Na drodze do pogodzenia

Na potrzeby filmu Riz Ahmed przez kilka miesięcy uczył się języka migowego i gry na perkusji / kadr z filmu

Chwilę przed tym zanim kina zostały ponownie zamknięte widzowie mieli okazję obejrzeć kilka głośnych tytułów. Wśród nich znalazł się „Sound of Metal” debiutancki obraz Dariusa Mardera opowiadający o młodym perkusiście, który niespodziewanie traci słuch. Historia wyjęta rodem z podręcznika amerykańskich klisz szybko okazuje się niezwykle szczerą i poruszającą opowieścią o tym, co w życiu najtrudniejsze.

Początek filmu maluje nam obraz szczęśliwej pary muzyków. Portret ludzi po przejściach, którzy w końcu znaleźli coś w czym są dobrzy. Łączy ich wspólna pasja i plany rozwoju kariery. Zanim jednak reżyser wykona ostatnie pociągnięcie pędzlem, będzie musiał swoich bohaterów przepuścić przez najgorsze odcienie mroku. Ruben (grany przez zjawiskowego Riza Ahmeda) oznajmia swojej dziewczynie – Lou (w tej roli Olivia Cooke), że z dnia na dzień pogarsza mu się słuch. Zdaje sobie sprawę, że to nie chwilowa przypadłość i jest ogromnie zdeterminowany by wrócić do normalnego funkcjonowania. Chociaż oboje będą musieli odnaleźć się w nowej rzeczywistości, to właśnie z nimi przyjdzie nam przetrawić największe emocje.

Ruben jest świetnym technicznie perkusistą. Poświęca się swojej pasji, od rana wykonuje szereg ćwiczeń by pod wieczór jako narkoman znów zatracać się w muzycznym transie. Pokryte wyblakłymi tatuażami ciało stanowi dowód krzywd, których doznał w przeszłości. Jednak do tego widz musi dojść sam. W zrozumieniu problematyki i przejść głównych bohaterów pomaga jedynie szereg lapidarnych scen, odsłaniających kulisy ich sytuacji życiowej. Nagła utrata słuchu niczym trzęsienie ziemi niszczy dotychczasowy porządek. Stawka jest tym większa, że jedna tragedia, może pociągnąć następną, bowiem kiedy jak nie w chwilach kryzysu narkomani wracają do nałogów. Młody muzyk nie może pogodzić się ze swoim położeniem. Nowa, wygłuszona rzeczywistość jest dla niego obca. Szamocze się niczym ryba wyjęta z akwarium podejmując kolejne beznadziejne próby zaczerpnięcia powietrza. Rewelacyjny w swojej roli Riz Ahmed ukazuje ten cały ból za pomocą bardzo powściągliwych środków. Wszystko co złe rozgrywa się w jego wystraszonych, często nieobecnych oczach. Podejmując próbę terapii wśród osób dotkniętych podobnymi niepełnosprawnościami wydaje się osobą pozbawioną nadziei. Ciągle żyje w nim wizja powrotu do starego, normalnego świata, w którym mógł spełniać się jako muzyk. Świata z którym musiał się pożegnać dosłownie z dnia nadzień.

W swoim fabularnym debiucie reżyser zachwyca przede wszystkim wyczuciem w przedstawianiu dramatycznej historii. Darius Marder nie potrzebuje hollywoodzkich zagrań by zbudować na ekranie sceny pełne emocji. Z umiarem i precyzją prawdziwego weterana kina pozwala wybrzmieć swojej historii w powolnym tempie. ,,Sound of Metal” wymaga od widza cierpliwości. Wbrew skojarzeniom, które budzi tytuł to film bardzo wyciszony. Zastosowano tu niezwykłe zabiegi montażu dźwięku. Przez część trwania filmu ścieżka dźwiękowa imituje to co słyszy osoba tracąca słuch. Ten techniczny aspekt nie tylko zachwyca swoim realizmem, ale przede wszystkim pozwala widzowi stuprocentowo wczuć się w sytuację Rubena. Dzięki zastosowaniu ciasnych kadrów, wypełnionych twarzą głównego bohatera i zniekształceniom dźwięku czujemy się częścią przedstawionej rzeczywistości. Skromne środki stylistyczne wystarczyły by nadać filmowi oniryczny charakter. Krajobrazy są piękne, kolorystyka kadrów pastelowa, a wszystko co widzimy w kadrze wydaje się przyjazne. Dopiero na twarzach bohaterów dostrzec można dramaty definiujące ich życia. Świetny drugi plan tworzy żywe tło dla głównej historii. Dzięki dobremu castingowi udało się nakreślić parę cudownych postaci od których bije szczerość. Na uwagę zasługuje szczególnie Paul Raci, który zagrał tu naprawdę wielką rolę emanując życiową mądrością. Wszystko rozegrane z dbałością o najmniejsze akcenty i tak autentycznie, jakby sam był osobą głuchą.

„Sound of Metal” to wielki triumf artystycznego kina, który spokojnie trafi do przeciętnego widza. Szczerość bijąca z ekranu przywołuje na myśl największe amerykańskie klasyki. Film bardzo skromny, ale wywołujący całą paletę emocji. Ten obraz to opowieść o kryzysie, buncie i bezsilności. Historia niosąca za sobą przesłanie o pogodzeniu się, o przyjęciu życia takim jakie jest. Tytułowy dźwięk metalu jest dla człowieka nienaturalny i uciążliwy. Jest też częścią życia, z którą czasem musimy się po prostu pogodzić.

Kajetan IPCZYŃSKI