Utracona potęga przeszłości

Rye House Rockets przed rozpadem klubu. Fot. Loco Steve/flickr.com

Gehenna angielskiego żużla trwa. Niegdyś najsilniejsza liga świata od kilku ostatnich lat w niczym nie przypomina swojej dawnej świetności. Sytuację dodatkowo pogorszyła pandemia koronawirusa, która zahamowała rozgrywki w zeszłym sezonie. Kluby nie mają środków na utrzymanie, a z jazdy na Wyspach rezygnują dotychczasowi czołowi zawodnicy. Najwierniejsi fani oraz działacze „czarnego sportu” w Anglii cały czas jednak walczą o przetrwanie.

Genezy kłopotów i kryzysu w angielskim speedwayu można upatrywać w rozwoju marketingowym polskiej Ekstraligi oraz najwyższej klasy rozgrywkowej w Szwecji. To wtedy zainteresowanie specyficznym w swoim wydaniu brytyjskim żużlem spadło. Czym różnił się on od wersji znanej w Polsce i w Szwecji? W Anglii zawody odbywały się nieregularnie, gdyż nie było terminarza odgórnie ustalonego przez władze ligi. Zdarzało się tak, że jeden zespół rozgrywał mecze w określone dni tygodnia, z kolei drugi w inne dni. Niekiedy dana drużyna mierzyła się z dwoma rywalami tego samego dnia, ale na dwóch różnych torach. Patrząc na tabelę Elite League, bądź później Premiership, można było odnieść wrażenie panującego chaosu. Bowiem gdy przy jednej z ekip widniała liczba przykładowo szesnastu rozegranych meczów, to przy innej było ich zaledwie dziesięć. Praktyka ta wraz z pogarszającym się stanem najstarszej ligi świata ulegała zmianie.

Smutna rzeczywistość

Od historycznego początku tej dyscypliny w Wielkiej Brytanii, który sięga 1929 roku, do rozgrywek przystępowało wiele drużyn. Niektóre z nich napisały własny rozdział historii i  zapisały się w dziejach jako wielokrotni medaliści. Nie dziwi zatem smutek kibiców związany z tym, że w ostatniej dekadzie z żużlowej mapy zniknęło kilka ważnych klubów, m.in. Coventry Bees czy The Lakeside Hammers. Ośmiokrotny mistrz Anglii z Coventry został wycofany z rozgrywek przed startem sezonu 2017. Teren klubu przejęto, stadion popadł w ruinę i do dzisiaj pozostaje tylko pustym skansenem, na obszarze którego planowano wybudować ponad 130 nowych domów wolnostojących. Taki sam los spotkał Młoty z hrabstwa Essex. Ostatnie zawody na tamtejszym obiekcie odbyły się pod koniec sezonu 2018, następnie teren przejął deweloper i ponad 30-letnia historia speedwaya w tym miejscu dobiegła końca. Głośnym echem w środowisku odbiła się także sprawa Poole Pirates. Zespół ten przez lata dominował w angielskich rozgrywkach. Mimo to, po upadku głównego sponsora, właściciel klubu nie mógł uporać się z problemami finansowymi, przez co podjęto dosyć niecodzienną decyzję. Wśród sympatyków drużyny przeprowadzono ankietę, w której mieli oni wyrazić swoje zdanie na temat przystąpienia do zmagań na niższym szczeblu. Biorąc pod uwagę opinię kibiców oraz nierentowność klubu, zdecydowano, by w 2020 roku zrobić krok do tyłu. Co ciekawe, rok wcześniej, w 2018 roku, Piraci po raz dziesiąty okazali się najlepszą drużyną na Wyspach, pokonując po zaciętym dwumeczu King’s Lynn Stars.

