Taki mamy klimat

USA wracają do gry – Joe Biden chce walczyć o spowolnienie zmian klimatu.
Źródło: YouTube

Z jednej strony zachwyt Gretą Thunberg i rzucanymi przez nią hasłami, z drugiej hołd nieodnawialnym źródłom energii i „tradycyjnej” gospodarce. Świat od kilku lat coraz bardziej elektryzują dane ukazujące pogarszający się stan środowiska, co mocno widać na przykładzie USA. Dla jednych zmiany klimatu to kłamstwo, dla innych największe współczesne wyzwanie, któremu przyszło nam sprostać. 

Wizje rozwoju Stanów Zjednoczonych Ameryki Joego Bidena i Donalda Trumpa bardzo różniły się od siebie, co mogliśmy zaobserwować zwłaszcza podczas jesiennych debat prezydenckich. Kwestia ochrony środowiska była jedną z tych, które najbardziej podzieliły wyborców ówczesnych kandydatów na stanowisko głowy państwa USA i niewątpliwie wpłynęła na zwycięstwo Bidena w starciu o prezydencki fotel. Donald Trump optował za tradycyjnymi źródłami energii, odrzucając w większości odnawialne rozwiązania. Tłumaczył to nadmiernymi wydatkami oraz troską o amerykańskie przedsiębiorstwa. Były prezydent USA wycofał się z osiągniętego w 2015 roku porozumienia paryskiego, co nie było dużym zaskoczeniem – zapowiadał to od początku swojej kadencji. Biden z kolei, jak w wielu innych kwestiach i tu stanął po przeciwnej stronie barykady do republikanina. Choć nie tak radykalnie jak postępowe skrzydło partii Demokratycznej, również opowiadał się i nadal opowiada za rozwiązaniami, które pomogą obniżyć emisję gazów cieplarnianych w USA, a tym samym spowolnią zmiany klimatu. 

Przystąpienie Stanów Zjednoczonych Ameryki do porozumienia paryskiego podpisała administracja prezydenta Baracka Obamy, który wówczas zobowiązał państwo do redukcji emisji gazów cieplarnianych o 26-28% do 2025 roku w porównaniu z rokiem 2005. W 2015 roku w stolicy Francji państwa-sygnatariusze zobligowały się do podjęcia działań na rzecz ograniczenia wzrostu średniej temperatury na świecie poniżej dwóch stopni Celsjusza w porównaniu z epoką przedindustrialną. Porozumienie paryskie zakłada także osiągnięcie neutralności węglowej do 2050 roku. Osiągnięcie tych celów wiąże się m.in. z tym, że świat musi zmniejszyć globalną emisję gazów cieplarnianych. Udział USA w tej emisji pod koniec ubiegłego roku według raportu BP „Statistical Review of World Energy 2020” wynosił 14%. Choć w ciągu kilku lat udział Stanów Zjednoczonych Ameryki zmalał (z 17,89% według zapisów porozumienia paryskiego z 2015 roku), kraj ten nadal pozostaje na drugim miejscu niechlubnego rankingu.

Joe Biden jeszcze podczas wyścigu o stanowisko prezydenta zadeklarował, że jeśli zwycięży w wyborach, to jego kraj powróci do międzynarodowej współpracy na rzecz ochrony środowiska. Tak też się stało – jedną z jego pierwszych decyzji podjętych w ramach akcji „sprzątania po Trumpie” była ta o powrocie USA do porozumienia paryskiego. 46. prezydent tego państwa pod koniec kwietnia zorganizował szczyt klimatyczny, na którym zadeklarował, że USA zmniejszą emisje gazów cieplarnianych o 50-52% do 2030 roku, w porównaniu z rokiem 2005.  

Stany Zjednoczone Ameryki wróciły do gry, a coraz śmielsze deklaracje światowych przywódców w sprawie poprawy ochrony środowiska dają nadzieję na realne efekty. Wciąż jednak nie brakuje głosów negujących sens działań na rzecz natury. Z jednej strony coraz częściej widać w ludziach chęć do zmian, z drugiej nadal nie brakuje sceptyków klimatycznych, według których pogarszający się stan środowiska to mrzonka. Taki stan rzeczy poniekąd pokazały elektryzujące Amerykanów kwestie polityki klimatycznej podczas wyborów prezydenckich. Z tego też względu bardzo ważne jest, aby rządzący zapewniali dostęp do rzetelnych informacji w tym zakresie i dementowali fałszywe teorie. Pamiętajmy jednak, że na spowolnienie zmian klimatu wpływ mają nie tylko działania w skali makro. Z pozoru małe czynności wykonywane przez wielu ludzi dają imponujące rezultaty. Mimo trawiącej świat pandemii wciąż jednym z największych wyzwań stojących przed nami pozostaje problem zmian klimatu. To czy mu sprostamy, w dużej mierze zależy od naszych codziennych wyborów.

Oliwia TROJANOWSKA