Horror w Grudziądzu i nuda we Wrocławiu, czyli Ekstraliga w pigułce

9. kolejka przyniosła wiele emocji. Źródło: Instagram / speedwayekstraliga

Dziewiąta runda PGE Ekstraligi przybliżyła nas do poznania odpowiedzi na pytanie o play-offy. Z największymi szansami na czwórkę są: Sparta Wrocław, Stal Gorzów, Unia Leszno i Motor Lublin. Wiadomo również, że zdecydowanie bliżej spadku jest drużyna z Grudziądza, a barażami zamiast Falubazu będzie musiała martwić się ekipa z Torunia, choć tu kwestia nie jest jeszcze rozstrzygnięta.

EWINNER APATOR TORUŃ – BETARD SPARTA WROCŁAW

Torunianie, przyjmując u siebie gości z Wrocławia, od razu wiedzieli, że spotkanie nie będzie łatwe, a szanse na wygraną nikłe. Spartanie od meczu w Zielonej Górze prezentują niezwykle wysoką formę i pomiędzy nimi a drużynami z dolnej części tabeli wywiązuje się bardzo nierówna walka. Taki też los czekał Anioły. Gospodarze od początku meczu zostawali w tyle, nie mieli szybkości, a goście odjeżdżali spod taśmy i w rezultacie torunianie mogli jedynie oglądać ich plecy. Przez całe zawody Apator nie wygrał drużynowo ani jednego biegu.  Wśród wszystkich żużlowców Sparty znalazło się zaledwie dwóch, którzy wyrwali indywidualne „trójki”. Po sześciu wyścigach wrocławianie prowadzili już dziesięcioma „oczkami”, a ich wygrana była tylko formalnością. Ostatecznie spotkanie zakończyło się zwycięstwem gości w stosunku 54:36. Sytuacja Torunia w tabeli staje się coraz trudniejsza.

Najlepszy wśród gospodarzy okazał się Paweł Przedpełski, który po dwuletniej przerwie powrócił do Torunia jako syn marnotrawny. Polak odjechał naprawdę dobry mecz, zdobywając 11 punktów w pięciu startach. Był również jedną z dwóch osób z Torunia, którym udało się wywalczyć indywidualne zwycięstwa. Drugą był Robert Lambert, który również spisał się całkiem nieźle. W całym meczu zdobył osiem „oczek”. O dziwo, następnym w kolejce punktowej był Adrian Miedziński, który od początku sezonu mierzy się z poważnymi problemami. Żużlowiec dorzucił pięć punktów. Bardzo słabe spotkanie odjechali bracia Holderowie. Chociaż starszy z nich, Chris, nie przeżywa najlepszego sezonu w życiu, cztery „oczka” w jego wykonaniu nie są zadowalającym wynikiem. Nie jest to dobry rezultat zwłaszcza w przypadku jego brata – Jacka (4 pkt), który był do tej pory liderem toruńskich Aniołów. Moja ogólna ocena seniorów to dwójka z plusem za pozytywną postawę Pawła Przedpełskiego. Nie lepiej sprawowali się młodzieżowcy. Krzysztof Lewandowski odjechał całkiem niezłe zawody i przywiózł cztery punkty, jednak Karol Żupiński znowu nie zapunktował. Im wystawiam trojkę.

W zupełnie odmiennej sytuacji była drużyna przyjezdnych. Wśród wrocławian nieocenionym liderem i niedoścignionym zawodnikiem był Maciej Janowski. Świetnie prezentował się na torze i według mnie to właśnie on zasługuje na miano MVP meczu. Pochwały należą się również Taiowi Woffindenowi (11 pkt) oraz Artemowi Łagucie (13 pkt). Obaj również zdobyli bardzo ważne punkty. Solidną drugą linię stanowili Gleb Czugunow oraz Daniel Bewley. Zarówno jeden, jak i drugi potrafili wygrać wyścig z przeciwnikami. Widać, że wrocławianie są zgraną drużyną z dużym potencjałem na zostanie drużynowymi mistrzami Polski. Seniorzy nie zasługują na nic innego jak na piątki. Młodzieżowcy ewidentnie nie są najlepszą parą juniorską w Polsce, jednak mimo to zrobili swoje. Zwyciężyli bieg juniorski na wyjeździe i za to należą im się pochwały. Należy jednak zaznaczyć, że to właśnie młodzi zawodnicy przywieźli najwięcej „zerówek” w zespole. Ich ogólna ocena to trójka z minusem.

