(Nie)spodziewane zmiany – o konferencji Disneya i zamieszaniu z „Diuną” Denisa Villeneuve’a

Kathleen Kennedy i jej wystąpienie związane z Gwiezdnymi Wojnami zwróciło największą uwagę widzów. //Źródło: The Walt Disney Company

Zaledwie kilka tygodniu temu w moim tekście „Nowy wspaniały filmowy świat” prognozowałem przyszłość kinematografii i proponowałem rozsądne wyjście z impasu, w jaki wprowadziły nas liczne obostrzenia związane z pandemią koronawirusa. Pod koniec poprzedniego roku korporacja Disney’a w ramach promocji swojej platformy streamingowej zorganizowała konferencję, po której większość wysnutych przeze mnie przypuszczeń zaczęła nabierać nowych, niepokojących barw.

Choć Disney+ nie jest jeszcze dostępny w większości krajów Europy Środkowo-Wschodniej (w tym w Polsce) to według najnowszych doniesień dyrektora generalnego The Walt Disney Company, Boba Chapeka, liczba subskrybentów przekroczyła w listopadzie 2020 roku próg 85 milionów zarejestrowanych użytkowników. Warto tutaj zaznaczyć, że w kontekście ostatnich rewelacji, jakoby największy hit tej platformy – The Mandalorian” – okazał się najczęściej nielegalnie oglądanym serialem minionych 12 miesięcy, przytoczona statystyka winna być rozpatrywana jako finansowy i marketingowy sukces. Wszystko wskazuje na to, że kiedy w końcu platforma zostanie oficjalnie udostępniona w państwach na wschód od Berlina, wielu użytkowników postanowi opłacić subskrypcję i to bez względu na możliwość korzystania z pirackich wersji znajdujących się na niej produkcji.

Omawianie poszczególnych segmentów całej konferencji, która odbyła się w grudniu 2020 roku, nie miałoby najmniejszego sensu, gdyż takich artykułów powstało już zdecydowanie zbyt dużo. Znacznie bardziej intrygujące wydają się być skutki ogłoszonej przez korporację strategii produkcyjnej, która w przeważającej większości ma się opierać na rozwijaniu internetowego serwisu, kosztem inwestowania w przemysł kinowy.

Disney odwraca się od kin

Na transmitowanym w sieci wystąpieniu pojawili się reprezentanci firm podlegających Disney’owi – spośród nich największy wpływ na filmowy rynek w ostatnich latach miały Marvel Studios oraz Lucasfilm Ltd. Ci dwaj niezwykle silni wasale przynieśli do tego momentu swojemu seniorowi wiele miliardów dolarów dochodu, co tylko potwierdza ich ważną pozycję. Nie dziwi więc decyzja o uczynieniu z tych producentów (i ich marek – kolejno świata Marvela oraz uniwersum Gwiezdnych Wojen) najważniejszych części składowych całej ciągle rozwijającej się platformy. W najbliższym czasie na Disney+ trafi łącznie kilkanaście seriali od wymienionych wcześniej twórców oraz kilka pomniejszych produkcji. Niech ta liczba nie wprowadzi nikogo w błąd – poza logami Marvela i Star Wars na oficjalnej grafice promującej amerykańską platformę znajduje się także symbol Pixara i National Geographic. To imponujące bogactwo i różnorodność treści jakie mogą pojawić się w ofercie dla subskrybentów czyni z Disney+ groźnego konkurenta dla Netflixa, HBO Max czy Amazon Prime Video.

Inwestycja w produkcje ze świata Marvela i Gwiezdnych Wojen wydaje się być idealnym posunięciem, który z pewnością przyciągnie kolejnych klientów i zapewni stały dopływ gotówki, co w czasach COVID-19 będzie decydowało o utrzymaniu silnej pozycji przez wielkie korporacje na rynku kinematograficznym. Wśród zapowiedzianych produkcji można znaleźć chociażby: kontynuację zbierającego świetne recenzje „The Mandalorian”, hucznie zapowiadany miniserial o Obi-Wanie Kenobim z Ewanem McGregorem i Haydenem Christensenem w obsadzie, animację „The Bad Batch”, „Hawkeye’a”, „Lokiego”, „WandaVision” czy „The Falcon and the Winter Soldier”. Skala całego przedsięwzięcia może robić wrażenie, lecz warto zwrócić uwagę czego w tym zestawieniu nie ma. Chodzi o zapowiedzi dzieł, przeznaczonych w pierwszej kolejności do kinowej dystrybucji. Wiadomym jest, że kolejne filmy Marvela są już w drodze na ekrany, lecz postęp ich produkcji jest aktualizowany rzadko, a informacje są nieprecyzyjne.

