Samobójstwo po cichu

Seria „Rozstrzeliwania” Wróblewskiego to zbiór katastroficznych numerów egzekucji// Źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie.

„Waiting Room” to wydarzenie upamiętniające życie i twórczość być może najlepszego powojennego malarza polskiego. Dzieła Andrzeja Wróblewskiego wystawione są w Lublanie, w jednym z najstarszych muzeów w Europie – Moderna Galerija. Do 10 stycznia wystawę można odwiedzić również online. Malarz, krytyk i historyk sztuki w połączeniu z genialnym buntownikiem i lekkim dziwactwem to  Wróblewskiego na sztukę w czasach powojennych.

Artyści po 1945 roku musieli znaleźć nową metodę i styl przekazu, godne mówienia o wojnie.  Uważano, że sztuka nie jest w stanie opowiedzieć takiej tragedii – wszystkie podejścia do tematu wydawały się błahe i niewystarczające. Dla Wróblewskiego wojna zaczęła się w wieku 12 lat, trwała większość jego nastoletniego życia. Podczas przeszukiwania mieszkania przez żołnierzy czternastoletni Andrzej był świadkiem śmierci swojego ojca. Po wojnie zdecydował się na studia w Krakowie na Akademii Sztuk Pięknych i Uniwersytecie Jagiellońskim. Na malarstwie poznał Andrzeja Wajdę, a jednym z wykładowców na kierunku był Tadeusz Kantor. Można by powiedzieć, że obracając się wśród takich artystów, Wróblewski był skazany na sukces. Sprawy się miały jednak nieco inaczej – młodemu Andrzejowi nie podobało się nauczanie profesorów na Akademii. Uważał, że studenci powinni mieć większą wolność w odkrywaniu swojego stylu i kształceniu własnego warsztatu. Założył więc Grupę Samokształceniową, dzięki której on i inni członkowie mogli działać na własnych zasadach. Grupa Wróblewskiego miała za zadanie podważyć autorytet nauczycieli, tworzyć dla ludzi, mówić o niedawnej przeszłości. Nieświadomi studenci-wywrotowcy podporządkowali się państwu i partii, stając się marionetkami w rękach reżimu. Twórczość Grupy Samokształceniowej stała się marksistowską propagandą. Oprócz obrazów na cześć „szczęśliwej komunistycznej Polski” Wróblewski malował inne dzieła, które później okazały się najważniejszymi z całej kolekcji.

Rozstrzeliwania, Poczekalnia, Człowiek Rozdarty

Andrzej Wajda, kolega ze studiów i jeden z członków Grupy, jako pierwszy zobaczył obraz z serii „Rozstrzeliwania”. W swojej autobiografii napisał: „Być może ta godzina, w której oglądałem pierwsze <<Rozstrzelanie>> Wróblewskiego, była najważniejszym momentem w moim życiu. Być może wtedy właśnie zrezygnowałem z malowania, żeby szukać dla siebie innej drogi.” Wajda wspomina, że obraz, który zobaczył w pokoju swojego przyjaciela był tym, co sam chciałby malować. Niedługo później zrezygnował ze studiów na ASP. „Rozstrzeliwania” to zbiór katastroficznych momentów egzekucji – bladoszarzy ludzie o podobnych twarzach, często z poodwracanymi sylwetkami. Czasem na obrazach widać plecy hitlerowca trzymającego broń, a jeśli nie – to widz zajmuje jego miejsce.  Ogromną rolę odgrywają również kolory: przepaść pomiędzy ich intensywnością a szarością oznacza sekundy przed i po śmierci. Andrzej Wajda jeszcze długo po studiach inspirował się „Rozstrzeliwaniami”. Wykorzystywał je później w swoich filmach. Śmierć Maćka Chełmickiego w „Popiele i Diamencie” to dowód na ogromny wpływ twórczości Wróblewskiego na Wajdę.

Kolejnym wielkim tematem dla Wróblewskiego była „Poczekalnia”, na cześć której nazwano wystawę w Lublanie. Ten etap w malarstwie Andrzeja to antysocrealizm – odpowiedź na swoje wcześniejsze prace, otwarta krytyka reżimu. W tym cyklu obrazów można dostrzec nudę i bezsens życia: postaci siedzą w poczekalniach na krzesłach, co przedstawia brak jakiejkolwiek postawy wobec życia i zdanie się na odgórne nakazy. „Ukrzesłowienia” przeszły do historii twórczości Wróblewskiego, są jego znakiem rozpoznawczym. Osoba ukrzesłowiona to osoba uprzedmiotowiona.  Po „Poczekalni” nastał „Człowiek Rozdarty”, czyli indywidualna tragedia człowieka, a nie całego społeczeństwa. Nadal najpopularniejszym motywem są postaci na krzesłach. Różnią się większą abstrakcyjnością: są pełne dziur i rozdarć.

Waiting Room

Wystawa w Moderna Galerija upamiętnia dwa ostatnie lata twórczości artysty – od narodzin syna, przez podróż do Jugosławii, aż po śmierć w Tatrach. Kiedy Wróblewski ożenił się z Teresą Reutt jego prace nabrały bardziej codziennego, rodzinnego wydźwięku. Widoczne jest to w aż trzech blokach tematycznych wystawy: „Kobieciarz”, czyli wariacje o sylwetce kobiecej, „Matka”, czyli macierzyństwo, życie domowe oraz „Chłopiec”. Innym tematem wystawionym w Lublanie są „Delegaci” – rekonstrukcja podróży. Barbara Majewska, krytyczka sztuki, wraz z którą Wróblewski został wysłany do Jugosławii, ciepło wspomina tę wycieczkę. W wywiadzie zorganizowanym z okazji wystawy mówi, że było to zupełnie nowe doświadczenie, coś innego od polskiej rzeczywistości. Ten trzytygodniowy pobyt w Belgradzie, Lublanie, Skopje, Zagrzebiu i wielu mniejszych miejscowościach miał miejsce pół roku przed nagłą śmiercią Wróblewskiego. Ironicznie, po powrocie do Polski artysta malował nagrobki inspirowane tymi zobaczonymi w Jugosławii. Tak powstała cała seria obrazów „Nagrobki”. Tematyka śmierci w ostatnich latach twórczości była obecna również w kolejnym bloku tematycznym, którym był (już kultowy motyw) „Ukrzesłowiony”. Wreszcie „Protagonista” to zbiór poświęcony samemu Wróblewskiemu. Przedstawia bohatera o dwojakiej naturze – na obrazach często występuje wątek szofera albo pasażera w dziwnych, ponadczasowych pojazdach. W tym bloku widać twarze bardziej szczegółowo, niektóre z nich to autoportrety, jest też kilka pejzaży.

Śmierć Wróblewskiego jest równie dziwna i zaskakująca jak jego twórczość i życie. Zmarł podczas samotnej wyprawy na Morskie Oko. Artystę znaleziono pod drzewem, w pozycji siedzącej, ubranego w spodnie od piżamy – miał pękniętą czaszkę i pogryzioną rękę. Prawdopodobnie przyczyną śmierci był atak epilepsji. Andrzej Wróblewski mimo swojego krótkiego 29-letniego życia zostawił po sobie ogromne dziedzictwo kulturowe, które możemy oglądać we współczesnych filmach, o którym możemy słuchać w piosenkach. Mimo buntowniczego charakteru nie można odebrać mu wrodzonej niezależności i wierności swoim przekonaniom. No i rzecz jasna, wybitnego talentu.

Michalina BRZUSKA