FOGO UNIA LESZNO – ELTROX WŁÓKNIARZ CZĘSTOCHOWA

Drugie piątkowe spotkanie zapowiadało się na bardzo wyrównane starcie. Wracająca na domowy owal po dwóch wyjazdowych porażkach Unia podejmowała częstochowskie Lwy. Te w tym sezonie jako goście radziły sobie bardzo dobrze. Pomimo swoich problemów lekkim faworytem meczu byli leszczynianie, dla których potyczka z drużyną z Częstochowy miała być początkiem pięcia się w górę ligowej tabeli. Zgodnie z przewidywaniami na torze w Lesznie kibice oglądali zacięty pojedynek. Żadna z ekip nie potrafiła odskoczyć punktowo rywalowi. Lepszy początek zanotowali gospodarze, którzy po czterech biegach prowadzili 13:11. Radość z przewagi nie trwała jednak długo – już w szóstej gonitwie częstochowianie wygrali podwójnie i to oni mieli dwa „oczka” więcej. Takie szachowania trwały całe spotkanie. Jeszcze przed biegami nominowanymi na tablicy widniał wynik remisowy. Dopiero w ostatniej potyczce świetni tego dnia Janusz Kołodziej i Jason Doyle zapewnili swojej drużynie zwycięstwo 47:43, a także kolejne punkty do ligowej tabeli. Pomimo wygranej Unia ma wiele do myślenia przed swoim kolejnym meczem. Lwy natomiast po raz kolejny udowodniły, że będą groźne na każdym torze PGE Ekstraligi.

W zwycięskiej drużynie prym wiedli wspomniani już Janusz Kołodziej oraz Jason Doyle i to wśród nich upatrywałabym MVP meczu. Zdobywcy odpowiednio 13 i 12 punktów byli w piątkowy wieczór piekielnie szybcy i często w dziecinny wręcz sposób wyprzedzali na trasie rywali. Na swoim poziomie pojechał Jaimon Lidsey, który zanotował tylko jedną „zerówkę” w 14. biegu. Australijczyk dobrze czuł się na leszczyńskim owalu, o czym świadczą chociażby dwa indywidualne zwycięstwa. Dużym rozczarowaniem okazała się postawa Emila Sajfutdinowa. Piątkowe zmagania zakończyły się dla niego jednak szczęśliwie. Rosjanin przez całe spotkanie przywoził do mety same „jedynki”, aż w końcu w ostatniej swojej gonitwie uciekł przed dwójką przeciwników z Częstochowy i uratował w tym biegu cenny remis. Martwić może jazda Piotra Pawlickiego. Widać, że kapitan Unii stara się, ale nie może wykrzesać nic ze swoich motocykli. Jego wynik w postaci trzech „oczek” ukazuje duży problem nie tylko 26-latka, ale też całej drużyny z Leszna. Bez mocnej formacji seniorskiej, którą za ten mecz oceniam na czwórkę z plusem, mistrz Polski nie może marzyć o obronie tytułu. Ta piątka musi ukrywać braki wśród juniorów, które były widoczne również w tym spotkaniu. Kacper Pludra i Damian Ratajczak zdobyli razem tylko trzy punkty i przegrywali bezpośrednie rywalizacje ze swoimi vis-à-vis z Częstochowy. Nie mogę ocenić ich wyżej niż na trójkę z minusem.