Na samej konferencji Kathleen Kennedy, reprezentująca Lucasfilm, wspomniała o zaledwie dwóch pełnometrażowych obrazach, które mają trafić do kin na całym świecie. O tajemniczym projekcie Taiki Waititiego nadal nikt nie ujawnia żadnych szczegółów – pewnym jest właściwie tylko to, że nowozelandzki reżyser pracuje aktualnie nad scenariuszem. Brak daty premiery również budzi pewien niepokój. W tej materii znacznie bardziej optymistyczna jest wiadomość o zupełnie nieznanym dotychczas filmie Patty Jenkins, zatytułowanym „Rogue Squadron”. W przypadku tej produkcji upubliczniony został nawet specjalny klip promocyjny, w którym reżyserka „Wonder Woman” opowiada o swojej pasji do latania, wpojonej jej przez ojca – pilota. To specyficznie zapowiadające się połączenie uniwersum Gwiezdnych Wojen z atmosferą oraz tematyką „Top Gun” w niewielkim stopniu rekompensuje brak wieści na temat większej liczby kinowych produkcji.

Warner Bros. vs Legendary

Wszystkie te informacje prowadzą do napawającego niepokojem wniosku – Disney definitywnie odwrócił się (przynajmniej na dwa-trzy lata) od masowego wypuszczania filmów na duże ekrany. Wpływ koronawirusa jest oczywisty, ale warto zaznaczyć, że niejednoznaczne jest stanowisko całego świata kina do działań, skupiających większość sił twórców na dystrybucji internetowej. Przykładem jest ostatnio ujawniony konflikt pomiędzy właścicielami studiów Warner Bros. i Legendary. Rozbieżne opinie dotyczyły najnowszego filmu Denisa Villeneuve’a „Diuna”, który według planów pierwszej z firm miał trafić zarówno do kin jak i na HBO Max – platformę zastępującą HBO GO. Takie rozwiązanie pomimo panującej pandemii nie spodobało się przedstawicielom Legendary, którzy byli doskonale świadomi swojego, znacznie przewyższającego Warner Bros., finansowego wkładu w budżet filmu. Najbardziej zaskoczeni takim obrotem spraw nie byli sami widzowie, lecz właśnie producenci obrazu, którzy o całej sprawie dowiedzieli się na kilka godzin przed opublikowaniem oficjalnego oświadczenia studia. Sam reżyser zabrał głos w dyskusji i zwrócił uwagę na to, że jeśli Warner Bros. przeforsują swój pomysł, „Diuna” nie zarobi odpowiedniej ilości pieniędzy, co poskutkuje decyzją o anulowaniu planowanej kontynuacji. Byłby to trudny do zaakceptowania cios w sztukę filmową, gdyż film Villeneuve’a zapowiada się niesamowicie. Niektórzy pracownicy zaczęli nawet odchodzić do konkurencyjnej firmy Sony, która nie ma w planach tak drastycznych posunięć jak Warner Bros.

Rok 2020 zakończył się dla amerykańskiej kinematografii rekordowo niskimi przychodami, a pierwsze miejsce zajęły po raz pierwszy w historii Chiny. Konferencja Disneya oraz rewelacje związane z filmem „Diuna” zwiastują w przyszłości kolejne zaskakujące decyzje wielkich korporacji, które w poszukiwaniu łatwego zarobku skuszą się na inwestowanie w platformy streamingowe, gdzie nie istnieją ograniczenia długości czy treści i tematyki produkcji. Trudno dziwić się takiemu postępowaniu, gdyż w obecnej sytuacji gra toczy się o wysoką stawkę. Z perspektywy czasu niezwykle ciekawa będzie analiza wszystkich tych wydarzeń oraz ich konsekwencji. Pewni możemy być jednak jednego – najlepiej na całej pandemii skorzysta państwo, od którego wszystko się zaczęło, czyli Chińska Republika Ludowa.

Mateusz DREWNIAK