Ten od ludzików

Murale „Crack is Wack” to flagowe prace w artystycznej karierze Keitha Haringa/ źródło: Flickr.com

Z komercjalizacją sztuki mamy do czynienia od dekad, ale nie da się ukryć, że w ostatnich latach postępuje ona szczególnie intensywnie. Wybitne dzieła trafiają na kubki, magnesy i przede wszystkim na ubrania. Ludzie, którzy kupują ich reprodukcje, często nie znają historii kryjących się za pierwotnymi projektami. Niedawno minął rok od kiedy Medicine wypuściło pierwszą linię ubrań zdobionych wzorami Keitha Haringa. Warto przyjrzeć się sylwetce tego kultowego, choć trochę zapomnianego artysty.

Keith Haring przyszedł na świat w 1958 roku w Pensylwanii. Będąc pod wpływem ojca, żywiącego zamiłowanie do rysowania, sztuką interesował się już jako dziecko. Jego wczesne lata upłynęły pod znakiem pacyfki – za młodu był częścią hipisowskiego ruchu religijnego „The Jesus Movement”. Podróżował autostopem po Ameryce, sprzedawał autorskie koszulki z nadrukami skierowanymi przeciwko polityce Nixona. Był też fanem kontrkulturowego zespołu Grateful Dead. W Nowym Jorku, z którym miał później związać się na całe życie, osiadł mając 20 lat. Tam zaczął tworzyć graffiti, najpierw kredą w metrze, potem sprejem na muralach. Szybko zdobył popularność dzięki unikalnemu stylowi – już w 1981 roku doczekał się swojej pierwszej solowej wystawy.

Evviva l’arte

Pozbawione twarzy i cech charakterystycznych kolorowe ludziki na minimalistycznych tłach to stały motyw w twórczość Haringa. Skaczące, tańczące, trzęsące się – zawsze utrzymane w pozornym ruchu zaznaczanym otaczającymi postaci dynamicznymi kreskami. Wiele z jego prac to dzieła minimalistyczne, pozornie banalne, jak przedstawiająca raczkujące dziecko „Radiant Baby”. To nie na nich jednak obrósł prawdziwym kultem Haring, a na dojrzałym komentarzu politycznym i społecznym, którego w jego dziełach nie brakuje.

Jeden z niewielu przypadków, w których kolor haringowskich postaci ma znaczenie, to obraz przedstawiający ludzika czarnego i białego. Czarny – duży, wypełniający większość płótna, kopie białego – małego, spycha go w róg, a ten trzyma go na smyczy. Dzieło pozbawione jest tytułu, ale powszechnie nazywa się je „Apartheid”. Powstało w 1984 roku. Na ówczesnych manifestacjach politycznych często pojawiało się na flagach i banerach z podpisem „Free South Africa”.

Prawdopodobnie najsłynniejsze dzieło Haringa dotyczy jednak innego problemu. Powstało jako reakcja na falę uzależnienia od cracku, która zdziesiątkowała wschodnie wybrzeże w latach osiemdziesiątych, nieudolną politykę antynarkotykową rządu Regana i bezpośrednie, osobiste przeżycia Keitha. Jego bliski przyjaciel pogrążył się w uzależnieniu. Haring stworzył kilka wersji muralu (pierwszą wykonując nielegalnie, przez co skończył w areszcie). Każda z nich przedstawia jednak haringowskie ludziki, obiegowe symbole narkotyków (węża, szkielet z lufką, ludożerczego, rybiego stwora) i napis: „CRACK IS WACK”. Crack jest słaby, do bani, „frajerski”.

Evviva l’artista

Obok tego antynarkotykowego emblematu, Haring kojarzony jest też z walki z AIDS. Temat ten był dla niego bardzo osobisty – sam był ujawnionym gejem i w 1987 roku zdiagnozowano u niego zakażenie wirusem HIV. Podobnie jak w przypadku kokainizmu, rozczarowany podejściem polityków do problemu Keith sięgnął po sztukę. Przy jej pomocy promował bezpieczny seks i zachęcał do regularnego badania się. Międzynarodową sławę przyniosły mu plakaty stworzone dla organizacji ACT UP (AIDS Coalition to Unleash Power). Najsłynniejszym był ten z hasłem „Ignorance = Fear / Silence = Death” („Ignorancja = Strach; Milczenie = Śmierć”). Haring krótko przed śmiercią założył Keith Haring Foundation –  działającą do dzisiaj organizację charytatywną na rzecz dzieci żyjących w ubóstwie i osób cierpiących na AIDS.

Keith, jak wielu chorych na AIDS w tamtym czasie, przegrał walkę z chorobą. Zmarł w 1990 roku. Zanim do tego doszło, zdążył zaprzyjaźnić się z Madonną, Basquiatem, Andym Warholem, Yoko Ono i Grace Jones. Doczekał się wystaw na Biennale w Wenecji, Sao Paulo i Nowym Jorku. 4 maja obchodziłby 63. urodziny. Nie pozwólmy, żeby pozostał tylko nadrukiem na koszulce i pamiętajmy o tej nowojorskiej legendzie, jego niewątpliwym wpływie na współczesną sztukę, modę i design oraz o nieustającej walce o prawa człowieka, którą toczył.

Michał FILIPIAK