Żyje się tylko 25 razy

Do sześciu sylwetek aktorów, po odejściu Daniela Craiga dołączy siódme wcielenie agenta. //Źródło: The Official James Bond Website

13 powieści oraz trzy zbiory opowiadań napisanych przez Iana Fleminga wywołały ogólnoświatową fascynację Jamesem Bondem. Ta niewyczerpująca się inspiracja nakłoniła kolejnych ośmiu pisarzy, kontynuatorów, do stworzenia aż 25 powieści opisujących dalsze losy agenta 007. Mija właśnie 58 lat od premiery pierwszej ekranizacji książek Fleminga pt.: Doktor No, lecz filmy o brytyjskim szpiegu nie mają końca. W przyszłym roku na ekranach kin pojawi się kolejny, już 25. film o Bondzie pt.: Nie czas umierać.

Sean Connery siedmiokrotnie wcielił się w postać Jamesa Bonda, a przez wielu miłośników serii do dzisiaj uważany jest za jego najlepsze filmowe wcielenie. Jednak jaki był Bond w latach 60. i jak ukierunkował jego postać sam Sean? Na pewno określić go można jako eleganckiego kobieciarza, którego osobisty urok i obezwładniający czar stanowią tajną broń. To też z pewnością gadżeciarz, z pasją podchodzący do najnowszych technologii jakie serwują mu brytyjskie służby specjalne, znawca drogich alkoholi oraz urodzony kierowca luksusowych samochodów. W stosunku do kobiet bywa jednak bezczelnym szowinistą, a każdą uwiedzioną kobietę traktuje niczym zdobycz, kolejną do kolekcji zabawkę. Ułożona z największą dbałością fryzura i nienaganny strój to znaki rozpoznawalne agenta, który mimo swoich drogich materialnych atrybutów nie jest nieśmiertelnym herosem. Nieraz przez swoją nieuwagę i nieokrzesanie Bond balansuje na krawędzi. Connery nie udaje niezniszczalnego bożka, lecz przeciwnie – pozwala widzom oglądać agenta jako mężczyznę, który wielokrotnie przegrywa kluczowe bitwy. Nigdy nie przegrywa jednak wojen.

Filmowa ewolucja agenta 007

Po pięciu częściach z Connerym, krótki epizod jako Bond miał George Lazenby, dzisiaj przez wielu jednak w tej roli zapomniany. W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości to jedyny film z serii o brytyjskim szpiegu, w którym zagrał Lazenby, ówczesny model występujący tylko w reklamach. Bond powrócił tutaj nieco młodszy i bardziej wyluzowany, cechuje go sportowy chart ducha i młodzieńcza nonszalancja. Debiutujący na ekranie Lazenby udowadnia, iż James może się zakochać, jawi się jednak jako bardziej naiwne wcielenie agenta, który zamiast miłosnych podbojów, wybiera ślub z nowopoznaną ukochaną. Alpejskie akrobacje narciarskie aktora i sensacyjny charakter filmu można uznać za jego zalety. Po kolejnych dwóch filmach z Seanem Connerym, w 1973 do roli w Żyj i pozwól umrzeć obsadzony zostaje sir Roger Moore, najstarszy aktor (wówczas 45 lat) rozpoczynający przygodę z postacią Bonda. Ten dystyngowany elegant przypominający Cary’ego Granta prezentuje się jako czarujący agent aż siedmiokrotnie, niekiedy ukazując Jamesa dramatycznie i poważnie, jak i nieraz nazbyt żartobliwie i kiczowato. Bond z pozytywnym nastawieniem i dużą dawką humoru to nowość, jednak jego elegancja oraz słabość do pięknych kobiet to element stały. Dzięki uprzejmości, klasie i szykowi wdaje się w liczne romanse, które często sprowadzają na niego duże kłopoty. Mimo to zdecydowanie bliżej mu do gentlemana, niż jego poprzednikowi.

To Bond czy Mission Impossible?

Timothy Dalton pojawia się na ekranie w 1987 roku. Publiczność zobaczy go jako odtwórcę superszpiega tylko dwa razy. Bywa romantyczny, jednak to profesjonalizm i konsekwentność kieruje nim w powierzonych mu obowiązkach. W jego wykonaniu sylwetka Bonda zbliża się znacznie do książkowego oryginału, a filmy posiadają odświeżony szpiegowski charakter. Blask sławy w GoldenEye należy już jednak do Pierce’a Brosnana, który na ekranie pozostanie jeszcze trzy razy. 007 w kreacji Brosnana to prawdziwy heros znający tajemne sztuki walki, jak i znawca samochodów oraz wszelkich innych środków komunikacji. Bond bez żadnych trudności zalicza skok z przepaści do spadającego samolotu, by na chwilę przed katastrofą przejąć stery. Oprócz umiejętności pilotowania, potrafi również kierować rosyjskim czołgiem czy pędzić swoim supernowoczesnym Astonem Martinem po stromych austriackich urwiskach. Brosnan porzuca realizm postaci Daltona, stając się nadludzki oraz niezniszczalny. Wątek fantastyczny wydaje się też determinować jego seksapil – żadna kobieta nie potrafi oprzeć się Bondowi, nawet inteligentna i samowystarczalna programistka Natalia, w którą to rolę wcieliła się przepiękna Polka – Izabella Scorupco.

Casino royale z Danielem Craigiem w roli 007 to już zupełnie nowy, inny klimat niż w początkowej serii z Connerym. Superagent to już nie „mizoginiczny dinozaur” i „relikt zimnej wojny” jak M (Judi Dench) określiła jego poprzednika. Smoking Bonda dawno nie był tak dobrze skrojony jak teraz, a luksus, którym się otacza, tak wykwintny. W pościgach z bronią Craig udowadnia, że zna i ćwiczy parkour, a wielozadaniowość nie stanowi dla niego przeszkody. Precyzja wystrzału przy prowadzeniu samochodu z wyrwanymi drzwiami, czy podczas jazdy motorówką nie są dla niego wyzwaniem. Często popełnia jednak błędy i nieraz ledwo uchodzi z życiem. Nie potrzebuje efektownych gadżetów, nie zawsze przejmuje się, czy jego Martini będzie wstrząśnięte i niezmieszane oraz nie zależy mu niesplamionej reputacji. Mimo chłodu w aurze bycia, jak i w odcieniu oczu, James zrzuca swoją pozornie pancerną skorupę już w Casino Royale – szczerze zakochuje się w Vesper (Eva Green), pracującej dla MI6. Tworzy prawdziwą więź, niezdeterminowaną przez pożądanie, lecz głębokie uczucie. Bond rezygnuje nawet ze swojej posady, a to wszystko z miłości do kobiety. Daniel Craig żegna się już jednak z kultową rolą, której historię i charyzmę zbudował na nowo. Nie czas umierać to piąty, ostatni z jego udziałem obraz, którego datę premiery już dwukrotnie przesunięto ze względu na rozwój pandemii. Na kinowym ekranie zobaczymy go dopiero drugiego kwietnia 2021 roku.

Daria SIENKIEWICZ