Psychiatria dziecięca? (Niemal) nie istnieje

Liczba prób samobójczych ciągle wzrasta. Fot. pixabay.com

„Koszt budowy całodobowego oddziału psychiatrii dziecięcej to 4 mln zł, a koszt Muzeum Disco Polo to 11 mln zł”. Napisał Janusz Schwertner na Twitterze. Tymczasem liczba prób samobójczych wśród dzieci w naszym kraju ciągle rośnie. Polska pod tym względem jest już na drugim miejscu w Europie.

Według raportu UNICEF-u zatytułowanego „Świat zależności. Czynniki wpływające na jakość życia dzieci w krajach bogatych” prawie dziewięć na 100 tys. polskich dzieci w przedziale wiekowym 15-19 lat popełnia samobójstwo. Statystyki Komendy Głównej Policji mówiące o liczbie prób samobójczych w grupie wiekowej 7-12 lat, pokazują, że w 2019 roku wzrosła ona  prawie o 80% względem roku poprzedniego (z 26 do 46). Wśród nastolatków (13-18 lat) to 746 prób samobójczych w 2018 roku i 905 rok później. Z raportu Fundacji Dajmy Dzieciom Siłę wynika, że Polska pod względem samobójstw wśród dzieci i młodzieży w Europie zajmuje drugie miejsce.

W lutym Janusz Schwertner obnażył opłakany stan polskiej psychiatrii. Jego wstrząsający reportaż zatytułowany „Miłość w czasie zarazy” opowiada tragiczną historię Wiktora i Kacpra. Obaj chłopcy byli prześladowani przez rówieśników. Powodem nagonki były uprzedzenia i homofobia. Koniec historii Wiktora był tragiczny – chłopiec rzucił się pod warszawskie metro. Kacper nie mógł pogodzić się ze śmiercią najbliższej mu osoby. Obaj wylądowali wcześniej na oddziale psychiatrycznym w Józefowie pod Warszawą i obaj zostali tam niejednokrotnie dotkliwie zranieni. Zakrwawiona pościel, gwoździe wystające z łóżek, czy przerażające napisy – deklaracje na ścianach o samobójstwie, to tylko część tego, z czym mierzą się pacjenci opisanego przez dziennikarza oddziału psychiatrycznego.

Schwertner w wywiadzie dla Radia TOK FM powiedział, że tytuł reportażu nawiązuje do słów abp Jędraszewskiego, który bez skrupułów mówił o „tęczowej zarazie”. Autor przejmującego tekstu nie tylko obnażył tragiczny stan psychiatrii w Polsce, ale również wykazał, jak mający uprzedzenia i władzę ludzie w podły sposób wykorzystują mniejszości do utrzymywania poparcia. To nie tylko uczniowie są winni prześladowaniom, które dotknęły obu chłopców i każdego dnia dotykają wielu polskich dzieci. To język polityków i hierarchów Kościoła pobudza dzisiaj do nienawiści. Niszczy życia.

Elewacja > Ludzie

Pod koniec września ktoś napisał sprayem na elewacji budynku Ministerstwa Edukacji Narodowej „twoje dziecko LGBT” i wymienił imiona dzieci, które popełniły samobójstwo z powodu prześladowań. Przykre, że wspomniane napisy wywołują dużo większe poruszenie niż tragiczna śmierć. 

– Dziś w nocy trójka zamaskowanych osób dokonała aktu wandalizmu na budynku, który zajmuje szczególne miejsce w polskiej historii. Wandale, którzy niszczą zabytki, są po prostu barbarzyńcami. Mamy nadzieję, że policja jak najszybciej złapie sprawców, a sąd ich przykładnie ukarze! – taki wpis o wydarzeniu zamieścił na Twitterze minister edukacji, Dariusz Piontkowski.

Po wypowiedzi ministra, w obrębie aplikacji rozgorzała burza. Jak często bywa w takich sytuacjach, pojawiło się zarówno wiele krytyki, jak i słów poparcia dla cytowanej wypowiedzi.

 – Szkoda, że bolą cię napisy na budynku a nie samobójcza śmierć dzieciaków, których to imiona zostały zapisane. Niech wam przypominają, że macie krew na rękach. Szacun dla grupy, która to zrobiła. (pisownia oryg.) – napisał użytkownik @FrozenBreadLoaf.

– Można politycznie spierać się, kłócić i wymieniać zdania, nawet w ostrej polemice, ale nie wolno niszczyć mienia, to cholerny wandalizm, patrzę czasami na elewacje wyremontowane i klika dni poniżej ktoś to niszczy. Czemu taki ktoś nie wymaluje siebie farba i jue stanie na ulicy? (pisownia oryg.) – napisał @MRanuszkiewicz.

