Kanto Cosplay, a właściwie Jan Weltrowski-Knopik jest laureatem konkursu zorganizowanego podczas festiwalu Copernicon oraz dwukrotnym finalistą zmagań cosplayowych na Poznań Game Arena (PGA) i na Warsaw Comic Con. Teraz artysta dostał się do finałowej „16” międzynarodowego konkursu League of Legends European Cosplay Contest, organizowanego na zlecenie Riot Games. Rywalizacja jest przeznczona dla obywateli państw członkowskich UE, a w jej finale znaleźli się artyści m.in. z Polski, Francji, Wielkiej Brytanii, Belgii, czy Norwegii. Oliwia Trojanowska zapytała go m.in. o zmiany w konkursie spowodowane przez koronawirusa, o wysiłek, który trzeba włożyć w stworzenie kostiumu oraz o plany na przyszłość.
Dojście do finału międzynarodowego konkursu to ogromny sukces. Co skłoniło Cię do wysłania zgłoszenia do League of Legends European Cosplay Contest? Zdecydowałeś się na to spontanicznie, czy raczej był to efekt przemyślanej decyzji?
– To jest pierwsza europejska edycja tego konkursu, dlatego jak tylko dowiedziałem się, że się odbędzie, stwierdziłem, że chcę wziąć w niej udział. Niestety, początkowo organizatorzy dali tylko trzy miesiące na przygotowanie stroju, więc uznałem, że nie dam rady wyrobić się w tak krótkim czasie. Jednak ze względu na pandemię dodano kolejne trzy miesiące na stworzenie stroju i dzięki temu zdążyłem. Tak naprawdę lockdown był głównym czynnikiem, dzięki któremu wziąłem udział w konkursie.
Ze względu na pandemię koronawirusa organizatorzy konkursu poinformowali, że jego finał odbędzie się online. Według Ciebie ta sytuacja ułatwia czy utrudnia prezentację kostiumu? Jakie są największe różnice między rywalizacją offline i online. Jesteś zadowolony z takiego obrotu spraw?
– Szczerze mówiąc wolałem wersję offline, która dawała szansę na spotkanie się na żywo z pozostałymi finalistami. Jednak odbiegając już od samego faktu poznania ciekawych ludzi z różnych krajów, a także od zobaczenia tych wszystkich kostiumów na żywo, między rywalizacją online, a offline jest wiele różnic. Przede wszystkim nasze tegoroczne zgłoszenia mają być w formie wideo, przez co nie musimy występować na scenie, nie musimy przygotowywać tzw. „scenek”. Odgrywa się je, aby przedstawić swoją postać. Poza tym boję się, że przez to, że konkurs odbędzie się online, łatwiej będzie ukryć mankamenty strojów. W normalnych warunkach odbywa się tzw. „runda jury”, podczas której sędziowie z bliska przyglądają się kostiumom, zadają pytania o każdy detal i mogą zrobić dokładne porównanie zdjęcia referencyjnego z efektem na żywo. Natomiast teraz, kiedy wymogiem jest wysłanie filmiku może niestety dojść do niedopatrzeń lub prób ukrycia niedociągnięć w przygotowaniu stroju.
Gdzie będzie można obejrzeć finały?
– Wszystko odbędzie się na oficjalnym streamie, podczas którego wyświetlane będą przygotowane przez finalistów materiały wraz z komentarzem jury. Organizatorzy nie podali jednak jeszcze szczegółów dotyczących daty.
Robiłeś już cosplay’e różnych bohaterów LoLa. Byli Ziggs, Gnar, Kayn, czy Soraka. Tym razem postawiłeś jednak na Fiddlesticks’a i nie jest to pierwszy konkurs, w którym osiągnąłeś sukces cosplayując tę postać. Dlaczego go wybrałeś?
