Utrzymać się… przy życiu

Omar Mascarell trzymający kroplówkę w meczu z Augsburgiem. Fot. AFP

Zła passa trwa. Niemiecki klub piłkarski, FC Schalke 04, od stycznia wciąż nie odnotował zwycięstwa w lidze. Tym samym szanse na pozostanie drużyny w niemieckiej ekstraklasie maleją z każdym rozegranym meczem.

To trudny okres dla kibiców klubu z Gelsenkirchen, którzy nie tylko nie mogą oglądać meczów z trybun, lecz także od 11 miesięcy nie mieli jeszcze okazji cieszyć się z wygranej w Bundeslidze. Ostatnie zwycięstwo świętowali w styczniu, gdy ich drużyna pokonała Borussię Mönchengladbach 2:0. Świat wyglądał wtedy inaczej. Niedługo po tym zamieszanie – również w piłce nożnej – wprowadził koronawirus. Po 13 kolejkach Schalke zajmuje ostatnie miejsce w tabeli z zaledwie czterema punktami na koncie. Nic dziwnego, że humory nie dopisują, a strach przed spadkiem przybiera na sile. Kibice z pewnością chcieliby wybudzić się z tego koszmaru, który trwa już prawie rok, choć bezsenność dokuczać mogła im już dużo wcześniej.

Za błędy przeszłości się (nie) płaci?

Miesiąc temu zwolniony został dyrektor techniczny Michael Reschke, a cztery punkty zdobyte z trzydziestu możliwych spowodowały, że Manuel Baum nie zasiądzie już na ławce trenerskiej. Niemiec prowadził zespół dopiero od 30 września, nie był jednak w stanie odmienić losu Schalke. Potwierdziły się wcześniejsze obawy, jakoby szkoleniowcowi brakowało twardej ręki. Już jako trener Augsburga nie potrafił uniknąć konfliktów w szatni. To on był powodem odejścia Martina Hintereggera, który o Baumie – jak stwierdził w wywiadzie dla „Bayerischer Rundfunk” – „nie może powiedzieć nic pozytywnego”. Ba, w Schalke trener zdecydował się na luźniejszą relację z drużyną, zatrudniając byłego obrońcę, Naldo, na stanowisko swojego asystenta. Swoim szerokim uśmiechem Brazylijczyk miał przywrócić radość w szeregach Die Knappen oraz stworzyć zdrową atmosferę między sztabem a piłkarzami. Kilka tygodni później był jednak uczestnikiem spięcia z Vedadem Ibiševiciem, w wyniku czego bośniacki napastnik został odsunięty od treningów, a od stycznia stanie się wolnym piłkarzem. Dyscypliny nie udało się wypracować również w przypadku Amine Harita i Nabila Bentaleba, którzy zostali zawieszeni – ten drugi już po raz czwarty podczas swojego pobytu w Gelsenkirchen. Dzisiaj podkreśla się, że Schalke potrzebuje kogoś autokratycznego, kto zdoła zapanować nad drużyną.

To nie pierwszy raz, gdy klub robi wokół siebie szum. Strzałem w stopę okazał się list do kibiców. Poproszono w nim, by przy składaniu wniosku o zwrot pieniędzy za bilety i karnety na mecze odwołane przez pandemię, uzasadnili oni potrzebę otrzymania środków. Mało subtelne obnażenie katastrofalnego położenia finansowego klubu. Włodarze przyznali, że co prawda ujęli prośbę w zły sposób, ale takie żądania są jak najbardziej zgodne z prawem niemieckim. Mimo wszystko niesmak pozostał.

Problemy klubu z Gelsenkirchen nie rozpoczęły się jednak wraz w wybuchem pandemii. Wirus jedynie pogorszył i tak już złą sytuacją finansową Schalke, które nie tak dawno, bo jeszcze dwa lata temu, cieszyło się z wicemistrzostwa kraju. Ten sam klub stoi dziś o krok od bankructwa. Dług szacowany jest na ponad 200 milionów euro. Być może jest to cena, którą S04 przyszło zapłacić za nietrafione decyzje transferowe, które swego czasu podejmował były wieloletni przewodniczący rady nadzorczej Clemens Tönnies. Polityka transferowa dyrektorów sportowych z pewnością nie jest mocną stroną klubu, co tylko potwierdza zaprzepaszczenie szansy wzbogacenia się na takich piłkarzach jak Leon Goretzka czy Max Meyer, którzy odeszli po wygaśnięciu umowy. Za darmo. Również rasistowskie uwagi Tönniesa w kontekście liczby rodzonych dzieci w Afryce nie uszły uwadze miłośników klubu. Stał się on więc bohaterem transparentów kibiców Schalke, którzy odmawiając mu możliwości identyfikowania się z barwami Królewsko-Niebieskich, zażądali jego odejścia.

Poszukiwania wśród emerytów

Schalke w ostatnim liście skierowanym do kibiców zwraca uwagę, że najważniejszym celem, który musi zostać osiągnięty do końca maja, pozostaje utrzymanie się w lidze. Potrzeba również debaty i nowych wyborów do zarządu. Klub prosi o wsparcie i solidarność. „Tylko pracując razem, możemy pozostać w Bundeslidze” – napisano w przesłaniu. Kredyt zaufania maleje, a cierpliwość fanów wyczerpuje się. Ich ulubioną drużynę dzielą bowiem już tylko dwa mecze od pobicia rekordu w liczbie rozegranych spotkań bez zwycięstwa w krajowej elicie. Nie będzie to powodem do dumy, a tym bardziej nie zwiększy szans na zagranie w najwyższej klasie rozgrywkowej w przyszłym sezonie.

Huub Stevens, trenerska legenda Schalke 04, przejął drużynę po Manuelu Baumie. Zapytany na konferencji o możliwość dłuższego pozostania w tej roli odpowiedział: – Pozwólcie się zaskoczyć. Dzień później, po porażce z Arminią Bielefeld 0:1, stwierdził jednak, że święta i sylwestra chce spędzić w bezstresowej atmosferze. Również Friedhelm Funkel, którego uważano za potencjalnego kandydata na trenera, jest emerytem i chce nim pozostać. Ze spokojnej starości zdecydował się natomiast zrezygnować 66-letni Christian Gross, który w niedzielę (27.12) został nowym szkoleniowcem zespołu.

Być może wraz z jego przyjściem pech w Gelsenkirchen odpuści. W meczu z Augsburgiem, podczas gdy medycy zajmowali się Markiem Uthem, który doznał wstrząśnienia mózgu, kroplówkę trzymał kapitan zespołu Omar Mascarell. Trudne zadanie utrzymania Schalke przy życiu wziął teraz na siebie Gross.

Ilona DĄBROWSKA