Na usługach opozycji?

Babcia Kasia stała się symbolem protestów. Źródło: Wikimedia Commons

Chociaż Babcia Kasia znana jest przede wszystkim z aktywnego udziału w Strajkach Kobiet po wydaniu wyroku przez Trybunał Konstytucyjny, już wcześniej w taki sposób sprzeciwiała się władzy. Dla opozycji stała się symbolem opresji, której władza nie omieszka stosować nawet wobec bezbronnej staruszki. Jednak czy rzeczywiście każde jej zatrzymanie przez policję było bezpodstawne?

Babcia Kasia, czyli tak naprawdę Katarzyna Augustynek, to 64-letnia emerytka. Jak sama przyznała, od jedenastu lat nie ma nikogo bliskiego, a ostatnia osoba z jej rodziny odeszła w 2009 roku. Nie musi się przez to obawiać, że jej akcje komuś zaszkodzą, może swobodnie protestować i nie musi nikogo chronić. Kiedy wybuchła pandemia, Babcia Kasia straciła swoje źródło dorabiania do emerytury. Postanowiła wtedy, że poświęci się w całości protestowaniu przeciwko obecnie rządzącej władzy. Zainspirowało ją do tego kwietniowe pożegnanie prof. Małgorzaty Gersdorf pod Sądem Najwyższym. Postanowiła wówczas, że będzie stać pod Pałacem Prezydenckim z kartonikiem, na którym napisze krótkie hasło i będzie protestować. Początkowo Babcia Kasia latem stała tam codziennie, teraz z powodu pandemii i pogody pojawia się tam rzadziej. 10 października Babci Kasi udało się, pomimo wszystkich zabezpieczeń, krzyknąć w twarz Jarosławowi Kaczyńskiemu: „Pod Trybunał Stanu pójdziesz! Gdzie jest wrak, prezesie Polski?!”.

Pierwszy raz Babcię Kasię zatrzymano 10 listopada poprzedniego roku, kiedy zmierzała na obchody miesięcznicy smoleńskiej. Gdy próbowała przejść przy policyjnej furgonetce, policjanci zaczęli ją popychać, po czym, gdy upadła, złapali ją za ręce i nogi i wrzucili do samochodu. Według świadków nie miała przy sobie nawet transparentu, tylko płócienną, tęczową torbę. Została wypuszczona kilka godzin później z zarzutem naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza na służbie, którego miała uderzyć torebką. Drugi raz została zatrzymana podczas niewielkiego, spontanicznego zgromadzenia pod kościołem Świętego Krzyża. Miała tam wtedy mówić do policjantów: „Brudna robota to, co robisz”, „Gratuluję kariery zawodowej”, „Satysfakcja w takiej robocie zasuwać? Taka plama w życiorysie, zupełny brak kręgosłupa moralnego”, a potem zsunąć maseczkę i opluć funkcjonariusza. Podczas Strajku Kobiet, po próbie wylegitymowania, została zatrzymana i wywieziona na komendę policji w Piasecznie. Postawiono jej zarzut zaatakowania policjantów tęczową torbą. Zatrzymano ją również podczas protestu pod bramą Trybunału Konstytucyjnego. Podczas samego pobytu w areszcie Babcia Kasia miała być poniżana, trzymana w zimnej celi, nie pozwolono jej też zjeść śniadania, napić się wody czy wziąć leków. Zatrzymano ją też podczas protestu pod Sądem Najwyższym, gdzie protestowała przeciw represjom wobec sędziego Igora Tulei. Oskarżono ją o naruszenie nietykalności osobistej i znieważanie policjantów. Zastosowano wobec niej procedurę przyspieszoną, więc przed sąd trafiła już po paru godzinach.

Chociaż Babcia Kasia została uniewinniona, głosy w jej sprawie są podzielone. Jedni uważają ją za symbol walki o wolność, inni nazywają prowokatorką. Jednak czy za każdym razem policja miała podstawy, by Babcię Kasię aresztować? Jeśli chodzi o legitymowanie obywateli przez policję, polskie prawo jest w tej kwestii bardzo niejasne. Zakres sytuacji, w których funkcjonariusze mogą sprawdzić tożsamość, jest niezwykle szeroki. W przypadku strajku jest to najczęściej podejrzenie popełnienia przestępstwa lub możliwość bycia świadkiem czynu zabronionego. Odmowa podania danych jest wykroczeniem zagrożonym grzywną. Policjanci są zobowiązani prawem do reagowania na popełniane wykroczenia i przestępstwa. Słowa, jakich używa Babcia do policjantów, mogą być uznane za obrazę funkcjonariusza, więc mundurowi mają obowiązek zareagować na takie zachowanie. Wystarczy obejrzeć kilka nagrań z zatrzymań, by zobaczyć, że to emerytka jest agresywna w stosunku do funkcjonariuszy, a brutalne, czasem rzeczywiście niewspółmierne do sytuacji zatrzymania są spowodowane oporami Babci Kasi przed współpracą z policją. 

Monika LISIAK