Udajcie się tam, gdzie rodzi się hejt

Główny bohater filmu to osoba targana wieloma emocjami
(Źródło: Youtube/KinoSwiatPL)

13 stycznia 2019 roku. Dwa tygodnie wcześniej zakończyły się zdjęcia do filmu „Sala Samobójców. Hejter”. Na gdańską scenę Wielkiej Orkiestry wpada szaleniec Stefan W. i brutalnie morduje prezydenta miasta. Pawła Adamowicza. Ten niezamierzony dramatyczny kontekst powoduje, że o „Hejterze” nie można dyskutować już tylko w kategoriach fikcji artystycznej. To przypowieść o naszej polskiej rzeczywistości, opowiadająca bolesną prawdę: słowo zabija, tak jak nóż.

Komasa to w polskim świecie artystycznym nazwisko, którego tradycje przedłuża Jan, reżyser młodego pokolenia. Bezkompromisowy, utytułowany i coraz mocniej zaznaczający swoją obecność na krajowej i za sprawą nominacji do Oskara, również światowej scenie filmowej. W swej dotychczasowej karierze poruszał tematy trudne, nie pozwalające na obojętność, bo dotyczące nas wszystkich.

Film to historia kombinatora. Tomek, niekoniecznie wybitny, aczkolwiek wyjątkowo przebiegły, wyrachowany, zepsuty i pusty. To postać, w której odbijają się życie i marzenia wielu osób w podobnym wieku i na podobnym etapie życia. Marzy o prestiżowych studiach, efektownej karierze i romantycznej miłości. Scena otwierająca obraz z groteskową prośbą bohatera o dedykację od osoby, która podpisuje się nie tylko jako autorka na okładce swojej książki, ale również jako sędzia w sprawie wydalenia bohatera ze studiów, mówi o nim prawie wszystko. Cynizm, który z niej wygląda, wprawia nas w zdumienie i paradoksalnie wzbudza podziw, a przebiegłość Tomka jest wręcz niepokojąco atrakcyjna. Podpis szybko zostaje wykorzystany w celu uzyskania wymiernych korzyści materialnych – wsparcia otrzymanego od wpływowych działaczy politycznych, a przy okazji rodziców obiektu westchnień samego bohatera. To nie jedyny zabieg manipulacyjny Tomali. Wraz z rozwojem akcji dokonywać ich będzie regularnie, a efekty stopniowo doprowadzą do ciągu tragedii.

Podobnie jak i w pierwszej części dyptyku kluczowy motyw opowieści rozgrywa się w cyberprzestrzeni. Tym razem jest ona tylko narzędziem wykorzystanym w niecnym celu, a nie odrębnym – lepszym światem. Internet przedstawiono nie tylko jako środek komunikacji, ale również narzędzie manipulacji. Pozwoliło ono wypromować kandydata na prezydenta, ale również odegrało kluczową rolę w tragedii, która dotknęła Pawła Rudnickiego. Los warszawskiego bohatera – imiennika tragicznie zmarłego prezydenta Gdańska, też został zdeterminowany przez mężczyznę o imieniu Stefan. Zbieżność ta, ze względów chronologiczno-czasowych absolutnie niezamierzona, musi wywoływać skojarzenia jednoznaczne. W obu sytuacjach kluczową rolę w sekwencji zdarzeń odegrał hejt.