Pomimo przegranej częstochowskie Lwy mogły wracać z piątkowego meczu z podniesioną głową. Ich drużyna miała tylko jedną dziurę w składzie w postaci Kacpra Woryny. Polak po raz kolejny w tym sezonie pogubił się z ustawieniami i nie mógł nawiązać równej walki z przeciwnikami. Swój udział w spotkaniu zakończył na trzech biegach. W pozostałych był zmieniany przez juniorów. Reszta seniorów Włókniarza zaprezentowała się przyzwoicie. Leon Madsen i Bartosz Smektała zdobyli po dziewięć punktów, a Jonas Jeppesen oraz Fredrik Lindgren po osiem. Na wymagającym torze w Lesznie wymieniona czwórka imponowała przede wszystkim startami, chociaż i na trasie potrafiła w efektowny i efektywny sposób atakować rywali. Oceniam ją zatem na czwórkę z minusem. Kolejny świetny mecz Lwów na wyjeździe pokazuje, że awans do fazy play-off PGE Ekstraligi, a nawet walka o najcenniejszy kruszec wydają się realne. W osiągnięciu tego ambitnego celu pomogą z pewnością młodzieżowcy. Jakub Miśkowiak oraz Mateusz Świdnicki przez wielu ekspertów uważani są za najlepszą parę juniorską w lidze, jednak piątkowe spotkanie nie pokazało takiej siły częstochowian jak ich poprzednie potyczki. Młode „lwiątka” wygrały 2. bieg 4:2, ale później zdobyły tylko cztery „oczka”, co przekłada się na ocenę dobrą. Kibice Włókniarza mogą jednak spać spokojnie – ta dwójka jest gwarantem punktów, a dodając do tego stabilny skład seniorski, daje to nadzieję na walkę o najwyższe sportowe cele.

ZOOLESZCZ DPV LOGISTIC GKM GRUDZIĄDZ – MARWIS.PL FALUBAZ ZIELONA GÓRA

Spotkanie pomiędzy Falubazem Zielona Góra a grudziądzkim GKM-em było najważniejszym w drugiej części tabeli. Od niego zależało „być albo nie być” zarówno gospodarzy, jak i gości. To było widać i czuć od pierwszego biegu. Jasnym dowodem na to może być liczba wypadków, defektów i wykluczeń w ciągu spotkania. Zawodnicy upadali na tor aż czterokrotnie. Największe obrażenia odniósł Nile Tufft, który po kraksie w drugim wyścigu został zabrany karetką do szpitala. Po stronie gospodarzy zanotowano dwa defekty i wykluczenie, natomiast po stronie gości – dwa wykluczenia. Po siódmej gonitwie grudziądzanie prowadzili ośmioma punktami, a zielonogórzanie wciąż nie mieli na swoim koncie drużynowego zwycięstwa. Mimo tych liczb mecz był bardzo wyrównany, a goście wciąż byli w bliskim kontakcie ze swoim przeciwnikiem. Wszystko zaczęło się zmieniać w trzeciej serii startów, w której Falubaz wygrał dwa razy 4:2 i raz podwójnie, odrabiając tym samym osiem „oczek” i remisując w całym spotkaniu. Ostatecznie horror w Grudziądzu zakończył się podziałem punktów, choć to zespół gości mógł czuć się zwycięski, gdyż do domu wrócił z dwoma dużymi „oczkami”. Obecnie Falubaz może czuć się bezpieczniej, bo po spotkaniu plasuje się na szóstym miejscu w tabeli.

Liderem gospodarzy był Nicki Pedersen. Duńczyk zanotował naprawdę dobry mecz. W pięciu startach przywiózł 14 punktów i tylko raz został wyprzedzony przez przeciwnika. Udane spotkanie odjechał również Przemysław Pawlicki. Polak dwa razy zwyciężył i gdyby nie jego skupienie i determinacja, grudziądzanie mogliby przegrać 14. wyścig. Młody zawodnik w powtórce biegu wyjechał spod taśmy jako pierwszy i pognał niezagrożony do mety. Łącznie do wyniku drużyny dorzucił dziewięć punktów. Ważne „oczka” należały również do Kennetha Bjerre. On także zwyciężył raz. O ile pierwsza i druga seria zawodów zdecydowanie należała do gospodarzy, to trzecia to odrodzenie gości. Dobrze było to widać na przykładzie Pawła Miesiąca, który w swojej piątej gonitwie zanotował „zerówkę”. Moja ogólna ocena formacji seniorskiej to czwórka z minusem. Młodzieżowcy dobrze wykorzystywali nieobecność Nile Tuffta, gdyż w drugim oraz dwunastym wyścigu otrzymali „darmowe” punkty, przyjeżdżając na trzeciej pozycji. Przez to można jednak powiedzieć, że nie pokazali na torze zbyt wiele. Tym samym nie zasługują na więcej niż trójkę.

