pałac pamięci
Pamiętacie techniki myślowe jakimi posługiwał się Sherlock Holmes? Serial tworzy bardzo podobne mapy i schematy, wciągające widza w grę „zgadnij, co się stanie’’. Do pewnego momentu jest to bardzo udany zabieg, nakłaniający do szybszego rozpatrywania faktów i dochodzenia do nieoczywistych znaczeń scen, lecz pod koniec zaczynają się one zlewać do tego stopnia, iż logika traci na znaczeniu, metaforyzując i starając się przy tym brzmieć artystycznie jednocześnie. W tak małym formacie produkcji jest niemal niemożliwe, by pogodzić te trzy duże zabiegi, co pozostawia pewien niesmak. Z drugiej jednak strony, zanim do tego dochodzi, widzowie są raczeni ucztą, jakiej nie powstydziłby się ani „Doctor Who”, ani „Sherlock”.
Nazwiska są wieczne
Co dalej? Na Filmwebie oraz IMDB widnieje otwarta data premiery serialu, oznaczać to więc może przyszły sezon, o ile obecny przyniesie wymaganą oglądalność. W kwestii aktywności (lub jej braku) najczęściej wspominany w tym artykule twórca jest w stanie konkurować wyłącznie z Georgem. R .R. Martinem, nie spodziewajmy się więc kolejnego statku na horyzoncie zbyt szybko. Rozsiądźmy się wygodnie w fotelach, napijmy wina i skierujmy wzrok w stronę Szkocji. W końcu czasu mamy pod dostatkiem, a ‘’Jekyll’’ już zapowiedziany.
Krystian GÓRNY