Porozmawiajmy o aborcji

„Nieplanowane” to jedna z filmowych manipulacji. Fot. materiały filmowe

Spór aborcyjny nie jest nowym tematem, za to nadal boleśnie aktualnym. Ze względu na ostatnie wydarzenia wydaje się bardziej zażarty niż kiedykolwiek wcześniej. Biorą w nim udział praktycznie wszyscy – od instytucji religijnych, przez biologów, polityków, aż po pojedyncze jednostki.

Niewiedza i dezinformacja spowodowały, że wokół aborcji krąży wiele mitów. „Eksperci” kobiecego ciała tworzą kontrowersyjne tezy, które często mijają się z faktami medycznymi. To z kolei kolejny argument za tym, aby nie podchodzić  krytycznie do kwestii edukacji seksualnej w Polsce. Jej przeciwnicy obawiają się, że „geje będą uczyć ich dzieci masturbacji” albo „prać im mózgi ideologią LGBT”. Jednocześnie pozwalają na to, aby katecheci czy nauczyciele wprowadzali ich pociechy w błąd, który może zaważyć na całym ich życiu. Sama jestem przykładem takiego dziecka, któremu emitowano na zajęciach z Przygotowania do Życia w Rodzinie czy religii filmy takie jak „Każde życie jest cudem”. Wierzę, że intencje moich byłych dydaktyków nie były złe. Po prostu chcieli przekazać mi to, co sami uważali za prawdę i w ten sposób ukształtować mój światopogląd na wzór swojego.

Mity i brednie

Zajęło mi lata, aby zrozumieć, że decydowanie o moim ciele jest prawem, a nie „wyciszaniem sumienia”, o którym tak często mówiono mi w szkole. Niektórzy nie mogą pojąć tego do dziś. Zawsze mają jakieś „ale” w postaci dziurawego systemu moralnego podpieranego przesłankami etycznymi albo filmami, które rzekomo oparte są na faktach. Wspomniałam wcześniej o jednej z takich ekranizacji. Dramat „Każde życie jest cudem” został zainspirowany życiem amerykańskiej działaczki ruchu pro-life Gianny Jessen. Jej postać ma swoje odbicie w 19-letniej Hannah. Pewnego dnia ojciec czyta jej pamiętnik, z którego wynika, że dziewczyna boryka się nie tylko z uszkodzonym biodrem oraz astmą, ale i z dolegliwościami natury psychicznej. Mija zaledwie 14 minut i już pełen empatii lekarz z pewnością mówi, że przyczyną problemów Hannah jest to, że urodziła się za wcześnie i to w dodatku w wyniku nieudanej aborcji. Oczywiście w tle słychać pełną dramaturgii muzykę, która podkreśla powagę sytuacji. W tym momencie przedstawiona zostaje nam teza – nieudana aborcja wpływa na rozwój fizjologiczny i emocjonalny dziecka. Jest przyczyną problemów zdrowotnych, stanów lękowych, depresji, która może prowadzić nawet do myśli samobójczych. Nikt nie wspomina o uwarunkowaniu genetycznym, o sposobie wychowania czy chociażby czynnikach społecznych. Nieudana aborcja w 21. tygodniu ciąży staje się źródłem wszystkich problemów Hannah, a niedopowiedzenie kolejnym powodem do sporów.

– Gdy słyszysz coś wystarczająco długo, w jakiś sposób zaczynasz w to wierzyć – mówi do Hannah jedna z pielęgniarek, która była świadkiem jej narodzin.

Oczywiście z kontekstu wypowiedzi wynika, że każdy zespół medyczny jest niczego nieświadomym trybikiem w nieludzkim przemyśle aborcyjnym. Natomiast ja wolę rozumieć ten cytat nieco inaczej. Musimy pamiętać o tym, że wszystko, co uważamy za słuszne i prawdziwe, tak naprawdę jest kwestią subiektywnej interpretacji tego, co widzimy lub tego, co ktoś próbuje nam wmówić. Przekonywanie ludzi, że wszyscy inni są zmanipulowani, tylko nie oni sami, to jedna z najbardziej wyrachowanych form manipulacji i niestety jedna z najpopularniejszych.

