W australijskim piekle

Hubert Hurkacz ma za sobą świetny początek roku.
(źródło: Ali Haider / PAP / EPA)

Noc z niedzieli na poniedziałek to dla Polaków ostatnie chwile weekendowego odpoczynku przed nadchodzącym najcięższym dniem tygodnia. Ten wieczór nie był jednak tylko i wyłącznie szansą na nabranie sił przed trudnymi zmaganiami z obowiązkami. Była to również okazja do przeżycia wielkich sportowych emocji. Krótko po północy na korty w Melbourne wybiegli najlepsi tenisiści świata, by walczyć o zwycięstwo w pierwszym Wielkim Szlemie tego roku.

Najmniejszy kontynent na ziemi nie schodzi z okładek gazet i nie znika z telewizyjnych pasków od miesięcy. Powodem tego niestety nie jest turniej Wielkiego Szlema, a tragiczne pożary, które od dłuższego czasu trawią rozległe obszary kraju. Wysokie temperatury mogą okazać się również brzemienne w skutkach dla samopoczucia tenisistów, a ich wpływ niejednokrotnie odbić na końcowym wyniku meczu. Niemałą rekompensatą, za zdaje się najcięższe warunki do rozgrywania meczów, można nazwać pulę nagród Australian Open. W tym roku jest ona rekordowa i wynosi aż 71 milionów dolarów. Ponad cztery miliony to kwota zarezerwowana dla triumfatorów rozgrywek singlowych. W zeszłym roku byli nimi Novak Djoković i Naomi Ōsaka. W tegorocznym turnieju trudno jest o przewidywania wśród pań. Tradycyjnie jedną z głównych faworytek jest Serena Williams. Jej forma jest jednak niewiadomą, a więc o zwycięstwo może pokusić się ktoś nieco mniej utytułowany, lecz niemniej utalentowany. Inaczej sprawa wygląda, jeśli chodzi o rozgrywki męskie. Tam od dawna znani są faworyci. Djoković, Federer i Nadal – za te nazwiska bukmacherzy płacą najmniej. Wybitnych weteranów powoli doganiają wschodzące gwiazdy z drugiego rzędu. Wśród nich jest Polak Hubert Hurkacz, który po raz pierwszy w karierze jest rozstawiony w turnieju wielkoszlemowym.

Polscy przedstawiciele

Hurkacz niewątpliwie jest w formie. Trzy singlowe zwycięstwa w rozpoczynającym sezon ATP Cup oraz półfinał turnieju w Auckland to dobry zwiastun przed nadchodzącymi meczami. Polak w I rundzie zmierzy się z kwalifikantem. To właśnie dzięki rozstawieniu 22-latek trafił na teoretycznie łatwiejszego przeciwnika. Z naprawdę trudnym zawodnikiem może spotkać się dopiero w III rundzie. Jeżeli faworyci pierwszych spotkań spełnią swój obowiązek, to na tym etapie czeka nas emocjonujące starcie z legendarnym Rogerem Federerem, któremu Polak już raz potrafił napsuć krwi.

Oprócz Hurkacza do Melbourne udały się dwie panie – Magda Linette oraz Iga Świątek. Ta pierwsza zmierzy się już dziś nad ranem z Arantxą Rus. Polka jest faworytką tego meczu, pomimo tego że trudno określić jej formę. W tym sezonie zdążyła rozegrać trzy mecze, wygrywając tylko jeden. Drugą zawodniczką reprezentującą biało-czerwone barwy jest Iga Świątek. Dla niej rozgrywki na kortach Melbourne Park będą początkiem sezonu i powrotem do tenisa po kontuzji. 18-letnia warszawianka, zajmująca 56. miejsce w rankingu WTA, zmierzy się w I rundzie z doświadczoną Tímeą Babos. Eksperci szalę zwycięstwa przechylają raczej na stronę Polki. Na jej niekorzyść jednak przemawia wciąż małe obycie z kortami Wielkiego Szlema oraz problemy zdrowotne, które mimo młodego wieku wciąż nie dają jej spokoju.

Wielki Szlem, wielka niewiadoma

Cztery turnieje w całym roku. Zwycięzca bierze nagrodę, puchar i złotymi zgłoskami zapisuje się na kartach historii. Turnieje Wielkiego Szlema rządzą się swoimi prawami, a poprzednie lata najlepiej pokazują, że zwycięzcą może zostać zupełny underdog. Pogoda na antypodach nie rozpieszcza i stwarza warunki, które mogą sprawić, że w tym roku wygra niekoniecznie najlepszy, ale najwytrwalszy i najsilniejszy. Oby za kilkanaście dni media obok słowa „sukces” wpisywały również nazwisko któregoś z Polaków.

Maciej JARMOLIŃSKI