Ogromnym zaskoczeniem i miłą niespodzianką okazał się występ Mateja Žagara. Słowak w niedzielnym spotkaniu był ogromnym wparciem i zdecydowanym liderem Falubazu. Na tor wyjechał sześć razy i zdobył łącznie 14 „oczek” – najwięcej pośród swoich kolegów z drużyny. Dzięki swojemu fenomenalnemu występowi 38-latek zasługuje na miano MVP tych zmagań. Czy żużlowiec na dobre poradził sobie z kłopotami sprzętowymi, które do tej pory bardzo utrudniały mu jazdę, okaże się w następnym meczu domowym w Zielonej Górze. Świetny zaprezentował się również Patryk Dudek (13 pkt), zawsze stanowiący nieocenioną podwalinę zielonogórskiej ekipy. Szalenie ważne punkty dorzucił również kapitan, Piotr Protasiewicz – dwa razy przyjechał na pierwszej pozycji i łącznie zebrał 10 punktów. Widać, że również Protasiewicz uporał się z barierami, które dotychczas mu towarzyszyły. Tym razem kiepskie zawody zaliczył Mateusz Tonder, którego – po „zerówce” w pierwszym biegu – trener postanowił szybko zastąpić. Przez to żużlowiec pojawił się ponownie dopiero w 10. wyścigu, lecz tam również nic nie pokazał. Seniorzy Falubazu otrzymują ode mnie czwórkę z plusem. Wśród juniorów zdecydowanie zabrakło Nile Tuffta. Jego punkty z pewnością przybliżyłby zielonogórzan do zwycięstwa. Według nieoficjalnych informacji zawodnik ma zerwane więzadła w prawym ramieniu. Drugi z juniorów – Fabian Ragus, zrobił swoje. Osamotniony zwyciężył bieg juniorski, a później dorzucił jeszcze jeden punkt mimo wykluczenia i upadku w czwartej gonitwie. Ze względu na trudne warunki torowe i mecz wyjazdowy stawiam Ragusowi piątkę z minusem.

MOTOR LUBLIN – MOJE BERMUDY STAL GORZÓW

Przełożony z powodu złych warunków atmosferycznych mecz w Lublinie zapowiadał się niezwykle ciekawie. Gorzowianie jechali na stadion przy Alejach Zygmuntowskich, aby obronić 14-punktową zaliczkę z pierwszego spotkania i wywalczyć co najmniej punkt bonusowy. Żużlowcy Motoru natomiast mieli ambicje, by wygrać ze swoimi rywalami za trzy „oczka”. Stawka zawodów była ogromna – zwycięska drużyna mogła znacząco przybliżyć się do fazy play-off. Widać to było od pierwszego biegu. Zawodnicy obu ekip jechali agresywnie, czasem wręcz na pograniczu faulu. Zmagania miały dwie fazy – do ich połowy stroną przeważającą byli gospodarze, którzy potrafili wypracować sobie nawet ośmiopunktową przewagę. Od dziewiątej gonitwy goście z Gorzowa znaleźli jednak odpowiednie ustawienia i wygrywali wyścigi, również podwójnie. Przed biegami nominowanymi Motor prowadził tylko jednym punktem (ze względu na wykluczenie Mikkela Michelsena w 13. starcie) i, ze względu na świetną dyspozycję liderów Stali, był w trudnym położeniu. Ostatecznie jednak żużlowcy z Lublina sprostali dużej presji kibiców. Bohaterem spotkania niespodziewanie został zawodzący do tej pory Grigorij Łaguta, który w 15. gonitwie jako pierwszy przekroczył linię mety, czym przypieczętował zwycięstwo swojej drużyny 46:43. Koziołki pozostają drużyną niepokonaną na swoim torze, natomiast gorzowianie i tak mogą cieszyć się ze swojego rezultatu i punktu bonusowego.

