Przyszłość bez futra – część 2

Futro to dawny symbol luksusu, okupiony cierpieniem zwierząt.
(Źródło: Andrew Skowron/Otwarte Klatki)

Poparcie dla hodowli zwierząt przeznaczonych na futra jest w naszym społeczeństwie coraz mniejsze. O zakaz tego typu działań walczy Stowarzyszenie Otwarte Klatki. Na czym polega ich działalność i dlaczego kwestie praw zwierząt są tak ważne? Odpowiedzi na te pytania udzieli Łukasz Flieger, wolontariusz, aktywnie działający w Stowarzyszeniu Otwarte Klatki. 

Co w takim razie z przekonaniami starszego pokolenia – mięso trzeba jeść, bo zdrowe, futro to symbol luksusu, a święta bez karpia to nie święta? 

– Nie można radykalnie podchodzić do tego i zmuszać do natychmiastowego przejścia na weganizm, bo nie tędy droga. W ten sposób będziemy ich tylko nastawiać negatywnie do siebie. To są bardzo duże zmiany. To jest praktycznie wywrócenie całego swojego życia do góry nogami. Musisz zapomnieć o wszystkim, co jadłaś do tej pory i to zupełnie zmienić. Nie każdy jest gotowy na taką zmianę. Dlatego musimy edukować i powoli, stopniowo osiągać kolejne cele. Warto np. dać do spróbowania jakąś potrawę wegańską, powiedzieć, że to jest wegańskie, czyli w pełni roślinne, bez mleka i mięsa. Myślę, że takimi małymi krokami będziemy dochodzić do tego, by wzbudzić w nich empatię i żeby zrozumieli, o co nam chodzi. Na pewno nie można robić tego radykalnie, tworzyć sobie koncepcji świata wegańskiego, który nastanie już jutro. To nie jest dobra droga, mimo, że jest piękną drogą, której byśmy chcieli, ale powoduje dużo agresji i niezrozumienia. Ludzie są negatywnie nastawieni, ponieważ zmienić całe swoje życie jest bardzo ciężko, trzeba do tego dużo chęci i każdy musi to zrobić w swoim czasie. Oczywiście oprócz argumentów etycznych, dochodzą też argumenty środowiskowe, czyli to jak hodowla zwierząt wpływa na warunki klimatyczne oraz całe środowisko, a wiemy, że jest to ogromny negatywny wpływ i powinniśmy jak najszybciej zaprzestać hodowania zwierząt na tę skalę, którą mamy. Dla nas i dla przyszłych pokoleń.

Czy to oznacza, że lepiej nie stawiać na szokowanie? 

– Bardzo często spotykamy się z komentarzami, że te kampanie szokujące to już bardziej przekonywanie przekonanych, którzy tak czy inaczej już wiedzą, jak to wygląda. Natomiast na tych, do których chcielibyśmy dotrzeć, to szokowanie już niekoniecznie działa. Myślę, że teraz jest pora aby zacząć działać w inny sposób, pokazać się od tej innej strony. Tej miłej, pragmatycznej i edukować. W żadnym wypadku nie spierać się, nie walczyć, tylko powoli, w spokoju tłumaczyć swoje racje, dyskutować, nie kłócić się i nie wyzywać. 

Do jakich zmian na rzecz zwierząt najłatwiej kogoś przekonać? 

– Myślę, że na pewno do rezygnacji z futer, ponieważ jest to zupełnie niepotrzebna rzecz. Już wielu Polaków jest co do tego przekonanych. Natomiast myślę, że kolejnym krokiem będzie przekonywanie do stopniowego odchodzenia od jedzenia mięsa. Tutaj trzeba wspierać się nie tylko argumentami etycznymi, ponieważ nie do wszystkich będą one przemawiać. Trzeba czerpać też z argumentów naukowych i środowiskowych, czyli z tego, jak przemysłowa hodowla negatywnie wpływa na środowisko i to, co zostawimy przyszłym pokoleniom, które mają po nas przyjść i zamieszkiwać ziemię. 

Na czym polegała akcja „Tydzień bez futra”? Z jakim odbiorem się spotkała? Jak Pan wspomina tę akcję?

