Jak feniks z popiołów

Najnowsze komiksy imponują nie tylko treścią, ale i jakością wykonania / fot. Mateusz Drewniak

Rynek komiksowy w Polsce zdaje się być jednym z najbardziej przewrotnych, jakie tylko można sobie wyobrazić w dzisiejszym świecie wydawniczym. W końcu odbiorców obrazkowych opowieści nie ma wcale tak wielu, jak chociażby entuzjastów kina czy czytelników tradycyjnej literatury. Gdy jednak zdamy sobie sprawę, że największym zainteresowaniem cieszą się obecnie pozycje z logiem Marvela, sytuacja pozostałych marek okazuje się być co najmniej dramatyczna. Nawet w kontekście Gwiezdnych Wojen.

Aż trudno uwierzyć, że taka historia wydarzyła się naprawdę – niewielu graczom we współczesnej rzeczywistości pełnej konkurencji udaje się wyjść z tak poważnych tarapatów, w jakich ostatnio znalazło się wydawnictwo Grupy Egmont publikujące z przerwami przez kilkanaście lat serię „Star Wars: Komiks”, wcześniej nazywaną „Gwiezdne Wojny: Komiks”. Zaczęło się od cienkich zeszytów drukowanych na papierze niskiej jakości, kiedy monopol na gwiezdno-wojenne opowieści obrazkowe posiadał jeszcze Dark Hourse. Później obok głównego nurtu pojawiły się wydania specjalne oraz extra, oferujące dłuższe historie. Wkrótce po przejęciu wytwórni Lucasfilm przez Disneya Egmont zgodnie z nową polityką amerykańskiej korporacji rozpoczął wydawać komiksy o przygodach z odległej galaktyki tworzone przez Marvela. Wydawało się, że wszystko jest w porządku – wydawnictwo nie straciło swoich dawnych klientów, a na świeżej fali zainteresowania światem Star Wars po komiksy sięgnęli nowi czytelnicy. Udało się także rozpocząć zupełnie osobną serię „Legendy”, która prezentowała nieprzetłumaczone dotychczas na język polski oraz nieznane historie z uniwersum kreowanego przed laty przez rysowników z Dark Hourse.

Z czasem sytuacja przestała być już taka kolorowa. Z miesięcznika „Gwiezdne Wojny: Komiks” stało się dwumiesięcznikiem. Czasem nawet Egmont zawieszał publikacje na kilka miesięcy, aby wrócić po przerwie z kolejnymi pozycjami. Ostatecznie w wydaniu z października 2020 roku Jacek Drewnowski – stały tłumacz starwarsowych komiksów – w  przedmowie poinformował o końcu edycji i zawieszeniu serii na czas bliżej nieokreślony. Wspominał także o nieszczęśliwym zatrzymaniu się pozycji na 99. numerach (nie licząc wydań specjalnych) i jednocześnie zapewniał, że nie chce mówić odbiorcom serii „żegnajcie”. Nie zmienia to jednak faktu, że wniosek na tamten moment był niezwykle gorzki – „Star Wars: Komiks” mógł już nigdy nie powrócić. U podstaw tego, jak się okazuje z perspektywy czasu, nieadekwatnego przypuszczenia leżała przede wszystkim specyfika polskiego czytelnika oraz strona formalna opowieści tworzonych przez rysowników i scenarzystów z Marvela. Oba te aspekty są ze sobą ściśle połączone, gdyż nasz rodzimy odbiorca komiksów różni się zdecydowanie od tego amerykańskiego. Na zachodzie obrazkowe historie wydawane są w bardzo cienkich zeszytach, których premiery dzieli niewielki odstęp czasu. W Polsce dominują raczej opasłe tomy, publikowane dopiero wtedy, kiedy w konkretnej serii domknięty zostanie dany wątek fabularny. Rodzime tłumaczenia wychodzą zatem z dużym opóźnieniem względem pierwotnego momentu, w którym ostatni zeszyt trafia na półki sklepowe w Stanach Zjednoczonych. Polski czytelnik niestymulowany ciągłymi nowościami, a także zagubiony w gąszczu różnych serii ciągnących się przez kilka tomów stracił motywację do regularnego kupowania gwiezdno-wojennych komiksów. Dodatkowo, nawet jeśli chciałby kiedyś zaopatrzyć się zbiorczo we wszystkie dotychczasowe numery, nie jest to możliwe ze względu na ich niewielkie nakłady. Po miesiącu można taki tom nabyć praktycznie tylko dzięki długotrwałym poszukiwaniom w serwisach pokroju Allegro, gdzie proponowana przez Egmont cena jest mocno zawyżona, a pierwotne 20 złotych pozostaje w sferze marzeń. Biorąc pod uwagę te okoliczności, nietrudno zrozumieć, dlaczego „Star Wars: Komiks” znalazł się w tak tragicznej sytuacji.

Jakież było więc moje zdziwienie, kiedy już na początku 2021 roku do księgarni trafił kolejny tom publikacji. Równocześnie zostały zapowiedziane dodatkowe trzy nowe serie osadzone w innym niż dotychczas eksplorowanym okresie historycznym z dziejów uniwersum Gwiezdnych Wojen. Kolejne tomy mają otrzymać odświeżoną, twardą oprawę i będą wychodziły naprzemiennie z głównymi wydaniami „Star Wars: Komiks”, którego najnowsza część ma pojawić się już w czerwcu. Nawet sam Jacek Drewnowski nie przewidział takiego obrotu spraw, a o całym planie dowiedział się krótko po odesłaniu do druku swojej przedmowy umieszczonej w październikowym numerze. Egmont Polska nie zamieścił żadnych oficjalnych wyjaśnień swojej decyzji dotyczącej tak spektakularnego i błyskawicznego powrotu gwiezdno-wojennych obrazkowych opowieści na rynek, ale najwyraźniej wydawnictwo ma ku temu swoje powody. W końcu poza uszczęśliwieniem oddanych fanów, największy wpływ na podejmowane decyzje mają względy finansowe, a te, jak możemy się domyślać, nie wyglądały pod koniec poprzedniego roku szczególnie optymistycznie.

Abstrahując od tego wątku, nie da się ukryć, że seria „Star Wars: Komiks” odradza się jak feniks z popiołów i wszystko wskazuje na to, że wraz z nowymi liniami wydawniczymi „Gwiezdne Wojny” nie znikną już tak niespodziewanie ze sklepowych półek. Chyba, że dojdzie do tego za sprawą ogromnego zainteresowania. Jedno wydaje się pewne – naszych ulubionych bohaterów z odległej galaktyki zobaczymy jeszcze na niejednej komiksowej planszy!

Mateusz DREWNIAK