W ekipie gospodarzy na słowa uznania zasługuje przede wszystkim formacja juniorska, która według mnie jest MVP tego meczu. Bez siedmiu punktów Wiktora Lamparta i trzech Mateusza Cierniaka Motor bez wątpienia musiałby uznać wyższość swoich rywali. Młodzieżowcy jechali bardzo efektownie i w bezpośrednich starciach wygrywali ze swoimi vis-à-vis ze Stali. Oceniam ich na piątkę z plusem. Ciekawostką jest fakt, iż żużlowcy z Lublina wygrali mecz mimo iż żaden z seniorów nie zdobył „dwucyfrówki”, co zdarza się bardzo rzadko. Jak już pisałam, w końcówce zaimponował Łaguta, jednak do 15. biegu zdobył on tylko sześć „oczek” i nie zanotował indywidualnego zwycięstwa, co na swoim torze jest dla Rosjanina niezadowalającym wynikiem. W każdym swoim wyścigu punktował natomiast Dominik Kubera, a w wielu gonitwach nie ustępował liderom gości. W kratkę jeździli pozostali seniorzy Motoru. Jarosław Hampel miał słabą końcówkę spotkania, a u Mikkela Michelsena widoczne było zmęczenie eliminacjami GP, w których uczestniczył dzień wcześniej. Z kolei Krzysztof Buczkowski pojechał tylko w trzech biegach. Formację seniorską oceniam na trójkę z plusem. Całemu zespołowi po tym meczu powinna zapalić się lampka ostrzegawcza. Stal swoim występem pokazała, że każda ekipa z czołówki PGE Ekstraligi może na torze przy Alejach Zygmuntowskich powalczyć o zwycięstwo.

W drużynie gorzowskiej po raz kolejny w tym sezonie świetnie pojechała czwórka seniorów. Jak co mecz najskuteczniejszym zawodnikiem okazał się Bartosz Zmarzlik, który w całym spotkaniu stracił tylko dwa punkty. „Dwucyfrówkę” zaliczył również Martin Vaculík, a jego wynik mógłby być okazalszy, gdyby nie upadek w jednym z biegów. Dużą waleczność pokazali na torze Szymon Woźniak oraz Anders Thomsen. Szczególnie postawa Polaka mogła być dla wielu zaskoczeniem. W porównaniu do Duńczyka nie jest on żużlowcem znanym z efektownych ataków, a w meczu w Lublinie popisał się takimi kilkoma. Zdobywcy siedmiu i ośmiu „oczek” trochę zawiedli w biegu nominowanym, w którym przegrali ze swoimi przeciwnikami 2:4 i skomplikowali sytuację zespołu w kontekście zwycięstwa. W formacji po raz kolejny fatalnie zaprezentował się zawodnik do lat 24. Rafał Karczmarz pojechał w niedzielę tylko dwa razy, przyjeżdżając w obu przypadkach jako ostatni. Co prawda miał szybki sprzęt, jednak nie przełożyło się to na zdobycze punktowe. Z tego względu nie mogę ocenić seniorów Stali wyżej niż na czwórkę z plusem. Walki nie podjęli również juniorzy z Gorzowa. Kamil Pytlewski zastąpił kontuzjowanego Kamila Nowackiego i miał problem nawet z przejechaniem czterech okrążeń, natomiast Wiktor Jasiński zakończył spotkanie z rozczarowującymi dwoma „oczkami”. Juniorzy, porównując ich ze swoimi vis-à-vis z Lublina, zasługują na dwójkę. Ten mecz uwydatnił wszystkie plusy i minusy w ekipie Stali. Świetni seniorzy dają nadzieję na spokojny awans do fazy play-off. Ze względu na słabych młodzieżowców i zawodnika do lat 24. nie wiadomo jednak, czy tam siła rażenia gorzowian nie będzie zbyt mała na walkę o medale.

Emilia RATAJCZAK & Marta KOTECKA