Nie peleryna zdobi bohatera

Barwne postaci – znak rozpoznawczy animacji McCrackena/ źródło: kolaż własny z materiałów promocyjnych Netflixa oraz Cartoon Network

Craig McCracken był jednym z czołowych animatorów lat 90-tych. Wraz z Genndym Tartakovskym, Davidem Feissem i Robem Renzettim stanął na czele rewolucji, która odmieniła amerykański rynek animacji telewizyjnej, a z Cartoon Network uczyniła kreskówkowego hegemona. Niemal ćwierć wieku temu serca telewidzów podbiły przygody „Atomówek”, dziś ich twórca przedstawia się nowemu pokoleniu fanów animacji fantastycznym serialem „Kid Cosmic”. 

Wędrówka McCrackena na animatorski szczyt rozpoczęła się w momencie ogłoszenia naboru do antologii krótkometrażowych animacji – „Co za kreskówka!”. Projekt Freda Seiberta, ówczesnego prezesa Hanna-Barbera Cartoons Inc., był inkubatorem pomysłów, które przy pozytywnym odzewie widowni miały szansę przerodzić się w pełnoprawne seriale animowane. Absolwent CalArts pracował wówczas dla Hanna-Barbera także nad „Dwoma głupimi psami”. Odkurzył stworzoną podczas studiów krótkometrażówkę i na jej podstawie zaanimował siedmiominutowy film, który ostatecznie przedstawił Seibertowi i właścicielom stacji. Jego premiera w ramach antologii odbyła się 20 stycznia 1995 roku.  

Koncepcja McCrackena przypadła widzom do gustu, kreskówka otrzymała zielone światło, dając tym samym początek jednemu z najpopularniejszych seriali w historii Cartoon Network. „Atomówki” okazały się artystycznym i komercyjnym sukcesem. Przygody trójki rezolutnych sióstr superbohaterek stojących na straży porządku w mieście Townsville zawładnęły sercami fanów kreskówek na całym świecie. Serial emanował humorem, a przez kolejne epizody przewijała się plejada barwnych postaci – w tym najciekawsza menażeria łotrów w historii animacji.  

Produkcję Amerykanina wyróżniały brawurowe sceny akcji, które bywały zazwyczaj zaskakująco brutalne i niejednokrotnie naturalistyczne. Choć powstały z „cukru, słodkości i różnych śliczności” – oraz, co najważniejsze, odrobiny „związku x” – Atomówki z przestępcami obchodziły się bezkompromisowo. W nawiązaniu do słów autora, stanowiło to satyrę na powracający w opowieściach o superbohaterach motyw przemocy, jako ostatecznego sposobu rozwiązywania konfliktów.

Craig McCracken opuścił pokład „Atomówek” po czterech sezonach, by wcielać w życie kolejne pomysły. Zaprowadziło go to ostatecznie pod drzwi studia Netflix Animation. „Kid Cosmic” jest pierwszą produkcją powstałą ze współpracy doświadczonego animatora ze streamingowym gigantem, jak i kolejną próbą autorskiego starcia z gatunkiem peleryn.

Tytułowy Kid to zaczytany w komiksach chłopiec. Mieszka w przyczepie kempingowej pośrodku amerykańskiego pustkowia i całymi dniami snuje marzenia o byciu bohaterem. Niespodziewanie, gdy w okolicy rozbija się statek obcych, chłopak wchodzi w posiadanie pięciu magicznych kamieni. Z pomocą kleju szybkoschnącego i kilku nakrętek Kid tworzy pierścienie, które obdarzają posiadacza wyjątkowymi zdolnościami. Senne miasteczko staje się celem inwazji kosmitów pragnących posiąść potężne artefakty. Chłopak postanawia obronić planetę przed najeźdźcami i wraz z nastoletnią kelnerką Jo, czteroletnią Rosą, swoim dziadkiem Papą G. i kotem Tuna Sandwichem powołuje nieszablonową grupę superbohaterów.  

Dotychczasowe produkcje McCrackena składały się z luźno powiązanych ze sobą epizodów. W „Kid Cosmic” animator otrzymał szansę rozwinięcia scenopisarskich skrzydeł i stworzył wieloodcinkową narrację. Fabuła bywa naiwna, a nakreślona intryga dość pretekstowa, wcale nie odbiera to jednak radości czerpanej z seansu. Serial stoi postaciami i to obserwacja ich drogi stawania się bohaterami własnych historii jest motorem napędowym serii.

Wątek Kida, jak przystało na postać tytułową, potraktowany zostaje z pieczołowitością, a metamorfoza postaci to najciekawszy element serialu. Chłopak traktuje bycie bohaterem jako fantastyczną odskocznię od rzeczywistości. Ta, jak dowiadujemy się w odcinku pilotażowym, była dla niego wyjątkowo okrutna. Na przestrzeni ośmiu odcinków dorasta do roli, którą sam sobie wymarzył. Świadomy swoich wad Kid przekazuje dowodzenie nad grupą w ręce posiadającej lepsze zdolności liderskie Jo. Pozostaje jednocześnie najważniejszą częścią zespołu – jego sercem.

Finałowa konfrontacja z pozaziemskimi siłami kończy się w niespodziewany sposób. W kontraście do przemocowych „Atomówek” w tym przypadku magiczne pierścienie schodzą na dalszy plan, a ostatecznym orężem w walce z kosmitami okazują się dialogi, dobra wola i empatia. Praca nad drugim sezonem „Kid Cosmic” trwa i wszystko wskazuje na to, że Craig McCracken dołączył do swojego portfolio kolejną animację, której tytuł za kilka lat będzie pojawiać się wyłącznie w towarzystwie słowa „kultowa”. 

Remigiusz RÓŻAŃSKI