Bohaterowie nie istnieją

Po najczarniejszej nocy, zawsze nadchodzi najjaśniejszy dzień/ źródło: Kadr komiksu „Dark Night: A True Batman Story”

Superman od lat 40. XX w. patroluje ulice Metropolis, chroniąc mieszkańców miasta przed kosmicznymi najeźdźcami, szalonymi naukowcami i menażerią fantazyjnych łotrów. Green Arrow kontynuuje rozpoczętą w latach 80. krucjatę przeciwko ulicznym gangom w Seattle. Batman od kilkudziesięciu lat stoi na straży porządku w Gotham City, a sam jego przydomek wzbudza w przestępcach strach. Niestety, to fikcja. Bohaterowie nie istnieją, a rzeczywistość jest brutalna.

Paul Dini odpowiada za scenariusze jednych z najciekawszych komiksów o Mrocznym Rycerzu. Za wybitną historię „Batman: Mad Love” otrzymał nagrodę Eisnera, najwyższy laur w amerykańskim przemyśle komiksowym. Zanim zasilił szeregi DC Comics, pracował przy produkcji wielu szalenie popularnych seriali animowanych. W 1989 roku został zatrudniony w Warner Bros. Animation. Studio nawiązało wówczas współpracę z założonym przez Stevena Spielberga Amblin Entertainment. Jej owocem były m.in. „Tiny Toon Adventures” i kultowi „Animaniacs”. Dini miał przyjemność pracować przy obu tytułach. Za „Tiny Toon” uhonorowany został dwoma nagrodami Emmy.

Akcja autobiograficznej powieści graficznej „Dark Night: A True Batman Story” rozgrywa się w czasach, gdy Dini był członkiem ekipy odpowiedzialnej za sukces „Batman: The Animated Series”. Serial zaskarbił sobie sympatię widzów, recenzenci nie kryli zachwytu, Warner Bros. Animation nie zwlekało więc i czym prędzej dało zielone światło pełnometrażowej kontynuacji serialu. Komiks nie opowiada jednak o zakulisowych zmaganiach twórców pracujących nad „Batman: Mask of the Phantasm”, lecz o wydarzeniach feralnej nocy, podczas której Paul Dini niemal stracił życie.

Na otwierającej komiks planszy przykuty do szpitalnego łóżka scenarzysta „Tiny Toon Adventures” wylicza obrażenia, których doznał na skutek brutalnej napaści: zgruchotany łuk jarzmowy, złamany nos, stłuczenia na twarzy, żebrach i biodrze. Na następnych stronach dzieli się wspomnieniami tragicznego wieczoru. Opowiada o nieudanej randce z wykorzystującą go, aspirującą aktorką, nocnym spacerze, którym chciał wzbudzić w niej wątpliwą zazdrość i dwóch zakapturzonych zbirach, dla których stał się przypadkowym celem. Scena napaści przedstawiona jest wyjątkowo naturalistycznie, a Dini dosadnie opisuje każdy wymierzony cios, każdą rzuconą obelgę. Najbardziej przytłaczający moment następuje jednak kilka kadrów później, gdy zakrwawiony scenarzysta dociera do swojego mieszkania i zalewa się łzami na myśl o tym, że – poza kilkoma nagrodami i półkami uginającymi się pod ciężarem komiksowych gadżetów – nikt na niego tam nie czeka.

Dini na co dzień pisywał fantastyczne historie o zamaskowanych herosach. I bez względu na to jak fascynujące by nie były, to tylko owoce ludzkiej wyobraźni. Batman nie mógł mu pomóc w chwili, gdy zbierał cięgi. Mroczny Rycerz nie czuwał na pobliskich dachach, by w kluczowym momencie w glorii i chwale obezwładnić napastników. W rzeczywistości, gdy atakujący katowali scenarzystę, mieszkańcy sąsiedztwa ryglowali drzwi. Mimo to Caped Crusader wraz ze swoją galerią łotrów odgrywa w „Dark Night: A True Batman Story” kluczową rolę. Postaci z komiksów służą jako personifikacja myśli i uczuć, które w danym momencie Diniemu towarzyszyły. I to prowadzony z nimi dialog jest jednym z najciekawszych elementów powieści graficznej.

Scenarzysta umiejętnie korzysta z atrybutów postaci, które trafnie obrazują kawalkadę myśli nachodzących autora w tym przepełnionym bólem okresie. Zafiksowany na punkcie zagadek Riddler wypowiada na głos wszystkie wątpliwości twórcy. Scarecrow, którego bronią jest strach, jest przy Dinim, gdy do głosu dochodzą jego liczne lęki – zaniepokojenie, które odczuwa, gdy ktoś zbliża się zbyt szybko, czy niepewność, gdy ktoś przyjacielsko próbuje musnąć jego twarz. Pomniejszą rolę odgrywa Penguin, który co wieczór ochoczo wita autora stającego na progu baru.

Prominentna jest postać Poison Ivy, która wypomina mu najboleśniejsze z jego miłosnych zawodów. Służy ona za symbol braku pewności siebie i oznaka chorobliwej samokrytyki, której scenarzysta się poddaje. Mówiąc o jego nieudanych związkach, zarzuca mu krótkowzroczność i wytyka wszelkie niedoskonałości, których nikt nigdy nie będzie w stanie pokochać. To z jej opowieści czytelnik poznaje historię rozdania nagród Emmy, po których zdegustowany sobą Dini – w doszczętnie druzgoczącej scenie – bierze do ręki przed momentem odebraną statuetkę i dokonuje przy jej pomocy dotkliwego samookaleczenia.

Pewnego razu kasjer sklepu muzycznego zaczepił Diniego i opowiedział o tym, jak kolejne odcinki „Tiny Toon Adventures” poprawiają humor jego chorującej na raka żonie. Scenarzysta zrozumiał, że jego życie zasługuje na szczęśliwsze zakończenie niż to napisane przez łotrów. Na ostatnich stronach komiksu kryje się nadzieja. Dini wciąż pisuje scenariusze, wiedząc, jak wiele potrafią zmienić. Bo choć bohaterowie nie istnieją, ich ideały – już tak.

Remigiusz RÓŻAŃSKI