Puchar Polski koszykarzy – na co to komu potrzebne?

W zeszłym roku ze zdobycia Suzuki Pucharu Polski cieszyła się drużyna BM Slam Stal Ostrów Wielkopolski.
(źródło: www.plk.pl / Andrzej Romański)

Jesteśmy na półmetku rywalizacji koszykarzy o mistrzostwo Polski. Faworyci w  większości przypadków wywiązują się ze swojej roli, choć czasem notują spektakularne wpadki. To wszystko jednak nie będzie mieć znaczenia za kilka dni. Właśnie wtedy poznamy zdobywcę Suzuki Pucharu Polski.

Nie da się ukryć, że 2019 był rokiem odrodzenia polskiej koszykówki. Nasza kadra wróciła na światowe salony i w Chinach na Mistrzostwach Świata zdobyła ósme miejsce, zostawiając w pokonanym polu Rosjan czy gospodarzy turnieju. Stoczyła też wyrównany bój chociażby z późniejszym mistrzem – Hiszpanią. Zawodnicy przez dwa tygodnie byli na językach wszystkich dziennikarzy sportowych, a ich mecze gromadziły przed telewizorami rekordową publikę. Niedawno zostali też wybrani drużyną roku w Plebiscycie Przeglądu Sportowego i Polsatu. Niestety o koszykówce ponownie zrobiło się cicho. Z pewnością nie zmieni tego nadchodzący wielkimi krokami finałowy turniej Suzuki Pucharu Polski.

Same rozgrywki natomiast bez wątpienia będą pełne emocji i niespodzianek. Już poprzednie lata pokazywały, że faworyci często nie radzą sobie z presją i potrafią odpaść już w ćwierćfinałach. Tak było rok temu, kiedy niespodziewanym zwycięzcą okazał się BM Slam Stal Ostrów Wielkopolski, wygrywając w zaciętym finale z zespołem z Gdyni. Jak będzie w tym roku? Jak w każdym takim turnieju, dużo zależy od drabinki. Ekipy z pierwszej jej części – Legia Warszawa i Hydro Truck Radom oraz Anwil Włocławek i Start Lublin – będą mieć dzień wolny między ćwierćfinałem a półfinałem, co bez wątpienia przełoży się na mniejsze zmęczenie. Pierwszą z piątkowych par tworzą rewelacyjnie grający w PLK (aktualny lider tabeli) i rosyjskiej VTB Stelmet Enea BC Zielona Góra i pozytywna niespodzianka pierwszej części sezonu – Trefl Sopot. Następny duet to druga i trzecia drużyna poprzedniego roku – Polski Cukier Toruń oraz Asseco Arka Gdynia. Jeśli miałabym stawiać na mój finał marzeń, byłby to mecz mistrza z Włocławka z Zieloną Górą, ale puchar rządzi się swoimi prawami. Wygrać może na dobrą sprawę każdy. I właśnie to jest w nim tak piękne.

Puchar złych pomysłów

Należałoby zadać pytanie, czy Puchar Polski w obecnej formule ma w ogóle sens? Finałowy turniej powinien mieć odpowiedni splendor. Wystarczy spojrzeć na pomysł PZPN-u z rozgrywaniem ostatniego spotkania na Stadionie Narodowym. Owszem, koszykówka zapewne nie przyciągnęłaby takich tłumów co jej popularniejsza sportowa siostra. Warto by jednak zastanowić się nad przeniesieniem zawodów w bardziej „koszykarskie” miejsce. Gdzieś, gdzie nie trzeba specjalnie zachęcać ludzi, by pojawili się na meczu. Tymczasem Suzuki Puchar Polski odbędzie się w dniach 13-16 lutego po raz czwarty z rzędu w Arenie Ursynów w Warszawie. Mogąca pomieścić dwa tysiące kibiców hala nie jest idealnym obiektem do oglądania spotkań. Odbywają się tam w większości mecze siatkarskie czy małe koncerty. Trudno też nakłonić miejscowych fanów, szczególnie tych nastawionych na piłkę nożną, aby zechcieli zobaczyć najlepsze koszykarskie drużyny w Polsce. Zadania wcale nie ułatwia fakt, że w turnieju weźmie udział ich lokalny klub. I to nie dlatego, że znalazł się w czołowej ósemce tabeli (a to jest wymogiem), ale dlatego, że… jest gospodarzem. Tak, to jedyny argument przemawiający za obecnością Legii w rozgrywkach. Zespół obecnie zajmuje 14. miejsce w ligowej tabeli i ma tyle samo punktów co ostatnia drużyna, która po sezonie pożegna się z najwyższą klasą rozgrywkową. Oczywiście wciąż trzeba pamiętać, że klub ze stolicy może sprawić niespodziankę i nieoczekiwanie wygrać puchar. Tym bardziej że przed wytypowaniem par ćwierćfinałowych został rozstawiony i dziwnym trafem spotka się z teoretycznie najsłabszym rywalem – HydroTruckiem Radom.