– „Tydzień bez futra” rozpoczął się dla mnie w sobotę, 2 dni przed Dniem bez Futra, kiedy szedłem na manifestację z zaprzyjaźnioną organizacją „Viva!”. Akcja odbywała się pod centrum handlowym Posnania i protestowaliśmy w sprawie zakazu hodowli na futra. Następnie, w niedzielę, pojechałem do Warszawy na „Veganmanię”, która jest imprezą roślinną i o prawach zwierząt, organizowaną przez Otwarte Klatki. W poniedziałek mieliśmy happening pod Sejmem. Wzięła w nim udział też między innymi Maja Ostaszewska, która jest ambasadorką naszej kampanii o kulisach branży futrzarskiej. Wyszli do nas politycy, głównie ci, którzy są w komisji walczącej o prawa zwierząt. Mieliśmy ze sobą klatki, prawdziwe klatki, w których całe życie spędzają lisy i jenoty. Następnie wróciłem do Poznania, gdzie „Tydzień bez futra” trwał w najlepsze. W poniedziałek i we wtorek mieliśmy akcję „Ciastko dla zwierzaka”. Wiele restauracji i kawiarni zgodziło się przekazać część zysku z tych dni na nasze stowarzyszenie, na walkę o zakaz hodowli na futra. Później mieliśmy quiz pubowy w klubie bilardowym „Hades” i pubie „Cybermachina”. W „Cybermachinie” ja prowadziłem, natomiast w „Hadesie” wyręczył nas Pub Quiz, firma, która chce z nami współpracować i prowadzi w całej Polsce quizy. Chcieli pomóc nam pozbierać pieniądze, więc się zgodziliśmy. Na sam koniec mieliśmy jeszcze akcję pod Starym Browarem z różnymi plakatami i tam też przyszło sporo ludzi. Jeśli chodzi o quizy to zainteresowanie nas zawsze przeraża, bo jest tak ogromne, że nie jesteśmy w stanie zapisać tylu ludzi. Miejsca na te quizy wyczerpały się po jakichś 40 sekundach, co jest oczywiście dobre, ale dla nas trochę męczące, bo jesteśmy wszyscy wolontariuszami i robimy to w wolnym czasie i w momencie kiedy jest 1500 ludzi chętnych, a mamy 60 miejsc w pubie to musielibyśmy zorganizować 15 edycji tego wydarzenia, a niekoniecznie mamy na to czas. Dlatego przepraszamy tych, którzy nie dali rady się zapisać i dziękujemy tym, którzy przyszli i bawili się z nami. 

Jakie są opinie ludzi na temat Państwa działań?

– Sam nie spotkałem się ani razu z negatywną opinią na ulicy. W Internecie oczywiście, zdarza się, że ktoś napisze, że jesteśmy „eko-oszołomami”, „eko-terrorystami” itp. Natomiast na ulicy nigdy nie spotkałem się z żadnym hejtem, ze złym słowem. Ludzie raczej sami nam mówią, że robimy dobrą robotę, bo chcą nas wspierać, ewentualnie nie mają czasu żeby porozmawiać, ale to też nie jest nic negatywnego, bo każdemu zdarza się, że jest zajęty, zabiegany i nie ma czasu na rozmowę z obcym, który aktualnie podaje mu ulotkę. Wracając z Warszawy, z eventu, który mieliśmy pod Sejmem siedziałem sobie w pociągu i czytałem książkę, którą kupiłem na „Veganmanii”- „Dziękuję za świńskie oczy”. Konduktorka, która sprawdza bilety zobaczyła, że czytam i nie patrząc na mnie sprawdziła mi bilet i spytała, co myślę o tej książce. Odpowiedziałem, że dopiero zacząłem, ale na pewno jest wspaniała. Ona wtedy spojrzała na mnie, byłem w koszulce Otwartych Klatek. Natychmiast się uśmiechnęła i odpowiedziała, że rozmawiała z nami na Woodstocku, że jesteśmy super i fajnie, że walczymy. Odpowiedziała, że na pewno przeczyta tę książkę i wróci do mnie za chwilę pogadać jak sprawdzi wszystkie bilety. To było bardzo miłe. 5 minut później obrócił się do mnie pasażer, który siedział po skosie i powiedział, że słyszał o czym rozmawiałem z konduktorką i on chciałby usłyszeć więcej o tym, co robimy w akcjach antyfutrzarskich. Przez pół godziny rozmawialiśmy na te tematy, okazało się, że on czytał książkę „Polskie mięso” i też jest zainteresowany dalszym poszerzaniem wiedzy, czy jakąś inną książkę mógłbym mu polecić. Pożegnaliśmy się w miłej atmosferze, dziękując sobie i życząc powodzenia.

Okres świąteczny to czas, kiedy dużo mówi się o karpiach. Co możemy zrobić, jeśli widzimy, że karpie w sklepie przebywają w nieodpowiednich warunkach?

