My radzimy – wy rodzicie

Powstanie Instytut na rzecz Rodziny i Demografii? Źródło: unsplash.com

Polskie społeczeństwo się starzeje i z każdym rokiem jest nas coraz mniej. PiS zapowiedział jednak rozwiązanie problemu demograficznego, które planuje przedstawić w najbliższym czasie. Jak poinformowała „Gazeta Wyborcza”, jego głównym celem ma być zachęcenie Polek do rodzenia dzieci. Ma to być część tak zwanego „Nowego ładu”, czyli zmiany Polski na lepsze.         

Od wielu lat w krajach wysoko rozwiniętych ma miejsce zjawisko regresu demograficznego. Oznacza to, iż współczynnik urodzeń jest znacznie niższy od współczynnika zgonów, w wyniku czego społeczeństwo Europy się starzeje. Problem demograficzny martwi również polski rząd. Według najnowszych danych GUS liczba ludności Polski drastycznie spada. W 2020 roku zmarło około 477 tysięcy osób, jest to o około 64 tysięcy więcej niż rok wcześniej. Z kolei liczba urodzeń wynosi około 355 tysięcy – to najniższy wynik od 2004 roku. Dotychczas głównym problemem współczynnika przyrostu naturalnego był niski wskaźnik urodzeń oraz niski wskaźnik zgonów, w wyniku czego rodziło się mało dzieci, a społeczeństwo się starzało. Teraz dodatkowym powodem do zmartwień (głównie przez trwającą obecnie epidemię COVID-19) jest fakt, że nie tylko nie rodzą się dzieci, ale wśród obywateli nastąpił drastyczny wzrost śmiertelności.

Według informacji „Gazety Wyborczej”, w celu walki z negatywnym zjawiskiem zmniejszania się populacji naszego kraju, PiS powoła Instytutu na rzecz Rodziny i Demografii. Warto zaznaczyć, że już w 2019 roku powołany został pełnomocnik rządu ds. polityki demograficznej, którego stanowisko piastuje Barbara Socha – wiceminister rodziny. Rządowa strategia demograficzna miałaby zachęcić Polki do rodzenia dzieci. Jednak powołanie kompetentnej w tej kwestii instytucji to jedynie wierzchołek „góry planów” partii rządzącej. Jednym z głównych pomysłów na zmniejszenie niżu demograficznego jest waloryzacja świadczenia 500+, dzięki czemu nie będzie ono tracić na swojej wartości. Odnośnie tych założeń „Gazeta Wyborcza” donosi, iż pierwsza waloryzacja nastąpić może w 2023 roku, dokładnie przed wyborami parlamentarnymi, a świadczenie to byłoby podwyższone o wskaźnik inflacji. Kolejnym pomysłem walki ze spadkiem populacji jest zwiększanie 500+ z roku na rok o stałą kwotę pieniężną, tak jak ma to miejsce w przypadku podwyżek emerytury minimalnej. Politycy Prawa i Sprawiedliwości pytani o to, skąd czerpane będą fundusze na tak kosztowny projekt socjalny, niezmiennie odpowiadają: „Uszczelnianie VAT i opodatkowanie gigantów cyfrowych”. Jednak czy faktycznie możliwe jest, aby tak ogromne przedsięwzięcie udało się w ten sposób w całości sfinansować? Warto w tym miejscu przytoczyć słynne słowa byłej premierki Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher: „Nie ma czegoś takiego jak publiczne pieniądze. Jeżeli rząd mówi, że komuś coś da – to znaczy, że zabierze tobie, bowiem rząd nie ma żadnych własnych pieniędzy”.

Warto zatem zastanowić się, czy taka polityka jest korzystna, a jeśli już – dla kogo? Co ważne, czy zwiększenie między innymi świadczeń 500+ jest dostatecznie przekonujące, aby powiększyć rodzinę? Zwłaszcza gdy mówimy o państwie, w którym brak jest podstawowych dofinansowań społecznych, zapewniających obywatelom odpowiednie warunki do założenia rodziny. Czy zamiast rozdawać pieniądze, które i tak nie są własnością publiczną, nie lepiej rozwinąć strukturę opiekuńczą państwa? Chociażby poprzez zwiększenie pomocy samotnym matkom. Kluczowym elementem może być również bardziej zdecydowane wsparcie dzieci z wszelkiego rodzaju niepełnosprawnościami i ich rodzin. Polska, podobnie jak kraje Europy Zachodniej, mogłaby wprowadzić bardziej rozbudowaną politykę dofinansowań zabiegów in vitro dla par, które faktycznie starają się o potomstwo, a z przyczyn biologicznych nie mogą go mieć. W obliczu wszystkich tych kwestii, których państwo nie zapewnia, 500+ to słaba zachęta do zakładania rodzinny. Nie ma ku temu długofalowych perspektyw. Zdrowy organizm państwowy bowiem nie ucieka się do form przekupstwa swoich obywateli, a poczuwa się do obowiązku zapewnienia im jak najlepszych warunków do życia i rozwoju. Dodatkowym utrudnieniem w realizacji wizji zachęcania kobiet do macierzyństwa przez Prawo i Sprawiedliwości jest orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, które zaostrzyło ustawę antyaborcyjną. Jeśli zatem partia rządząca chce, aby Polacy powiększali swoje rodziny, to z całą pewnością uprzedmiotowienie kobiet i pozbawienie ich prawa wyboru nie jest krokiem we właściwą stronę, a jedynie przysłowiowym „strzałem w kolano”.

Izabela SULOWSKA