– Wcześniej robiłem dawną wersję Fiddlesticks’a, ponieważ League of Legends co jakiś czas nadaje nowy design swoim bohaterom, co często skutkuje ich mocno zmienionym wyglądem. Tak się złożyło, że kilka miesięcy temu zmieniono design Fiddlesticks’a, akurat wtedy, kiedy zacząłem pracę nad konkursowym kostiumem. Głównym powodem, dla którego wybrałem tę postać był fakt, że chciałem przedstawić coś efektownego, coś co zaskoczy jury. W tym przypadku wiedziałem, że będę mógł użyć szczudeł, a sam strój będzie tak naprawdę 2,5-metrowym potworem. Stwierdziłem, że jest to zdecydowanie ten rodzaj „efektu wow”, który wypada wywołać na poziomie międzynarodowym. Warto dodać, że jestem prawdopodobnie pierwszą osobą na świecie, która stworzyła ten kostium, co było też jak najbardziej na plus.
Detale twoich cosplayowych wcieleń robią wrażenie. Jesteś w stanie określić, ile czasu poświęcasz na tworzenie kostiumów? Kto oraz co cię inspiruje?
– Jeśli chodzi o czas tworzenia kostiumów to wszystko zależy od tego, na jakim poziomie jest strój oraz jakiej techniki muszę użyć. W cosplayu jest ich naprawdę wiele, m.in. szycie, tworzenie z pianki lub styroduru. Podsumowując, czas, który poświęcę na tworzenie danego kostiumu zależy od tego, w jakim stopniu muszę użyć danej techniki. Przykładowo, przy Fiddlesticksie do tworzenia większości elementów używałem pianki, co bardzo lubię, dlatego też pracowałem nad tym w każdej wolnej chwili. Natomiast jeśli robię stroje, które głównie opierają się na szyciu, to jest to dla mnie dużo trudniejszy proces, ponieważ wciąż się tego uczę. Jeśli chodzi o moje główne inspiracje, to zarówno w polskim fandomie cosplayu, jak i w zagranicznym jest wiele osób, które wciąż bardzo podziwiam, mimo że je poznałem i utrzymuje z nimi kumpelskie relacje. Dużo rzeczy podpatruję też na YouTube’ie. Kiedy chcę poznać nowe techniki lub odkryć coś nowego, to oglądam tutoriale na tej platformie.
Mówiłeś sporo o tworzeniu samych kostiumów, ale część postaci ma też swoje atrybuty. Jak się za nie zabierasz? Szczegóły broni, którą stworzyłeś dla Fiddlesticks’a powalają.
– Kostium powinien odwzorowywać każdy detal w jak największym stopniu. Bardzo istotne jest zachowanie skali broni, którą wykonujemy. Zawsze zanim zabiorę się do pracy, patrzę na model postaci, który przekładam na rzeczywisty wzrost i jednocześnie skaluję broń bohatera. Wtedy powstaje jej podstawa, którą drukuję i na bazie takiego szablonu tworzę ją dalej w zależności od tego, jakiego materiału używam. Przy Fiddlesticksie był to styrodur, z którego zrobiłem bazę, a później już obrabia się ją odmiennie w zależności od swojego konceptu na broń.
Masz na swoim koncie sporo sukcesów w tej dziedzinie. Pamiętasz może gdzie zaczęła się Twoja przygoda? Co sprawiło, że cosplay stał się Twoją pasją?
– Moje zainteresowanie cosplayem zaczęło się jakoś w 2013 roku, ponieważ Shappi Workshop, jedna z ważniejszych polskich cosplayerek, wygrała wtedy mistrzostwa cosplayu ma IEM w Katowicach. Wtedy właśnie zobaczyłem czym jest cosplay, dowiedziałem się, że coś takiego w ogóle istnieje. Zacząłem szukać więcej informacji na ten temat, zaobserwowałem profile cosplayerów w mediach społecznościowych i tak krok po kroku zacząłem śledzić związane z tym filmiki na YouTube’ie i oglądać tutoriale. Zbudowałem sobie bazę potrzebną na początek. Kupiłem pierwsze materiały za pieniądze, które otrzymałem w prezencie na urodziny i jakoś poszło. W tym samym roku stworzyłem swój pierwszy projekt. Pyrkon był pierwszym eventem, na którym się pojawiłem.
