Diss na Polskę, czyli „Jarmark” Taco Hemingwaya

„Jarmark” to zarówno komentarz społeczny o ostatnich wydarzeniach, jak i wyraz nadziei, że może być lepiej. // Źródło: newonce.net

„Polskie Tango” było zwiastunem nadchodzącej płyty Taco „Jarmarku”. Oczekiwania były wielkie, gdyż po tak dużym sukcesie pierwszego singla, płyta nie mogła być gorsza. Wyszło lepiej niż można było się spodziewać, a nowy krążek z wielkim zadowoleniem mogę nazwać arcydziełem.

04.09 – taka data widnieje na stronie Taco Hemingwaya, jako moment premiery. Wielu jednak się spodziewało, że Filip nie utrzyma tajemnicy do września i tak właśnie było. 28 sierpnia, tuż po północy „Jarmark” ujrzał światło dzienne. 

Chryste, Rumak, co to jest za bit, chyba czuję zawał”

O ile roczna już „Pocztówka” obfitowała w wiele gościnnych występów, tak w „Jarmarku”, jest ich niewiele. Głównym głosem, który możemy usłyszeć spośród nich na krążku jest wokal Artura Rojka. Artysta występuje w trzech utworach, które jednak zdecydowanie łączą się w całość. Muzycy występowali już w tym roku w duecie. 3 lipca wyszedł kawałek Rojka o tytule „A miało być jak we śnie”, w którym właśnie Filip ma swój gościnny występ. Innymi gośćmi, których możemy usłyszeć na „Jarmarku” są: Gruby Mielzky, CatchUp, który jest również producentem innego utworu na płycie, czy Kacha z Coals, a właściwie Katarzyna Kowalczyk, której głos mogliśmy już usłyszeć na „Marmurze” w utworze „Żyrandol”. Warstwa muzyczna jak zwykle w znacznej większości należy do Rumaka (Maciej Ruszecki) i Burucciego (Boris Neijenhuis). W produkcji płyty brali również udział: CatchUp, Lanek, czyli Kamil Łanka oraz Pejzaża. Najwięcej roboty jak zwykle mieli Rumak i Borucci, którym po raz kolejny udało się stworzyć muzyczny majstersztyk.

„Coś mi nie gra w tej Polsce”

„Jarmark” jednym zdaniem można określić jako szeroko pojęty komentarz społeczny. Autor tym razem zdecydował się na odejście od klasycznego rapowania o swojej obecnej sytuacji na rzecz skupienia się na tym, co dzieje się w kraju. Pierwszym utworem na płycie jest „Łańcuch I: Kiosk”. Wraz z częścią drugą i trzecią (Korek, Korpo) tworzą całość i są typowym storytellingiem. Poprzez taką konstrukcję kawałków, Filip próbuje pokazać, że nawet tak błahe zachowania, jak bycie niemiłym dla innych, może pociągnąć za sobą duże konsekwencje społeczne. Następna piosenka, czyli „Panie to Wyście!” jest odpowiedzią na klasyczne przekomarzania polityczne, gdzie jedna strona obwinia drugą, jednak w utworze przede wszystkim porusza się problem odmienności i tego jak osoby myślące inaczej od „większości” traktowane są w Polsce. Może to być również odpowiedź na głosy przeciwników „Polskiego Tanga”, którzy zarzucali Hemingwayowi, że nie jest Polakiem oraz, że ma wyjechać jeśli nie podoba mu się w Polsce. Kolejnym kawałkiem jest dobrze wszystkim znane „Polskie Tango” (którego recenzję możecie przeczytać TUTAJ) . Kilka dni temu utwór w serwisie YouTube przekroczył 20 milionów wyświetleń, co może potwierdzić ogromny sukces tego utworu. 

Następnie na płycie pojawia się „Influenza”. Artysta komentuje w nim zachowania grupy społecznej, która szeroko rozumiana jest jako celebryci. „Coś mi nie gra w tej Polsce; Ostatnio jest tu z deka niemądrze” – mówi podmiot liryczny w pierwszym wersie. Tę bardziej „lekką” w odbiorze część płyty (oprócz „Polskiego Tanga”) wieńczy „Nie mam czasu”, czyli jedna z bardziej popowych i wakacyjnych piosenek.

Po drugiej części „Łańcucha”, płyta wchodzi w bardziej mroczną stylistykę. „Dwuzłotówki Dancing” opowiada o doświadczeniach podmiotu lirycznego z Kościołem w Polsce, „POL Smoke” o świecie narkotyków (tylko wspomnę o wspaniałym podkładzie stworzonym przez Borucciego!), a „W.N.P.” o tym, jak pornografia może wpłynąć na życie dorosłego człowieka. Jednak najbardziej mroczna wydaje się „1990s Utopia”, która mimo przyjemnego bitu, odsłania przed słuchaczem mroczną stronę życia polskich rodzin. Przedostatni na płycie jest „Szczękościsk”. Tak jak „Łańcuchy”, jest on klasycznym „tacohemingwayowskim” storytellingiem. „Jarmark” wieńczy „Korpo”, czyli trzecia część wyżej wspomnianych „Łańcuchów”.

„Chciałbym znaleźć stąd wyjście”

Słuchając pierwszy raz „Jarmarku” obawiałam się, że Filipowi nie uda się utrzymać całej płyty w takim samym tonie. Bardzo się jednak cieszę, że aż tak bardzo się pomyliłam. Krążek w 100% współgra ze sobą, każdy z utworów jest zauważalnym ciągiem poprzedniego i dobrym wprowadzeniem do następnego. Całość wspaniale łączą „Łańcuchy”, które zostały mistrzowsko wplecione w inne piosenki. Na płycie widać dużo żalu podmiotu lirycznego zarówno do rządzących, jak i do nierzetelnych mediów, czy społeczeństwa, które dało się wciągnąć w tę grę. 

„Jarmark” jest zarówno komentarzem społecznym dotyczącym ostatnich wydarzeń w ojczyźnie, jak i wyrazem nadziei, że w kraju może być lepiej. Cały krążek to arcydzieło. Dla mnie nie ma na nim żadnego słabego, czy nawet średniego utworu. Każdy od początku do końca trzyma poziom. Jednak największą zaletą albumu jest to, że każdy z poszczególnych utworów razem z innymi tworzą zamkniętą całość. Można by powiedzieć, że „Jarmark” to swoisty diss na Polskę i Polaków, jednak według mnie stawia on bardziej na naprowadzanie społeczeństwa na ich błędy czy podkreślenie zachowań, które nie dążą do niczego dobrego. Również lirycznie płytę dopieszczono do ostatniego wersu, więc nie mogę powiedzieć nic innego jak to, że serdecznie polecam każdemu z osobna, tym bardziej tym, którzy uważają polski rap za coś godnego jedynie ulicznych dresów.

Emilia RATAJCZAK