Granice wytrzymałości

Lech nie spełnia oczekiwań kibiców. Źródło: Klaudia Berda

Miłość wymaga poświęceń, lecz są pewne granice. Lech Poznań nie od dziś sprawdza cierpliwość swych kibiców, ale tę powoli można opisać mianem materiału deficytowego. Będący integralną częścią regionu klub musi zatrzymać postępujący od kilku lat regres oraz skupić się na poprawie własnego wizerunku wśród zainteresowanych.

Szukasz w nim radości, czasem ucieczki – nic w tym dziwnego, to w końcu niepowtarzalny w swym fenomenie sport świata, lecz bywa także bolesny. Słowa te prawdopodobnie potwierdziłoby wielu kibiców Lecha Poznań. Są oni bowiem bardzo oddani niebiesko-białym barwom. I co rusz, gdy ich wiara na nowo zostanie rozbudzona, muszą być przygotowani na cios. Jest to nad wyraz dokuczliwe, gdyż klub posiada ogromne zasoby ludzkie. – Coś niebywałego po prostu, wszędzie (w Poznaniu – przyp.red.) widać Lecha. Co chwilę mija się człowieka w barwach czy maseczce, to bardzo wyraźne i widoczne – zauważa Michał Kopczyński, zawodnik Warty Poznań, w rozmowie z Radosławem Nawrotem dla Interii Sport.

Quo Vadis Lechu

Ostatnie sezony to szereg niepowodzeń poznaniaków. Gdy przed trzema laty na koniec rundy witano się z ósmym tytułem niczym przysłowiową gąską, powiedzieć, że na kluczowym zakręcie wypadnięto z trasy, to nie powiedzieć nic, bo była to klęska. Kiedy po zakończeniu poprzednich rozgrywek oraz wywalczeniu przepustki do zmagań grupowych Europa League liczono na sukces w lidze, ekipa Dariusza Żurawia (któremu w klubie zdążono już podziękować) długo dryfowała w mętnych wodach ekstraklasy. To przyczyniło się do tego, że kampania 2020/21 również sklasyfikowana zostanie w kategoriach sporego rozczarowania. – Problem z Lechem nie sprowadza się do meczu czy wpadki. To całe zestawy podawane kibicom do przetrawienia: mecz po meczu, sezon po sezonie, rok po roku z niczym, poza stratą czasu i nerwów – zauważa redaktor Nawrot. I trudno się z tymi słowami nie zgodzić, gdyż poza tym, co bezpośrednio na boisku, mamy do czynienia także z szeregiem nietrafionych posunięć poza nim. Pytanie zatem brzmi nie tylko, dokąd Lech zmierza, ale także, ile zaufania pozostało w sercach jego kibiców.

Cierpienia wiernego kibica

Lech to symbol, być może fenomen – oczywiście nierówny małyszomanii, lecz nadal można tak to nazwać. Jest integralną częścią nie tyle Poznania, co całego regionu. Lgną do niego tłumy. I choć patrząc na historię wielokrotnie łatwo mu nie było, wiary nigdy nie brakowało. – Życie kibica niemal każdego klubu składa się z braku równowagi między radością a rozgoryczeniem, ale są granice, których nie sposób wytrzymać. Jeśli mowa o Lechu, w przeddzień setnych urodzin, przychodzi mu życzyć nie tylko sukcesów, ale także tego, by drużyna nie obojętniała ludziom – uważa poznański dziennikarz. Brak trofeów odciska bowiem swe piętno na sposobie postrzegania klubu. „Pusta gablota” to zresztą termin będący częścią kanonu, używany nie tylko na zawsze impulsywnym Twitterze. Zdaniem Arkadiusza Kasprzaka, wiceprezesa klubu w latach 2006-2012, przy obecnym nastawieniu włodarzy Lecha, nie ma on szans na sukcesy. Te mogą być wyłącznie przypadkowe. I choć oczywiście mawia się, że miłości fana nie definiują zwycięstwa, są chwile, w których wielu powie sobie dość. Szczególnie, gdy mowa o Lechu Poznań – klubie co rok wymienianym wśród kandydatów do mistrzostwa Polski. Klubie o wielkich możliwościach, z których nie potrafi skorzystać.

Jedno uniwersum, dwa światy

Za tzw. miedzą tymczasem świetnie radzą sobie Zieloni, w których przed rozpoczęciem sezonu wielu upatrywało kandydatów do spadku. Jakże zatem wielkie musi być ich zdziwienie, patrząc na lokatę w zestawieniu oraz postawę drużyny trenera Piotra Tworka. Czy pomimo sympatii pomiędzy oboma ekipami, może ona zyskać na niepowodzeniach Lecha? To skomplikowane, lecz zarazem oczywiste. – To zespoły funkcjonujące w światach równoległych, które się nie przecinają. Nie mówię, że w przyszłości nie nastąpi taki przepływ, ponieważ w piłce nie ma rzeczy stałych, tak samo w układach społecznych, lecz to procesy długotrwałe i niełatwe. Kiedyś to Warta wiodła prym w mieście, z czasem ustąpiła pola. Lech do dziś ma zupełnie inną ofertę: masową, skierowaną na kibica innego typu niż ten Zielonych. Siedmiokrotni mistrzowie tracą, ale na rzecz futbolu „internacional”, często w ogóle odchodzi się od kibicowania drużynom lokalnym – zauważa Nawrot, po czym dodaje – Jeśli chodzi natomiast o dalszą perspektywę, nie wiemy, co przyniesie przyszłość. Tym bardziej, że Warcinka ma ofertę bardzo wrażliwą społecznie, wychodzącą naprzeciw wydarzeniom na świecie, a uważam, że młodzi ludzie to sobie cenią.

Gdyby opisać stan fanów Lecha Poznań, zapewne w wielu przypadkach adekwatnym byłoby określenie znane nam z internetowych memów: „disappointed but not surprised”. Zasoby ludzkie się kurczą, niczym wiara w klub, którą odbudować będzie niezwykle trudno. Zadaniem włodarzy powinno być zatem nie tyle skupienie się na poprawie obecnego stanu, lecz długotrwałym postrzeganiu zespołu. Tak, aby – cytując Taco Hemingwaya – w upalną noc kibicom nie przyszło do głowy napisanie maila o tytule „Mam już dość”, choć w przeszłości dało się zobaczyć taki transparent na stadionie.

Wiktoria ŁABĘDZKA