– Najpierw powinniśmy wiedzieć, czym są nieodpowiednie warunki, czyli kiedy dochodzi do przestępstwa, jakim jest znęcanie się nad zwierzętami. Dochodzi do niego wtedy, kiedy w akwarium jest niewystarczająco dużo wody, albo jeśli w akwarium jest tak dużo ryb, że nie mogą one swobodnie pływać. Lub jeśli zobaczymy krew. To znaczy, że któreś ze zwierząt jest ranne, a pozostałe karpie jeśli czują krew, to wiedzą, że coś jest nie tak i się bardziej stresują. W tych trzech przypadkach mamy do czynienia ze znęcaniem się nad zwierzętami. Oprócz tego, jeśli sprzedawca sprzedaje karpie bez wody, to znaczy jeśli wyciąga je za skrzela, co też jest przestępstwem znęcania się, kładzie je na ladzie bez wody i w ten sposób sprzedaje, również znęca się nad zwierzętami. Jeśli ludzie wynoszą ze sklepu siatki, które są pozbawione wody, w których karp nie ma wystarczająco dużo miejsca i jego skóra dotyka siatki, to również jest znęcanie się nad zwierzętami. W tym przypadku, kiedy widzimy takie sytuacje, można zadzwonić na policję oraz nakręcić filmik z tego wydarzenia. Gdy policja przyjedzie, trzeba zgłosić to, że jest tutaj przypadek znęcania się nad zwierzętami, a filmik najlepiej wysłać do nas na maila – karpie@otwarteklatki.pl. W przypadku Vivy! jest to ryby@viva.org.pl. My jako organizacje prozwierzęce możemy występować jako strona poszkodowana w sprawach znęcania się nad zwierzętami. Zbieramy takie nagrania i później tworzymy pozwy.  

Coraz więcej firm rezygnuje z naturalnych futer. Czy w najbliższych latach uda nam się całkowicie zaprzestać ich produkcji czy to raczej perspektywa nie na najbliższą przyszłość?

– Coraz więcej domów modowych zrezygnowało z futer, w Polsce też już się ich nie nosi, a z tego co wiem to również w Rosji i Chinach branża przeżywa kryzys. Zdaje się, że w Rosji było to spowodowane kursem rubla, natomiast w Chinach tym, że futra były powiązane z korupcją, to znaczy, dawano futra jako łapówki i ludzie zniechęcili się do nich. Nie chcę jednak wyrokować, kiedy nastąpi całkowite zaprzestanie ich produkcji, po prostu tego nie wiem.

A co z kupowaniem zwierząt pod choinkę?

– W tej sprawie mogę się wypowiedzieć jako osoba prywatna, ponieważ pod choinkę kupuje się zwierzęta domowe, a nie hodowane przemysłowo, aczkolwiek Otwarte Klatki z całą pewnością są przeciwko temu, żeby kupować i dawać takie prezenty, ale nie jest to nasze statutowe działanie. Sam czytałem ostatnio, że wiele schronisk rezygnuje z możliwości adoptowania w okresie przedświątecznym, ponieważ nie chcą aby dochodziło do takich przypadków, w których ktoś zwraca zwierzę, które przez chwilę było w domu, tudzież je wypuszcza na wolność, szczególnie w okresie zimowym. Myślę, że posiadanie zwierzęcia jest ogromną odpowiedzialnością i trzeba to przemyśleć. Sam wiem, jak bardzo jestem ograniczony wyjazdowo, posiadając dwa koty, a jeśli ktoś ma np. dzieci, to musi naprawdę mocno przemyśleć, czy ma wystarczająco dużo czasu jeszcze na zwierzaki. W końcu nie adoptujemy ich nie po to, by wegetowały w domu, tylko żeby się nimi odpowiednio zajmować. Sam dobrą godzinę dziennie poświęcam na zabawę z kotami, bo moje koty są niewychodzące, więc muszę im dostarczyć wystarczająco dużo bodźców takich, jakie miałyby na dworze, np. polując na ptaki. Trzeba to jak najbardziej brać pod uwagę.

Państwo jako Otwarte Klatki zajmują się także zwierzętami w cyrkach… 

– Tak, jest to też jedna z rzeczy, którymi się zajmujemy. Nasze stanowisko jest takie, że zwierząt nie powinno być w cyrku. 

Czy w takim razie zrezygnujemy z tego?

– Ja myślę, że tak. Ostatnio w Poznaniu pod M1 strajkowała Viva! Udało się im wywalczyć oświadczenie od zarządu, że już nigdy żadnego cyrku ze zwierzętami tam nie będzie, skoro ludzie tego nie chcą. Myślę, że cyrkowcy powoli zdają sobie sprawę, że powinni szukać innych atrakcji do swoich cyrków. 

Która akcja najbardziej zapadła Panu w pamięć?

