Białoruś: aksamitna wojna

Czy były prezydent odda władzę? Fot. Kolaż Tengrinews.kz – zdjęcia bazowe REUTERS

Już od ponad dwóch miesięcy płonie Białoruś, lecz nie w ogniu prawdziwej wojny, tylko w płomieniu nieustających protestów i strajków. Co się dzieje w sąsiednim kraju? Jak to jest być studentem na Białorusi? Dlaczego Białorusini mają unikatową kulturę protestów?

9 sierpnia na Białorusi odbyły się kolejne wybory prezydenckie, w wyniku których według oficjalnej komisji wyborczej dotychczasowy prezydent Aleksander Łukaszenka uzyskał ponad 80% poparcia. „Niesamowity” wynik. Dzień później niezadowolony lud wyszedł z domów na ulice miast. Od tego czasu protesty na Białorusi nie ustają.

Ogłoszenie wyników wyborów przelało czarę goryczy, lecz nieuchronność masowych protestów była widoczna już kilka miesięcy wcześniej. 29 maja aresztowano blogera i potencjalnego kandydata na prezydenta Siarhieja Cichanouskiego. Zdecydowanie nie można go nazwać człowiekiem mającym poparcie znaczącej części obywateli. Warto jednak wziąć pod uwagę fakt, że to właśnie jego żona Swiatłana Cichanouska, która po aresztowaniu męża rozpoczęła swoją kampanię wyborczą, później stała się symbolem protestów.

11 czerwca rozpoczęły się przeszukania w Biełhazprambank, którego prezesem był Wiktar Babaryka – uważany za jednego z głównych rywali Łukaszenki. Korzystał on z szerokiego poparcia jako umiarkowany kandydat, stojący za utrzymaniem dobrych stosunków ze wszystkimi sąsiadami. 18 czerwca aresztowano go.

Ostatecznie jedyną kandydatką, którą oficjalnie dopuszczono do wyborów, została Swiatłana Cichanouska. Pomogło to zjednoczyć rozproszoną opozycję, a 30 lipca odbyła się oficjalna pikieta kandydatki. Jej szacowana frekwencja wyniosła dziesiątki tysięcy ludzi.

Kultura protestów i solidarność

Jedną z najciekawszych rzeczy dotyczących protestów na Białorusi jest ich kultura. W rosyjskojęzycznym internecie memami stały się już wiadomości o tym, jak jeden z uczestników podczas marszu chodził z workiem na śmieci. Innym przykładem niech będzie zdjęcie z widokiem demonstrantów, którzy zdjęli obuwie przed tym, jak stanęli na ławce.

Brutalność milicji wobec demonstrantów oraz zwykłych przechodniów stała się codziennością. Mimo to obywatele z całej Białorusi, nawet ci, którzy nie biorą bezpośredniego udziału w protestach, pokazują całemu światu przykład prawdziwej i szczerej solidarności. Uciekający przed policją demonstrant może liczyć na otwarte drzwi w pobliskich budynkach albo na życzliwość kierowcy samochodu przejeżdżającego obok.

Niestety, nie wszyscy mają takie szczęście. Od dłuższego już czasu do sieci trafiają wzbudzające szok zdjęcia z urazami aresztowanych demonstrantów, którzy zostali ofiarami okrucieństwa milicji. Wśród nich są osoby niepełnoletnie oraz kobiety. Tym bardziej kpiną jest to, że po odbyciu wyroku uwolnieni ludzie muszą zapłacić rachunki za pobyt oraz posiłki w więzieniu.

Represje wśród studentów

Znanym faktem jest to, że młodzież jest jądrem większości protestów i powstań. Niezaskakująco wyglądają więc represje na Białorusi także wobec nich. Między innymi 5 września na terenie Uniwersytetu Lingwistycznego w Mińsku OMON (Oddział Mobilny Specjalnego Przeznaczenia) aresztował kilku studentów śpiewających Marsyliankę po angielsku. Kilka dni wcześniej rektor tej uczelni groził swoim podopiecznym wezwaniem OMON-u. Studiowanie tam wiąże się z wieloma zagrożeniami. Zwłaszcza, że administracja uczelni również nie jest po stronie młodego obywatela, który występuje przeciw obecnemu systemowi politycznemu Wiele polskich uczelni wykazało solidarność z białoruskimi studentami. Choćby UAM zaoferował bezpłatne studia dla relegowanych studentów z białoruskich uczelni.

Telegram i protesty

Unikatowość protestów na Białorusi polega na tym, że prawie w całości są kierowane przez komunikator Telegram (anonimowy messenger) oraz kanał Nexta, który publikuje główne obwieszczenia dotyczące demonstracji oraz ruchu poruszania się OMON-u. Pomaga to w koordynacji protestów.

Od sierpnia strajki na Białorusi nie ustają. Praca wielu wiodących państwowych przedsiębiorstw jest wstrzymana. Strajkujących pracowników wspiera Fundusz Solidarności. Wiele firm IT opuszcza białoruski rynek, gospodarka upada. Z jednej strony Łukaszenka nie może ignorować sytuacji w swoim kraju, z drugiej zaś doskonale wie, że wszystkie żądania protestujących w końcu doprowadzą do jednego — sprawiedliwych wyborów i dymisji. Dlatego wybrał on taktykę cichej wojny. Próbuje przeczekać protesty. A czy to mu się uda? Niedługo zobaczymy.

ANDRII HRYNKO