Ostatnio rozpocząłeś nowy projekt związany z cosplayem. „Project:League” to oddolna inicjatywa, która ma na celu stworzenie pierwszej w Polsce fanowskiej wioski LoLa. Jak doszło do powstania inicjatywy? W jaki sposób zdobywacie środki na jego realizację?
– Plan powstał około dwa lata temu, kiedy stwierdziłem, że chciałbym zrobić coś, co sprawiłoby, że zostałbym zapamiętany w tym środowisku, coś dzięki czemu mógłbym się wyróżnić. W tamtym okresie nie było czegoś takiego w Polsce. Jednak największym problemem było znalezienie grupy ludzi, którym można zaufać, ponieważ jest to ogromna odpowiedzialność. W końcu jest to współpraca zarówno z organizatorami różnych eventów jak i ze sponsorami, od których właśnie otrzymujemy wsparcie materialne. Zespół muszą tworzyć osoby, które wywiążą się z pracy, które udźwigną odpowiedzialność za kwestie prawne, a także takie, z którymi będzie można się dogadać i nie będzie tak zwanych „kłótni w zespole”. Jeśli chodzi o zbieranie funduszy, to w dużym stopniu pozyskujemy je, tak jak wspominałem, od sponsorów, ale również dzięki darowiznom, które otrzymujemy od naszych fanów.
Spora część twoich cosplayów pochodzi z uniwersum LoLa. W swoich pracach nie ograniczasz się jednak tylko do jednego źródła inspiracji. Robiłeś już cosplaye Doris ze Shreka, Urszuli z Małej Syrenki Disney’a czy Erosa z Lore Olympus. Co łączy ze sobą te wszystkie postacie? Dlaczego wybrałeś właśnie te, a nie inne?
– Bardzo często, kiedy wybieram postać, którą chciałbym cosplayować, staram się dopasować do niej charakterem. Cosplay to nie tylko noszenie stroju, ale również możliwość odegrania roli podczas eventu. Gdy ktoś podchodzi po zdjęcie i potrafisz zachować się jak swoja postać, to jest to niesamowite uczucie. Zawsze staram się, aby mój wygląd i zachowanie były zgodne z charakterem postaci, którą odwzorowuję. Jeśli chodzi o Doris i Urszulę to były to bohaterki wybrane głównie ze względu na to, że chciałem spróbować swoich sił w cosplayach płci przeciwnej. Starałem się wybrać postaci, które były kojarzone głównie z dragiem, co jest dla mnie wyzwaniem, ponieważ nie mam kobiecych rysów twarzy. Tak jak wspominałem, dla mnie istotne jest dobre odwzorowanie postaci, dlatego wybieram takie, które mają męskie cechy w wyglądzie. Uwielbiam stroje, które wywołują uśmiechy. Doris jest pod tym względem bardzo istotna. Jestem z niej bardzo znany w środowisku, ponieważ staram się na każde święto przygotowywać jej oddzielną wersję. Na moim Instagramie można zobaczyć ją w wersji na Walentynki, na Święta Bożego Narodzenia czy na Halloween. Eros wybrałem ze względu na podobieństwo charakterów. Wielu moich znajomych polecało mi serię Lore Olympus i kiedy sam się w nią wciągnąłem, dotarło do mnie, że Eros jest mną w świecie komiksu.
Zdradzisz swoje plany na kolejne cosplaye? Pracujesz obecnie nad czymś nowym?
– Przez wzgląd na aktualną sytuację związaną z koronawirusem musiałem odłożyć wiele projektów na przyszły rok. Mogę jednak obiecać, że na pewno pojawi się nowa odsłona Siostry Kopciuszka, tym razem już w pełnej wersji, przygotowanej specjalnie na przyszłoroczny konkurs na Pyrkonie. Mam również zamiar ponownie wziąć udział w kolejnej edycji konkursu LoLa, tym razem z kompletnie nowym projektem. Planuję również zrobić cosplaye postaci z różnych bajek z mojego dzieciństwa. Zobaczymy co jeszcze przyniesie ten rok, jakie pojawią się jeszcze pomysły. Jestem także otwarty na cudze sugestie.
Rozmawiała Oliwia TROJANOWSKA