Nie mniej zastanawiające było całe losowanie, które przebiegło w komicznej atmosferze. Wiceprezydent Warszawy Renata Kaznowska, która została jedną z „sierotek” i dobierała przeciwników, była widocznie dumna z wylosowanej dla Legii kuleczki. Pomimo obecności dziennikarzy, żaden z nich nie zadawał pytań. Dłużej trwały mowy zaproszonych gości niż pozostała część. Wyglądało to jak typowe spotkanie przy kawie i ciastku, a nie profesjonalne losowanie dużego turnieju. Być może za sprawą nowo powołanego dyrektora ds. komunikacji i PR Pawła Łakomskiego w przyszłości będzie to wyglądało lepiej.

Niezrozumiałym zabiegiem jest też podniesienie cen biletów. Są one dzienne, czyli obejmują dwa spotkania. O ile ich koszt na dwa pierwsze dni turnieju jest akceptowalny (40 zł normalny i 30 zł ulgowy), to na półfinały i finał według mnie już nie (80zł/50 zł). Można oczywiście zakupić karnet na wszystkie mecze (200zł/120 zł), nie wydaję mi się jednak by, pomimo ferii w województwie mazowieckim i zwiększonego wolnego czasu, cieszyły się one dużą popularnością. Zważywszy na małe zainteresowanie warszawiaków koszykówką, można przewidywać, że pierwsze z ćwierćfinałowych spotkań obejrzy garstka fanów. Chyba że do stolicy wcześniej przyjadą kibice Anwilu Włocławek i Startu Lublin, którzy tworzą kolejną parę. Na fanów tych pierwszych można liczyć zawsze – rok temu duża część z nich została w Warszawie nawet po odpadnięciu swoich ulubieńców.

Czas na zmianę

Ostatnio coraz częściej podnoszą się głosy na temat zmiany samej formuły Pucharu Polski. Jednym z pomysłów jest by, tak jak w piłce nożnej, rozgrywki zaczynały się już od fazy 1/32. Miałoby to służyć promowaniu mniejszych ośrodków koszykarskich. Bez wątpienia dla klubów I czy II ligi przyjazd mistrza z Włocławka z byłymi gwiazdami NBA w składzie byłby nie lada gratką, a bilety sprzedałyby się w sekundę. Dobrym przykładem jest tutaj chociażby niedawny mecz siatkówki pomiędzy Lechią Tomaszów Mazowiecki a VERVĄ Warszawa Orlen Paliwa. Hala Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych przy ul. Legionów wypełniła się do ostatniego miejsca na długo przed rozpoczęciem spotkania, a niektórzy kibice oglądali całe spotkanie na stojąco. Sami zawodnicy I-ligowca podkreślali, że było to dla nich uhonorowanie i ciekawa przygoda. Czemu nie przenieść tego na koszykówkę? Jedynym minusem mógłby być napięty terminarz klubów występujących w europejskich pucharach. Natężenie meczów w ich przypadku jest ogromne. Myślę jednak, że nie byłoby problemu ze znalezieniem jakiegoś konsensusu. Mogłaby być to przecież świetna promocja koszykówki w niższych ligach.

Czy Puchar Polski koszykarzy jest potrzebny? Oczywiście, że tak. Jest to świetny przerywnik od ligowej rzeczywistości i dobry sposób na ocenę potencjału poszczególnych drużyn. Uważam jednak, że ma kilka słabszych stron, które można by poprawić. Warto udoskonalić konkurs wsadów i rzutu za trzy punkty czy dodać większą liczbę atrakcji dla kibiców, które przyciągnęłyby ich na halę. Halę, która moim zdaniem powinna zmieniać lokalizację. To jednak zagwozdka dla mądrych głów, my tymczasem czekajmy do lutego, by delektować się najlepszą polską koszykówką. Wszystkim ekipom życzę powodzenia. Zwycięzcy już gratuluję, a przegranych uspokajam – zeszłoroczny triumfator udowodnił, że można po takim sukcesie odpaść już w ćwierćfinale fazy play-off Energa Basket Ligi.

Marta KOTECKA