Pan Peryskop patrzy

Poznańskie światła z ulicy Półwiejskiej / fot. Kornelia Starczewska

Poznański artysta uliczny dowodzi, że sztuka może istnieć poza murami w przestrzeni miejskiej. Ostatni projekt Noriakiego wykorzystuje stały element miejskiego krajobrazu, łamiąc stereotyp, że street art to wyłącznie sprejowanie na pustostanach. Od końca marca na ulicy Półwiejskiej można dostrzec znaną postać Pana Peryskopa na sygnalizacji świetlnej dla pieszych.

Projekt został zrealizowany we współpracy z Zarządem Dróg Miejskich w Poznaniu i stał się symbolicznym zwieńczeniem przebudowy styku ulic przed Starym Browarem. Cały pomysł polegał na „dekapitacji” tradycyjnych patyczaków ze świateł i wstawieniu głowy jednookiej postaci wymyślonej przez Noriakiego – „Pana Peryskopa” zwanej też „Watcherem”.

Miejsce usytuowania unikatowych poznańskich świateł jest szczególne. Postawienie ich zaraz obok wejścia do Starego Browaru od ulicy Półwiejskiej koresponduje z pierwotną wizją centrum handlowego. Idea przyświecająca projektantom i fundatorce – Grażynie Kulczyk od początku istnienia Starego Browaru zakładała łączenie sztuki i handlu. Nazwana przez Kulczyk „strategia 50/50” znacząco ożywiła obecne centrum Poznania. Od tego momentu obok prac topowych rzeźbiarzy takich jak Alessandro Mendini czy Igor Mitoraj przed budynkiem można spotkać także młode pokolenie polskich artystów reprezentowane właśnie przez niejakiego Noriakiego. Pomimo, że polska mecenaska sztuki już w 2015 roku sprzedała Stary Browar i wchodzącą w jego skład Galerię Art Station na dziedzińcu, idea 50/50 cały czas jest żywa w świadomości poznaniaków.

Pomysłów na identyfikację wizualną Poznania było wiele. Począwszy od motywu koziołków znanych z ludowej legendy, po bardziej współczesne pomysły czerpiące inspiracje z regionalnej obyczajowości. W ten drugi nurt wpisuje się projekt solniczki i pieprzniczki w kształcie ziemniaka, stworzony przez Marka Cecułę z ćmielowskich fabryk, nazywany zestawem poznańskich pyr. Można śmiało powiedzieć, że pomysł świateł Noriakiego jest kolejną ciepło odebraną identyfikacją wizualną miasta. Już w niecały tydzień po ogłoszeniu przez artystę na mediach społecznościowych informacji o powrocie Peryskopa na Półwiejską, na wiadomość ochoczo zareagowało ponad 2,4 tysiąca użytkowników platformy, a ponad 100 z nich udostępniło wieści dalej. 

Pan Peryskop nie jest pierwszą niecodzienną postacią, która pojawiła się na miejskich światłach w Europie. Spośród znanych i lubianych przykładów warto wspomnieć o berlińskim Amplemannie. Mały, przypominający aparycją Mikołajka z ilustracji Sempé, przechodzień w kapeluszu z rondem od 1961 roku wywołuje uśmiech pieszych niemieckiej stolicy. Zaprojektowany został przez psychologa Karla Peglaui i jak powiedział o nim sam ojciec – twórca, w drugiej połowie lat 90. XX wieku, jest „prawdziwym dzieckiem Berlina”. Figura w kreatywny sposób przypomina o pokłosiu drugiej wojny światowej, którą był podział państwa na dwa osobne bloki – NRD i RFN. W rzeczywistości, sympatyczny ludzik ze świateł pamięta jeszcze czasy wschodnich Niemiec. Amplemann to relikt czasu, który niegdyś ochrzczono ikoną metropolii. Przekształcony w lokalną markę stał się popularnym motywem gadżetów z Berlina. Czy Noriaki doczeka się swojego wejścia do sklepu z poznańskimi pamiątkami, tylko czas pokaże.

Światła dla pieszych to lapidarny element projektowania urbanistycznego, a jednak bardzo inspirujący, o czym świadczą projekty poznańskich świateł Noriakiego i berlińskich Amplemannów. Co więcej, trudno ich nie zauważyć.

Kornelia STARCZEWSKA