W 2011 roku „Sala Samobójców” osiągnęła ogromny sukces, nie tylko ze względu na trudną, dotychczas nieporuszaną tematykę, ale również – nowatorskie i nowoczesne ujęcie tematu. Nikogo nie powinna więc dziwić kontynuacja kasowego obrazu. Komasa nie tylko nie boi się podejmować trudnych tematów, ale sprawnie porusza się w realiach rynku. Po triumfie pierwszej części nie mógł odpuścić sobie potencjalnego sukcesu kontynuacji, nawet niekoniecznie powiązanej z „prequelem”. Temat filmu ponownie dotyczy istotnych społecznie problemów. Internetowa półprawda i hejt, to zjawiska, które coraz mocniej kształtują naszą codzienność. Narracja prowadzona przez scenarzystów nie do końca jednak sformułowała trafne wnioski. Hejt zagraża nam nie tylko w rękach psychopatów. Jest dla nas niebezpieczny, bo jak pokazuje film, wykorzystują go elity i grupy polityczne, mające zdecydowanie większe możliwości, chociażby finansowe, niż pojedynczy odmieńcy. Bo przecież gdyby nie przypadkowe zetknięcie przedstawicieli obu nurtów, nie doszłoby do tragicznego finału, ale skala szkód i tak pozostałaby przerażająca.  

Nowy obraz Komasy wywołuje wrażenie emocjonalnego i tematycznego przesytu. Liczba wątków i poruszonych tematów sprawia, że główny motyw filmu nierzadko traci wydźwięk. Widz od samego początku uderzany jest tematami depresji, uzależnień, nieczystej kampanii, niespełnionej miłości, przez co ciężko skupić mu się na kluczowym przekazie. Każda z tych kwestii jest na tyle trudna do interpretacji, że nie powinny one być ze sobą łączone w nadmiernej ilości. Depresji, która była głównym motywem pierwszej części, nie można zobrazować i wyjaśnienić w ciągu kilku scen. Równocześnie próbowano połączyć ją z inną chorobą naszego społeczeństwa: uzależnieniem. Problemy te pokazane zostały w kontekście rozrywki, przez co zbagatelizowano ich znaczenie i przy okazji spłaszczono główny motyw filmu. Hejt został również przykryty przez niezbyt udaną i niekoniecznie potrzebną próbę nawiązania do pierwszej części filmu. Wizyta Tomali w domu szefowej (matki głównego bohatera pierwszej „Sali Samobójców”) i niespodziewany łóżkowy eksces, były próbą spełnienia cechy typowego hollywoodzkiego filmu, gdzie seks musi zostać zekranizowany, bo jak wiadomo, zawsze się sprzeda i do tego dobrze wypada w trailerach.

Obecnie świat boryka się z wirusem, którego tempa rozprzestrzeniania nie jesteśmy w stanie opanować. Nad rzeczywistością internetową również nie mamy już panowania, przez co do prawdziwej rzeczywistości wdarł się kolejny wirus – wirus hejtu. On nas przeformatował i zmienił otoczenie. „Hejter” to film realistyczny. Mechanizmy dzisiejszego świata w nim ukazane są tego najlepszym dowodem. To one umożliwiły Tomkowi karierę przez brutalne i bezkompromisowe pójście na skróty. Hipokryzja bohaterów widoczna jest w ich codziennym funkcjonowaniu. Pod przykrywką pomocy ukryta została chęć manipulacji, próby sterowania ludźmi jak pionkami w grze. W rzeczywistości bardzo często mamy do czynienia z triumfem zła nad dobrem, które jest morałem produkcji.

„Sala Samobójców. Hejter” to ostatni film, który udało mi się zobaczyć w kinie przed ich czasowym zamknięciem. Teraz z pewnością czeka nas dłuższa przerwa od premier.  Czy rzeczywistość, w której obudzimy się po zakończeniu pandemii, okaże się inna? Czy wirus SARS-Cov2, który przewartościował naszą dwudziestopierwszowieczną współczesność, pokona inne wirusy zatruwające na co dzień relacje międzyludzkie? Jesteśmy na początku drogi, pytanie jest zatem otwarte.

Opowieść o internetowym hejcie Komasy zdążyła mieć swoją premierę w ostatniej chwili. Film zyskał dużą popularność, jednak ze względu na stan epidemii jego projekcje zostały wstrzymane, w związku z czym twórcy postanowili przenieść obraz właśnie tam, gdzie jest jedno z jego dwóch źródeł: do internetu. Szukajcie go zatem w sieci i lepiej nie dotykajcie drugiego.

Maciej JARMOLIŃSKI