2021: Odyseja polityczna

Co przyniesie kolejny rok w polskiej polityce? Fot. kolaż własny

Po każdej burzy należy oczekiwać przejaśnień. Bieżący rok dla wielu osób stał się synonimem pasma klęsk. Docieramy już jednak do jego kresu i niebawem wkroczymy w 2021 rok, w którym również nie powinno zabraknąć wrażeń i niesamowitości. Czy należy oczekiwać poprawy?

Trwająca pandemia koronawirusa pochłonęła na całym świecie już ponad półtora miliona istnień ludzkich. Oprócz tego na skutek wprowadzonych restrykcji w różnym stopniu ucierpiały gospodarki państw na całym świecie. Doprowadziło to do rosnącego bezrobocia i zubożenia społeczeństwa. Jednak na tle wielu innych krajów sytuacja Polski oceniana jest pozytywnie. Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju wymienia nasze państwo w jednym rzędzie ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki oraz Australią jako jedno z tych, które najszybciej poradzi sobie w przyszłym roku ze skutkami pandemii. Optymistyczne prognozy płyną również z Komisji Europejskiej, która szacuje, że PKB Polski w przyszłym roku wzrośnie o 3,3%. Organ zaznacza przy tym, że będziemy potrzebować prawdopodobnie więcej niż roku na odbudowę gospodarki, żeby wrócić do stanu z początku 2020. Trzeba wziąć jednak pod uwagę, że rządowa polityka ekonomiczna opiera się na stymulacji konsumpcji obywateli, której podstawą są programy socjalne. Są to rozwiązania krótkowzroczne, przynoszące doraźne korzyści kosztem problemów, które rozwiązać trzeba będzie w przyszłości. Symptomy zaniedbania poszczególnych gałęzi gospodarki zauważyć można było, gdy rząd ustami swoich mediów poprosił o wpłaty na konto w celu odbudowy jednego ze szpitali państwowych po pożarze. Co zrobi Prawo i Sprawiedliwość, gdy skończą się im pieniądze? Pytanie to wybrzmiewa jeszcze bardziej złowieszczo, gdy weźmie się pod uwagę zakończone negocjacje nad budżetem Unii Europejskiej.

Polska i Węgry wielokrotnie przedstawiane były jako przykłady rządów, które, używając populistycznej narracji, próbują nastawić opinię publiczną przeciwko UE. Oczywistym jest więc fakt, że, gdy pojawił się pomysł, by powiązać podział funduszy przyznawanych krajom członkowskim z praworządnością, władze stacjonujące w Warszawie i Budapeszcie protestowały. Dużo mówiło się na temat obrony suwerenności oraz wskazywania na inne państwa jako beneficjentów zyskujących więcej na europejskiej integracji. Koniec końców ustalono kompromis, który nie powinien naszego tandemu satysfakcjonować. Mimo to słyszymy obecnie o sukcesie polskiej dyplomacji. Tymczasem jest to kolejny krok w stronę marginalizacji naszego kraju na arenie międzynarodowej. Na szczęście są jeszcze sojusznicy za oceanem!

Tak przynajmniej chcieliby sądzić rządowi dygnitarze, którzy sylwetki Andrzeja Dudy i Donalda Trumpa porównywali do postaci Ronalda Reagana i Jana Pawła II, tworzących nieformalny „sojusz w obronie cywilizacji”. Ten pierwszy został wybrany na drugą kadencję, ale drugiemu się nie udało. Na nieszczęście nowo wybrany prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki Joe Biden ma o Polsce jako państwie nie najlepsze zdanie i raczej nie porwie się z nami w wir walki z losowo wybranym wrogiem. Możemy co najwyżej kupować od naszych „kumpli zza oceanu” sprzęt wojskowy za kwotę przewyższającą cenę rynkową, tak jak to robiliśmy przez ostatnie lata. Niestety już bez splendoru bycia samozwańczym „obrońcą cywilizacji”. Chyba że zrobimy to bez Wujka Sama.

Sondaże w ostatnich dwóch miesiącach mogą cieszyć. Nadal jest źle, ale istnieje szansa, że rodzime ugrupowania „zdradzieckich mord” razem byłyby w stanie utworzyć rząd mniejszościowy. Oczywiście to dobrze tylko ze względu na niebycie Prawem i Sprawiedliwością. Platforma Obywatelska wciąż jest boleśnie niewyrazista i bez programu. Łatwo oczywiście wskazać ich jako alternatywę, gdy Jarosław Kaczyński nagrywa filmiki, przybierając pozy generała Jaruzelskiego i nawołując do utworzenia katolickich bojówek. To samo można powiedzieć o ugrupowaniu Szymona Hołowni, które w niemal każdym sondażu zajmuje miejsce na podium. Można zapytać: „co to za egzotyczna propozycja polityczna?”. W sumie żadna. Elektorat środka, który chce, żeby było fajnie i spokojnie. W konsekwencji jednak sprowadza się to do powściągliwej krytyki ugrupowania rządzącego, które odpowiedzialne jest za demoralizację narodu i nadchodzącą zapaść gospodarczą. Kultura osobista to jedno, ale jeśli nie idzie w parze z rozsądną propozycją polityczną, wówczas nie ma żadnej wartości. Lewica i Konfederacja utrzymują poparcie na poziomie 5%‑10%, co nie stanowi dla tych ugrupowań złej sytuacji. Jest stabilnie, choć może być lepiej. Obydwa środowiska muszą szukać dialogu z grupami społecznymi, które nie są przekonane ich ofertami programowymi. Problem może mieć natomiast PSL, które niedawno dokonało symbolicznego „rozwodu politycznego” z Pawłem Kukizem. Żałuję, że obydwa ugrupowania nie znalazły się na śmietniku historii podczas ostatnich wyborów, ale mam nadzieję, że następnym razem uda się wyborcom skorygować ten błąd.

Być może odetchniemy, gdy koronawirus przestanie nam dokuczać, ale z pewnością inne wydarzenia będą zapierać nam dech w piersiach. Już nie tylko kraje z naszego kontynentu będą antagonizowane jako wrogowie, ale również Stany Zjednoczone Ameryki, które z dnia na dzień przestały bronić „cywilizacji życia” i stały się apologetą „cywilizacji śmierci”. Wiemy od Ojca Dyrektora, że każdy ma swoje pokusy, a więc i nasz rząd je ma. Niezmiennym pragnieniem jest uczynienie z Polski kraju silnego i dumnego. Choćby kosztem upodlenia go i zrobienia z niego prowincji Europy. Najlepszą prognozą na to co stanie się później, a więc na 2022 rok byłoby z kolei, żeby można było wtedy jeszcze coś napisać.

Piotr SZWARC