– Najbardziej zapadła mi w pamięć akcja, która nie była stricte od Otwartych Klatek, pomagaliśmy stowarzyszeniu, które się nazywa Puchaty Patrol. Miało to miejsce w te wakacje, to była głośna sprawa nastolatki spod Słupcy, która wzięła kredyt chwilówkę i wykupiła ponad 600 szynszyli z fermy wygaszanej, ale nie potrafiła się nimi zająć. Puchaty Patrol zastał u niej wiele martwych szynszyli utopionych w kuwetach, zjadających się nawzajem, chorych i wycieńczonych z braku jedzenia, ponieważ dziewczyna miała jedynie płatki kukurydziane z Biedronki żeby je nakarmić i nie potrafiła sobie poradzić z systemem wodnym. Oprócz tego wypuściła wiele z nich z klatek i one się jeszcze rozmnażały dodatkowo. Puchaty Patrol razem z pomocą Vivy! I Otwartych Klatek przejął te szynszyle. Oczywiście nie było to już 600 szynszyli, tylko ponad 400, bo ponad 100 straciliśmy w momencie, kiedy dziewczyna przejęła te zwierzęta i zginęły pod jej opieką. Ja na miejscu byłem pierwszego dnia po odebraniu jej zwierząt i widziałem, w jakim stanie są te gryzonie, w jakich klatkach są trzymane i myślę, że to zrobiło na mnie największe wrażenie. Aktualnie te szynszyle znajdują się w Poznaniu na ulicy Świętego Antoniego, gdzie Puchaty Patrol stworzył Szynszylowy Dom. Nadal przyjeżdżam tam pomagać, 30 grudnia będę jechał razem z wolontariuszami Otwartych Klatek żeby pomóc w sprzątaniu. Teraz już oczywiście nie są w fermowych klatkach, mają tam bardziej taki hotel, ale nadal jest ich ponad 300. Adopcja szynszyli trwa bardzo długo, szczególnie takiej liczby szynszyli. Jeśli ktoś czuje potrzebę pomocy zwierzętom, to Puchaty Patrol na Facebooku podaje adres tego domu i zaprasza wszystkich chętnych do pomocy. Oni zawsze potrzebują rąk albo do przytulania zwierząt albo karmienia ich, posprzątania po nich lub czegokolwiek innego, co można zrobić. Tam zawsze jest coś do roboty. Zachęcam do pomocy zwierzętom, które wcześniej przeżyły piekło. 

Czy panu jako wolontariuszowi często zdarzają się takie sytuacje, gdzie bezpośrednio spotyka się z cierpieniem zwierząt?

– To zależy od tego, co chcemy robić w wolontariacie. Ze zwierzętami najczęściej spotyka się grupa interwencyjna, inspektorzy. Żeby dołączyć do grupy interwencyjnej, trzeba tego przede wszystkim chcieć, natomiast jeśli ktoś nie ma ochoty patrzeć na cierpienie, ale chce robić coś dla zwierząt, to mamy mnóstwo innych zadań, takich jak prowadzenie naszych social mediów, pisanie informacji prasowych, robienie grafik, tworzenie stron internetowych czy działanie na ulicy. Więc żeby bezpośrednio spotykać się z tym cierpieniem zwierząt, to rzeczywiście trzeba tego chcieć, być gotowym na to. Nikt nikogo nie zmusi w Otwartych Klatkach do wyjazdu i oglądania cierpienia zwierząt. 

Czy zdarzają się jakieś przykre sytuacje np. Podczas interwencji?

– Ja nie zajmuję się interwencjami, ale bardzo możliwe, że w przyszłości będę próbował. Na tamtej fermie byłem, bo mnie o to poproszono. Na pewno zdarzają się przykre sytuacje, mnie się osobiście nie zdarzyły, ale wystarczy spojrzeć na reportaż, który przygotowała Viva! około miesiąc temu, gdzie działacze i inspektorzy zostali oblani zgniłym mięsem i gnojówką oraz pobici metalowym prętem przez właściciela fermy futerkowej, mimo, że działali zgodnie z prawem i ewidentnie znaleźli przykłady znęcania się nad zwierzętami. Jeden z dwóch lisów, które zabrali, nie przeżył, kilka dni po tej akcji zmarł. 

Jakie są cele Otwartych Klatek na 2020 rok? 

– Na pewno chcemy wywalczyć zakaz hodowli zwierząt na futra, o który walczymy od 8 lat. Czujemy, że jesteśmy coraz bliżej. Wydaje się, że nowo powołana komisja sejmowa, jest wystarczająco zdeterminowana, by walczyć o ten zakaz. Oprócz tego, poparcie zakazu bardzo wzrosło i sama walka o zwierzęta futerkowe odbywa się poza podziałami na opozycję i partię rządzącą. W momencie, kiedy branża już zostanie zamknięta, myślę, że będziemy mogli zająć się kolejnymi tematami np. tym, jak wygląda przemysł mleczarski czy mięsny.

Rozmawiała Agnieszka GAJNIAK