Rozrywane na strzępy

„Każde życie jest cudem” jest zaledwie nieznacznym graniem na emocjach, jeśli porównamy go do kontrowersyjnego „Niemego krzyku” z 1984 roku. Miał być on filmem dokumentalnym, a przypomina coś, co mogło być nakręcone na zlecenie ministra propagandy. Manipulacje można zauważyć już w pierwszej minucie filmu. Rozpoczyna się on szokującym zdaniem: „Teraz możemy dostrzec niemy krzyk na twarzy dziecka, które czeka zbliżająca się zagłada”. John Hobbins z Yale School of Medine nie zgadzał się z tytułowym „krzykiem”, twierdząc, że „płód spędza dużo czasu z otwartą buzią” i że to, co uznano za „krzyk”, mogło być zwykłym ziewnięciem. W rzeczywistości „twarz” rozpoznana na niewyraźnym nagraniu z ultrasonografu mogła być przestrzenią między brodą a klatką piersiową. Niestety na tym kłamstwa się nie kończą. Przedstawia się nam fałszywy obraz chirurgicznego przerwania ciąży. Nie ma wątpliwości, że 12-tygodniowy płód nie jest w stanie czuć bólu, ponieważ nie ma jeszcze wykształconych niezbędnych do tego połączeń neuronowych ani elementów mózgu (sceptykom polecam zapoznanie się z podstawową wiedzą medyczną albo chociaż dziełem prof. Mirosława Wielgosia oraz dr Katarzyny Kosińskiej-Kaczyńskiej pt. „Czy płód może odczuwać ból?”). Narrator kłamie również stwierdzeniem, że płód „ucieka” przed przyrządem chirurgicznym. Wiadome jest, że wszelkie ruchy 12-tygodniowego płodu są odruchowe (tego typu ruchy wykonują również płody pozbawione mózgu). Gra obrazem, ma temu zaprzeczyć. Najpierw umyślnie jest on spowolniony, a potem – gdy wprowadzono narzędzie – przyśpieszony, by stworzyć wrażenie desperackiej „ucieczki”. Ponadto model płodu pozostawia wiele do życzenia. Przeskalowano go tak, aby kształtem przypominał w pełni wykształcone ludzkie ciało. Wersja filmowa ma około 14 cm. W rzeczywistości nie może mieć więcej niż 6 cm. Pomimo tego, że fakty mówią głośniej niż „Niemy krzyk”, a sam film przeznaczony jest dla osób dorosłych, w szkołach ogląda się go „ku przestrodze”. Kilka lat temu zaniepokojeni rodzice zgłosili dyrekcji, że katechetka pokazała dzieciom film o „mechanicznej” aborcji. – Dzieci usłyszały, że najpierw z ciała kobiety wyciąga się główkę, którą odrywa się od ciałka, a później pozostałe części – opowiadała „Gazecie” jedna z matek.

W obronie katechetki stanęła wtedy europosłanka PiS Anna Zalewska, która w audycji „Gość Radia ZET” przyznała, że rzeczywiście kobieta „nadużyła zaufania rodziców, ponieważ zrobiła to na zbyt wczesnym etapie”. Zalewska uważa jednak, że nastolatki rozpoczynające życie seksualne powinny znać tę ekranizację, nawet jeśli ukazane tam sceny są dosyć drastyczne. Dlaczego takie stanowisko jest co najmniej oburzające? Dlatego, że Zalewska otwarcie sprzeciwia się wykładaniu edukacji seksualnej w szkołach, podczas której uczniowie zdobyliby wiedzę na temat „bezpiecznej miłości” i jednocześnie popiera straszenie ich dezinformacją aborcyjną. Takie podejście jest jak gaszenie płonącego oleju wodą.

Syndromy i inne Eugenie

Równie, jak i nie bardziej, konfliktowych wypowiedzi polityków nie trzeba daleko szukać. Poseł Wróblewski wiedział, co robi nazywając aborcję eugeniczną. Ta sprytna manipulacja językowa jeszcze bardziej podzieliła Polskę. Eugenika jest ideą dotyczącą selektywnego rozmnażania ludzi oraz zwierząt, aby ulepszać gatunki z pokolenia na pokolenie. W jej przypadku ważne jest eliminowanie z puli genetycznej osób o cechach niepożądanych – od wad rozwojowych po alkoholizm i rozwiązłość. Tą dziedziną interesował się Hitler i może dlatego zwolenników aborcji nazywa się „feminazistami”. Co ciekawe, od 1943 roku Hitler zmuszał „czyste rasowo” kobiety do rodzenia. Za usunięcie „aryjskiego” dziecka groziła kara śmierci.

– Uważamy, że stoimy po dobrej stronie, że życie każdego człowieka musi być chronione – mówił Wróblewski 20 października w audycji „Aktualności dnia” na antenie Radia Maryja.

Tym oto sposobem przeciwnicy „aborcji eugenicznej” stali się „obrońcami życia”, którzy starają się zwalczyć w „feminazistkach” zakłamane myślenie o tym zabiegu. Środowisko anti-choice martwi się nie tylko o płody, ale i o psychikę ciężarnej kobiety. Głoszą, że terminacja ciąży ma powodować tzw. syndrom postaborcyjny (PAS), czyli trwałe ślady oraz nieodwracalne zmiany w psychice. Jednak wyniki trzyletnich badań naukowców z Uniwersytetu Kalifornijskiego wskazują na to, że 99% kobiet nie żałuje aborcji.

Dlaczego mówi się o PAS, a nie o depresji poporodowej, skoro z podręczników do psychiatrii wiemy, że dotyka ona aż 10-20% kobiet (w tym połowa z cierpiących nie zgłasza się do lekarza)? Z tego samego powodu, dla którego nie wspomina się o tym, że kryminalizacja aborcji nie zatrzymuje jej wykonywania, tylko sprawia, że staje się mniej bezpieczna. Tak jest po prostu wygodniej dla rządu, osób pro-life oraz Kościoła. Niestety, nie dla kobiet.

Katarzyna RACHWALSKA