Feralny rok

Jak się okazało, najgorsze miało nadejść wraz z początkiem wiosny ubiegłego roku i pandemią koronawirusa. To wtedy żużel w Anglii otrzymał kolejny potężny cios. Przeczuwano, że sezon 2020 będzie kluczowy i odpowie na pytanie dotyczące przyszłości tej dyscypliny. Odpowiedzi na nie wciąż jednak nie otrzymaliśmy. W wyniku szalejącej w kraju pandemii oraz restrykcji wprowadzonych przez brytyjski rząd, rozgrywki w ogóle nie wystartowały. Zgodnie z reżimem sanitarnym organizację wydarzeń sportowych można było wznowić dopiero w październiku. W tym miesiącu jest już natomiast bardzo trudno przeprowadzać jakiekolwiek zawody żużlowe, głównie ze względu na relatywnie niską temperaturę i częste opady deszczu. Poza tym z reguły terminarze rozgrywek w innych krajach przewidują koniec sezonu w połowie października. Zdecydowano zatem o odwołaniu ligi na jeden sezon. Brak jazdy oznaczał dla klubów brak wpływów ze sprzedaży karnetów oraz biletów, które i tak nie byłyby wystarczające na pokrycie wydatków, w tym pensji zawodników. Nie przeprowadzano też transmisji spotkań, w związku z czym przepadły i dochody z tego źródła. Zapanowała pewnego rodzaju stagnacja, a zespoły wraz z działaczami rozpoczęły walkę o byt. W 2020 roku w Wielkiej Brytanii odbyło się tylko kilka pomniejszych turniejów, w tym finał młodzieżowych mistrzostw kraju do lat 21.

Trudne nowego początki?

W 2021 rok wkroczono z nadziejami na szybkie podjęcie działań związanych z przywróceniem do życia angielskiej Premiership i niższej klasy rozgrywkowej pod nazwą Championship. Już w grudniu 2020 potwierdzono start zawodów w przyszłym sezonie i zorganizowano w tej sprawie rozmowy. W końcu w ostatnim czasie nadeszła długo wyczekiwana wiadomość. Początek ligowej rywalizacji na Wyspach zaplanowano na 1 i 3 maja. Nie oznacza to bynajmniej końca kłopotów. Wiemy, że do zmagań nie przystąpią kolejne rozpoznawalne zespoły. Ze startu zrezygnowały drużyny Swindon Robins oraz Somerset Rebels. Działacze Rudzików jako powód tej decyzji podali niepewność co do przyszłości i rozwoju żużla w nadchodzącym czasie oraz planowaną rozbudowę ich domowego obiektu – The Abbey Stadium. W ten sposób klub podjął próbę poprawienia wizerunku krajowych rozgrywek. Prezes Swindon Robins w otwarty sposób mówił, że osobiście nie wierzy w start ligi nawet w obecnym roku. Z kolei ekipa z Somerset dołączyła do grona zespołów, które borykają się z problemami finansowymi i kadrowymi. Oba teamy zamierzają wrócić do profesjonalnego ścigania w 2022 roku. W związku z tym rywalizacja o mistrzostwo Wielkiej Brytanii będzie mocno okrojona, gdyż o trofeum powalczy zaledwie sześć zespołów. O stanie tego widowiskowego sportu w Anglii świadczy fakt, że na niższym szczeblu rozgrywkowym zmierzy się aż dziesięć drużyn, których sytuacja finansowa pozwala jedynie na start w Championship.

Oglądając angielskie rozgrywki od lat, nie przeżywa się tych samych emocji co kiedyś. Szczególnie przekonali się o tym starsi kibice speedwaya. Liczne światowe gwiazdy w zespołach były wizytówką tej ekstremalnej dyscypliny. Obecnie na próżno ich szukać w kadrach drużyn. Co więcej, rywalizacja na Wyspach Brytyjskich odbywała się często na bardzo wymagającej nawierzchni, na której w Polsce nie byłoby chętnych do startu. Tym charakteryzował się tamtejszy żużel i tym też cieszył oko widza. Teraz jednak jedyne, co obserwujemy, to desperacką walkę o przywrócenie dawnej świetności lidze, a co za tym idzie, o wzrost znaczenia kraju, który jest kolebką profesjonalizmu w tej dyscyplinie. Sympatycy z utęsknieniem na to czekają.

Bartosz GLAPIAK