Bagno polskiej literatury fantastycznej

Walka z ogrem, czyli status polskiej fantastyki. //Autor: Danto Giancola

Książki z gatunku fantastyki to tytuły, po które chętnie sięga młodzież. Księgarnie przepełnione są jednak tekstami pisanymi przez wąską grupę autorów. Wydawnictwa nie chcą podpisywać umów z młodymi pisarzami, utrzymując współpracę z tymi, którzy na rynku pojawili się dawno temu i panoszą się po nim z zadartymi nosami.
Dlaczego tak jest? Czym to grozi? Przyjrzyjmy się.

Bez zastanowienia można powiedzieć, że jeśli chodzi o fantastykę, to mamy w Polsce paru pisarzy kultowych i zwyczajnie dobrych. Docenić należy nieżyjącego już Stanisława Lema, który ugruntował fundament gatunku w naszym kraju („Bajki Robotów”, „Solaris”). Świetne książki sci-fi pisze też m. in. Rafał Kosik („Różaniec”, „Kameleon”). Na płaszczyźnie fantasy dumni możemy być ze znanego na całym świecie Andrzeja Sapkowskiego (cykl „Wiedźmin”, „Trylogia Husycka), czy porządnej literatury Roberta M. Wegnera („Opowieści z meekhańskiego pogranicza”) i… to w zasadzie tyle.

Literatura zepsuta przez zamordyzm.  

Stety lub niestety polska fantastyka to nie tylko cztery nazwiska. Duża część sceny pisarskiej na tym rynku pisze teksty demoralizujące i zakłamujące rzeczywistość przez pryzmat własnych, urojonych wierzeń.

Głośno o temacie zrobiło się dopiero pół roku temu, gdy Jacek Komuda zamieścił na kartach miesięcznika „Nowa Fantastyka” homofobiczne opowiadanie pod tytułem: „Dalian, będziesz ćwiartowany!”, w którym głównym motywem jest polowanie na osobę homoseksualną (czyli tytułowego Daliana) tylko dlatego, że taka jest. Tekst spotkał się ze słusznym oburzeniem, po czym gazeta przeprosiła za jego zamieszczenie i otwarcie skrytykowała autora. W jego obronie stanęła wtedy reszta owej „starej gwardii”, która to okupuje swoimi książkami półki księgarni w całej Polsce od wielu lat. Podpisali się pod listem otwartym napisanym rzekomo w obronie wolności słowa, jednak biorąc pod uwagę kontekst sytuacji, w rzeczywistości mającym bronić Jacka Komudę i będącym niczym więcej niż metaforycznym poklepaniem po plecach samych siebie.  

Poglądy dla większości autorów, którzy wstawili się za Komudą są wspólne i zawierać by się mogły w zdaniu „Kiedyś to było, teraz to nie ma, a powinno być”. Pisarze jasno i jednoznacznie wypowiadają się na temat porządku społecznego, traktowania kobiet, miejsca mniejszości seksualnych, a niekiedy i etnicznych. W skrócie — Polska fantastyka przepełniona jest seksizmem, homofobią i ksenofobią, przyozdobionymi jedynie o kokardkę tęsknoty za czasami gdy wygrywać mógł tylko silniejszy i uprzywilejowany.

Quo vadis, fantastyko pisana?

Należy również zwrócić uwagę na powtarzalność formy, jeśli chodzi o fabułę książek w polskiej fantastyce. Za przykład mogą posłużyć choćby główni bohaterowie „Cyklu Inkwizytorskiego” Jacka Piekary czy „Kronik Jakuba Wędrowycza” Andrzeja Pilipiuka (obydwaj autorzy podpisali się pod wyżej wspomnianym listem otwartym). Fabuły ich książek zawsze opierają się na perypetiach postaci, która rozwiązuje problemy (zazwyczaj na zlecenie), związane z czymś nadprzyrodzonym, po drodze narzekając, manifestując swój cynizm i to jak bardzo wszyscy wokół są ułomni względem niej samej, co udowadniają tym, że zawsze w końcu wygrywają. Bohaterowie szczególnie cięci zdają się być na kobiety i mniejszości, w czym manifestują się poglądy samych autorów. Przez to historie bardzo tracą na jakości, a postaci nie da się lubić. Wszystko to przyprawione jest domieszką humoru, opierającego się tylko i wyłącznie na konserwatywnych gagach.

Zamieszczanie takich treści w dziełach, które z założenia gatunku kieruje się do młodzieży, czyli ludzi, którzy dopiero kształtują swój światopogląd, jest zwyczajnie niezdrowe i krzywdzące. Młody człowiek czyta to, afirmuje świat przedstawiony jako coś właściwego (ponieważ schemat ten powtarza się w książkach u wielu  autorów) a następnie zderza się z rzeczywistością, gdzie życia nie wygrywa się cynizmem i pogardą, a szacunkiem do drugiego człowieka. Oczywiście spora ilość ludzi nie uzna treści zamieszczanych w tych książkach za poważne, jednak przy tysiącach sprzedanych egzemplarzy można być pewnym, że część czytelników weźmie przekazywane poglądy na serio, co może zaszkodzić im w przyszłości. O pomstę do nieba prosi się też fakt, że jedno z największych wydawnictw w kraju: „Fabryka Słów” dalej współpracuje z tymi samymi autorami i, ignorując krzywdzące treści, przyklaskuje tym książkom, ponieważ się sprzedają. Nie mniej wizje dystopijne są potrzebne w kulturze, ale jako przestroga, ostrzeżenie przed pewnymi destruktywnymi mechanizmami — nie przykazanie.

Fantastyka nie ogranicza się ramami rzeczywistości, więc można za jej pomocą poruszyć wiele istotnych tematów w przystępny sposób. W Tolkienowskim świecie elfy, krasnoludy, niziołki i ludzie potrafili się zjednoczyć w obliczu czystego i spersonifikowanego zła. „Wiedźmin” Sapkowskiego wydaje się być apoteozą na temat równości i wzajemnego szacunku oraz tego, jak jego brak prowadzi do tragedii. Tymczasem tacy pisarze jak Piekara, Komuda, Pilipiuk i wielu innych wolą używać tych narzędzi do propagowania niechęci, nienawiści, przemocy i mechanizmów destrukcyjnych dla społeczeństwa. Co smutniejsze, sprzedają się oni dobrze i tworzą pewnego rodzaju monopol na polską fantastykę, co szkodzi pojawianiu się na rynku nowych, ambitnych autorów. Ci mają z reguły wiele do powiedzenia i nie boją się bawić się formą, poruszać istotnych tematów czy eksperymentować z tworzeniem światów przedstawionych. Często zmuszeni są jednak do udostępniania swojej twórczości dla niewielkiego grona fanów, sprowadzania pisania jako zajęcia do formy hobby,  zamieszczania swoich książek w formie darmowych e-booków, lub co gorsze, ale i rzadsze — publikowania na Wattpadzie, co często jest ostatecznym skazaniem na literacką zgubę.

Polska literatura fantastyczna pozostaje więc bagnem, którego nikt nie osuszy, póki na rynek książkowy nie zostaną wpuszczeni nowi autorzy. Pozostaje nam jedynie mieć nadzieję, że system zostanie zreformowany, a młode pokolenie pisarzy dopuszczone do głosu. Do tego czasu będziemy brodzić w mule fatalnej literatury, gdzie naszą jedyną deską ratunku zdaje się być powrót do klasyków.

Filip SIUDA