Wymienione wyżej przykłady twittów należą do tych łagodniejszych. Niestety, mimo kontrowersji, które urosły wokół zdarzenia, nie widać wielkich szans na zmianę podejścia polityków do dyskryminacji mniejszości. Oczywiście, popieranie wandalizmu nie jest niczym dobrym. Nie zmienia to faktu, że minister Piontkowski w pierwszym odruchu nie odniósł się do śmierci tych dzieci. Uporczywe ignorowanie trudnych tematów i odwracanie kota ogonem przez osoby publiczne pogarsza tylko skalę problemu.

Psycholog na już

Na około 20 tys. polskich szkół przypada 10,8 tys. psychologów. Oznacza to, że prawie połowa uczniów i uczennic w naszym kraju nie ma dostępu do darmowej pomocy psychologicznej. Kwestia zatrudnienia odpowiedniej liczby psychologów w szkołach jest bardzo ważna, ponieważ dzieci dużo szybciej mogłyby porozmawiać o swoich problemach z fachowcem. Szacuje się, że około 20% młodych ludzi w Polsce ma problemy wskazujące na zaburzenia psychiczne. Tym bardziej więc zastanawia, że prawie 50% szkół w Polsce nie zatrudnia specjalistów pierwszego kontaktu. W połowie września uczniowie wzięli sprawy w swoje ręce. Z pomocą Fundacji na rzecz Praw Ucznia, złożyli w Sejmie projekt nowelizacji ustawy Prawo oświatowe, zakładający zmiany w tej kwestii. W przedstawionym przez nich dokumencie znajdują się wzmianki m.in. o obowiązku zatrudniania psychologa w każdej szkole, a także propozycja zakresu jego obowiązków. Specjalista zatrudniony w placówce edukacyjnej miałby nie tylko udzielać uczniom pomocy psychologiczno-pedagogicznej, ale też prowadzić badania, w tym diagnozować indywidualne potrzeby rozwojowe i edukacyjne oraz możliwości psychofizyczne badanych uczniów. – Wprowadzony ma (…) zostać obowiązek zapewnienia psychologowi szkolnemu odrębnego pomieszczenia, dzięki czemu osoba, która prosi o pomoc psychologiczno-pedagogiczną, będzie miała zapewnione poczucie bezpieczeństwa oraz prywatności. Nikt nie chce przecież, by osoby trzecie słyszały o jego problemach. Dlatego tak ważne jest, by istniało w szkole miejsce, które będzie pozwalało na wyłączny kontakt na linii psycholog-osoba otrzymująca pomoc (nie musi być to przecież tylko uczeń; mogą to być też nauczyciele, pracownicy czy rodzice) – piszą inicjatorzy projektu na swojej stronie internetowej. Teraz muszą zebrać 100 000 podpisów.

Celebryckie „idź pobiegać”

Kryzys psychiatrii w Polsce wykorzystuje również świat influencerów i kampanii reklamowych. Niepokoją nieprzemyślane akcje marketingowe czy promowanie niepotwierdzonych naukowo metod leczenia zaburzeń psychicznych przez celebrytów. W ostatnim czasie jeden ze sklepów odzieżowych zrobił kampanię reklamową, która sugerowała, że nowe ubrania są antidotum na depresję.

Z kolei Blanka Lipińska na swoim InstaStory zaczęła promować suplement diety, który ma rzekomo przezwyciężać stany depresyjne. – Naprawdę życie nie musi tak wyglądać, że budzicie się rano i nie wiecie po co macie wstać z łóżka. Wiem, bo kiedyś też tak miałam i sobie poradziłam z tym sama. Natomiast w tym momencie jest bardzo dużo rzeczy, które mogą was wspomóc. Takim właśnie wspomagaczem jest ***, który po pierwsze postawi Was psychicznie na nogi, a po drugie da wam moim zdaniem taką siłę do tego, żebyście ruszyły dalej i robiły te kroczki – mówiła celebrytka na swoim Instagramie. Powyżej opisane zachowania są nie tylko nie na miejscu, ale przede wszystkim są wysoce szkodliwe społecznie. Konserwują one stereotypowe przekonania o niskiej szkodliwości depresji.

Bezrefleksyjne wypowiedzi polityków, hierarchów Kościoła i celebrytów, ciągłe próby polaryzacji społeczeństwa i brak przykuwania wystarczającej uwagi do opłakanego stanu psychiatrii dziecięcej w Polsce. To wszystko składa się na ciągle pogarszające się zdrowie  obywateli naszego kraju, zwłaszcza tych najmłodszych. Radykalne zmiany w tej kwestii są nie tylko potrzebne, ale konieczne. Warto pamiętać, że UAM oferuje darmową pomoc psychologiczną dla swoich studentów. Dbajmy o swoje zdrowie psychiczne i wspólnie edukujmy się na jego temat.

Oliwia TROJANOWSKA